Tygodnik „Myśl Polska”, który zwykł przypominać rozmaite przedwojenne archiwalia, głównie o proweniencji endeckiej, tym razem zaskoczył czytelników publikacją obszernego fragmentu broszury politycznej „Polska idea imperialna”. Wszyscy oczywiście wiedzą, co to była za broszura, ale ponieważ nikt jej od czasu pierwodruku w roku 1938 nie wznowił, a fragmentu, o którym mowa, próżno szukać w opracowaniach poświęconych Redaktorowi i jego środowisku, na wszelki wypadek przypomnę. „Polska idea imperialna” stanowiła ideowy manifest i program środowiska skupionego wokół redagowanego przez Jerzego Giedroycia pisma „Polityka” (wcześniej: „Bunt Młodych”) ? bardzo obiecującej grupy młodych zwolenników Sanacji, wyznających idee, jak to wówczas ujmowano, państwowotwórcze. Wprawdzie broszurę redagowali wspólnie Adolf i Aleksander Bocheńscy, Stanisław Skwarczyński i Kazimierz Studentowicz, a Giedroyc ograniczył się tylko do opatrzenia jej wstępem, nie ma jednak wątpliwości, że to właśnie przyszły wieloletni wydawca i redaktor „Kultury” był spiritus movens całego przedsięwzięcia. Nie kryje tego zresztą w swej o ponad pół wieku późniejszej autobiografii ? i choć zaznacza, że nie pod wszystkim w broszurze tej się podpisywał, to zaraz uściśla, czego to dotyczyło: „bardzo w niej mocne akcenty katolickie nie odpowiadały moim przekonaniom”.
A nie o te akcenty akurat nam tu chodzi.,
Przeciętnego tzw. liberalnego inteligenta, wychowanego na „Gazecie Wyborczej”, wspomniany tekst wprawić musi w głęboki dysonans poznawczy. Zapewne zresztą dlatego pozostaje nieznany. Przytoczony fragment traktuje o postulowanej przez środowisko Giedroycia polityce państwa polskiego wobec Żydów. Co konkretnie postulują zbuntowani młodzi sanatorzy? Zacytujmy. Po pierwsze: „numerus clausus na wyższych uczelniach oraz w wolnych zawodach”. Po drugie: „nieprzyjmowanie Żydów na posady publiczne, specjalnie zaś na żadne kierownicze stanowiska”. Po trzecie: „oddawanie dostaw rządowych firmom chrześcijańskim”. Po piąte (skracam ? ciekawych pełnego tekstu zapraszam do „Myśli Polskiej”, względnie, jeśli nie mogą przemóc obrzydzenia do neoendecji, do Biblioteki Narodowej): „zakazu anonimowych firm ukrywających żydowskich właścicieli; zakazu zmiany nazwisk itp.”. I wreszcie „obsadzenia wszystkich stanowisk politycznych i gospodarczych o decydującym znaczeniu dla państwa wyłącznie przez rdzennych Polaków”.
Mimo, iż postulaty te obudowane są deklaracjami potępienia dla „rasistowskiego podejścia do problemu żydowskiego, jako sprzecznego z doktryną kościoła katolickiego”, przedstawiony tu zespół poglądów jest dziś w upowszechnianym przez michnikowszczyznę i środowiska do niej zbliżone stereotypie jednoznacznie przypisywany endecji. Poglądy takie miały jakoby wynikać wprost z silnej pozycji w Polsce Kościoła i z antysemickich namiętności.
Ponieważ, jak wspomniałem, sam Giedroyc o sprawie wypowiadał się otwarcie i uczciwie, uzupełnijmy archiwalny manifest jego „Autobiografią na cztery ręce”. Tu starszy i mądrzejszy o pół wieku Redaktor przyznaje, iż język broszury „dziś wydaje się rasistowski, choć w swoim czasie różnił się od języka rasistów”. Mówi, że zawarte w tekście „sformułowania są dziś nie do obrony... ale wtedy te sformułowania nikogo z nas nie raziły. Byliśmy przekonani, że istnieje w Polsce problem żydowski… którego nie da się rozwiązać w trybie asymilacji. Ponieważ zaś Żydzi byli rozrzuceni po całym kraju, nie można było domagać się dla nich autonomii, jak dla Ukraińców. Za jedyne rozwiązanie uważaliśmy zatem masową emigrację Żydów do Palestyny. Stąd moje kontakty z Żabotyńskim, które skądinąd budziły wiele zastrzeżeń w różnych kołach, w tym ? żydowskich”.