Posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska twierdzi, że ma takie same poglądy jak Agnieszka Holland i że w związku z tym nie rozumie, dlaczego znana reżyser ją atakuje. Tak przynajmniej wynika z wywiadu, jakiego udzieliła „Rzeczpospolitej” („Rz”, 18.08.2009 r.).
Można powiedzieć, że różnice w poglądach obu pań jaskrawie ujawniły się w trakcie ich starcia w TVN 24. Ale sprawa jest znacznie poważniejsza. Platforma Obywatelska, widząc, że przegrywa debatę na temat przyszłości mediów publicznych, postanowiła po pierwsze zamazać różnice, a po drugie podzielić swych oponentów najpierw na filmowców i resztę, a następnie na dobrych artystów i złych ekstremistów.
Pierwszy sygnał do operacji wymazywania przeszłości dał Rafał Grupiński, dziś dołącza się do niego autorka – jak sama twierdzi – dwóch już nowelizacji medialnych, posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska.
[srodtytul]Perfidny mechanizm uzależnienia[/srodtytul]
Aby orwellowska operacja wymazywania pamięci PO się nie udała, trzeba przypomnieć, jakie były rzeczywiste różnice. Po pierwsze środowiskom twórczym nie chodziło wyłącznie o brak gwarancji finansowych dla mediów publicznych, to temat, który poróżnił PO z SLD. Środowiska twórcze protestowały przede wszystkim przeciw pomysłowi, by kontrolę nad finansami mediów publicznych sprawowały kolejne rządy. Protestowaliśmy przeciw mechanizmowi, w którym niezadowolona z działalności prezesa TVP koalicja rządowa obcina w Sejmie budżet na przyszły rok.