Wojciech Pięciak w swoim tekście [link=http://www.rp.pl/artykul/321042.html]„I pamięć, i pojednanie” [/link] przywołał postępowanie prymasa Augusta Hlonda na Ziemiach Odzyskanych w 1945 r. jako przykład tego, „jak działanie w imię racji stanu może się rozbiegać z moralnością”. Prymas, „organizując polski Kościół na Ziemiach Odzyskanych (…), usunął z Warmii i Śląska biskupów ordynariuszy niemieckich diecezji” – pisze publicysta.
Papieskie pełnomocnictwa z 8 lipca 1945 r., na które się przy tym powoływał, nie mogły jednak dotyczyć ziem przekazanych Polsce w wyniku konferencji poczdamskiej, która zakończyła się blisko miesiąc później. Hlond w swym działaniu miał się zatem zachować nie jak wierny Ewangelii chrześcijanin, lecz jak „klasyczny polityk, w imię polskiej racji stanu”.
W odróżnieniu od wielu niemieckich krytyków Hlonda Pięciak przyznaje, że zasadniczym powodem działania prymasa było dobro polskich katolików napływających na ziemie zachodnie, a nie chęć utrwalenia polskich zdobyczy terytorialnych, pognębienia Kościoła ewangelickiego czy też niemieckich katolików. Niemniej jednak zarzuca prymasowi kierowanie się interesem własnego narodu kosztem niemieckich braci w wierze.
[srodtytul]Niemcy oskarżają kardynała[/srodtytul]
Wojciech Pięciak, bez wątpienia wybitny znawca tematyki niemieckiej, przedstawił polskiemu czytelnikowi złagodzoną wersję powszechnych w niemieckich kręgach narodowo-konserwatywnych zarzutów wobec prymasa Hlonda.
Złagodzoną, gdyż w periodykach katolickich wysiedleńców można przeczytać, iż nikt inny, jak tylko Hlond, winien jest wypędzenia i śmierci niemieckich katolików ze wschodu. Były dyrektor niemieckiej sekcji Radia Watykańskiego, o. Lothar Groppe SJ, oskarżył prymasa Polski publicznie o „oszukańczą manipulację” i „bezwstydne kłamstwo”. A ks. prof. Franz Scholz dowodził, iż Hlond był psychicznie niestabilnym szowinistą.
To właśnie ks. prof. Scholz poprzez swoje publikacje najbardziej przyczynił się do rozpowszechnienia czarnej legendy prymasa Polski, której elementy przedstawił w swoim artykule Wojciech Pięciak. Jednak zanim zaczniemy przyjmować tę legendę za dobrą monetę, warto zadać sobie pytanie, ile ma ona wspólnego z rzeczywistością.
Jak dotąd, żaden profesjonalny historyk nie zbadał postawy polskiego Kościoła wobec niemieckich struktur kościelnych na Ziemiach Odzyskanych w 1945 r. Od dziesiątków lat kolejni publicyści na zasadzie głuchego telefonu powielają te same twierdzenia, nie troszcząc się o rzetelną analizę źródeł.
Klasykiem tematu pozostają prace ks. Scholza, teologa, a nie historyka. Warsztatowe mankamenty jego publikacji i jednostronność argumentacji nie wytrzymują nawet powierzchownej krytyki i zostały podkreślone zarówno przez polskich, jak i przez niemieckich recenzentów fachowych.
[srodtytul]Komuniści przeciw niemieckiemu Kościołowi[/srodtytul]
Kilka lat temu pewne wątki tematu zbadała mieszana komisja historyków powołana przez episkopaty Polski i Niemiec. Stwierdziła ona, że prymas z całą pewnością miał prawo zastosować papieskie pełnomocnictwa na byłych ziemiach niemieckich, niemniej w pewnych działaniach wyszedł poza wytyczne Watykanu.
Pytanie jednak, dlaczego Hlond zdecydował się na ów krok i czy decyzja ta ma znamiona niemoralnej. Charakterystyczne dla krytyków prymasa jest pomijanie ówczesnej rzeczywistości politycznej.
Wojciech Pięciak wspomina (zresztą nie całkiem trafnie), że Hlond usunął niemieckich biskupów z Warmii i Śląska.
Nie wspomina natomiast, że krótko przedtem komunistyczne władze odmówiły biskupowi Warmii przyznania polskiego obywatelstwa, przesądzając o jego wydaleniu z Polski. Jednocześnie komuniści poinformowali niemiecką kapitułę we Wrocławiu, iż po śmierci kardynała Bertrama nie zaakceptują niemieckiego wikariusza kapitulnego w tym mieście.
Pięciak nie dodaje też, że Hlond nie mógł usunąć biskupa gdańskiego, gdyż ten przebywał już w komunistycznym więzieniu, w którym pozostał do 1956 r. Komunistyczne władze były już zatem w trakcie demontowania niemieckiego Kościoła na Ziemiach Odzyskanych.
Natomiast polski Kościół wiedział, iż musi wykorzystać czas względnej słabości reżimu i stworzyć własne struktury na tych terenach, by dysponować korzystnymi pozycjami obronnymi na czas spodziewanych prześladowań. Nie ulega wątpliwości, że strategia ta w znaczący sposób przyczyniła się do fiaska stalinowskich prób zniszczenia katolicyzmu w Polsce.
Działania kardynała Hlonda miały na celu nie tyle rację stanu, ile dobro Kościoła katolickiego w obliczu stalinowskiego zagrożenia. Warto o tym pamiętać i z pewną powściągliwością odnosić się do czarnej legendy Hlonda, lansowanej przez środowiska niemieckich wypędzonych.
[ramka][b]Pisał w opiniach[/b]
[i]Wojciech Pięciak
[link=http://www.rp.pl/artykul/321042.html]I pamięć, i pojednanie [/link][/i]
Hlond działał na rzecz swego narodu. Ale czy było to moralne, zgodne z Ewangelią? Czy ten wielki Polak jest dobrym kandydatem na świętego dla Kościoła powszechnego?
17 czerwca 2009[/ramka]
[i]Autor jest doktorem historii i teologiem. Prowadzi projekt badawczy pod tytułem „Kościół katolicki a ziemie zachodnie i północne 1945 – 1948”[/i]