Kiedy ktoś mówi o solidarności, musi być świadomy, że los kształtuje się poprzez działanie. Działając, udowadniamy, że jesteśmy gotowi popierać to, co uznajemy za ważne – mówił Henning Mankell w czwartek w szwedzkim radiu, tłumacząc, dlaczego udaje się na Bliski Wschód. Chciał pokazać, że jego zaangażowanie na rzecz Palestyńczyków nie jest gołosłowne. W niedzielę na pokładzie małej jednostki, po 48 godzinach utarczek z cypryjską policją, dołączył do Flotylli Wolności.
– Gdyby Henning wiedział, co się tam stanie, i tak by to zrobił. Ale trudno zrozumieć, że tak dużo ludzi zginęło – mówiła żona pisarza. Eva Bergman, córka słynnego reżysera Ingmara Bergmana, wraz z tysiącami innych osób uczestniczyła w proteście przeciwko atakowi komandosów na statki Flotylli Wolności na Placu Sergela w Sztokholmie. Rzecznik szwedzkiego MSZ zaprzeczył pogłoskom, jakoby Mankell został ranny podczas akcji.
[srodtytul]Przeciwko pomarańczom [/srodtytul]
"Kiedy miałem 13 lat, pierwszy raz wziąłem udział w politycznej manifestacji. To było w 1961 roku. Wyszliśmy wtedy na ulice i domagaliśmy się wstrzymania importu pomarańczy z rasistowskiej Afryki Południowej" – pisał 19 maja Mankell na swoim portalu. Tłumaczył, że ten dzień wpłynął w decydujący sposób na całe jego życie. To, że młodzi Szwedzi stali i marzli, trzymając transparenty, miało sens, bo apartheid w RPA dziś należy już przecież do historii. Odrodził się jednak, jego zdaniem, w Izraelu, w sposobie podejścia tego państwa do Palestyńczyków. Dlatego popiera radykalny Hamas i akcje tej terrorystycznej organizacji na rzecz przerwania blokady Strefy Gazy.
"To, co widziałem podczas mojej podróży, jest oczywiste: Państwo Izrael w jego obecnej postaci nie ma przyszłości. Co więcej, ci, którzy bronią opcji dwóch państw, nie mają racji" – pisał w artykule dla szwedzkiej popołudniówki "Aftonbladet" po powrocie z palestyńskiej konferencji w Jerozolimie.