Sytuację, w jakiej znalazł się dzisiaj Jarosław Kaczyński, można porównać chyba jedynie do tych opisywanych w greckich tragediach lub w cyklu historycznych dramatów Szekspira. Przywódca, w obliczu niewyobrażalnie bolesnej osobistej straty, jest zmuszony wystąpić w roli, której chciał uniknąć i której nie brał pod uwagę. Ma przy tym pełną świadomość tego, że przeciwnik nie uszanuje niczego, w tym jego prywatnego bólu i pamięci o bliskim człowieku. Wie, że on sam będzie atakowany na wszelkie możliwe sposoby i za wszystko.
[wyimek]Nowy dogmat mówi, że rozkwitłe właśnie polsko-rosyjskie uczucie należy teraz pielęgnować za wszelką cenę. Nawet za cenę prawdy o smoleńskiej katastrofie[/wyimek]
[srodtytul]Dyskusyjne poglądy[/srodtytul]
Uwaga metodologiczna: wprowadzam w tym tekście dwa pojęcia normalności. Jest więc „normalność” w sensie normy zachowań, jaką narzuca część elit. Nie ma ona wiele wspólnego z normalnością, czyli rzeczową debatą na argumenty przy wzajemnym szacunku i uznaniu prawa do odmiennych poglądów.
Otóż gdyby polskie życie publiczne funkcjonowało normalnie (bez cudzysłowu), trzeba by postawić kilka ważnych pytań związanych z obecną niezwykłą sytuacją. Jej niezwykłość polega na tym, że punktem odniesienia dla całej kampanii staje się zmarły tragicznie prezydent Rzeczypospolitej. Jarosław Kaczyński, choć właściwie nie wypowiada się na razie publicznie, dał do zrozumienia, że startuje, aby kontynuować dzieło swojego brata. Siłą rzeczy będzie się do niego także musiał odnieść rywal prezesa PiS – Bronisław Komorowski.