Tusk popsuł obchody "Solidarności"

Donald Tusk może być zadowolony. Zepsuł „Solidarności" obchody, umocnił wizerunek związkowców jako awanturników, a jeszcze wyszedł na człowieka odważnego – pisze publicysta

Publikacja: 05.09.2010 20:35

Krzysztof Świątek

Krzysztof Świątek

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Red

Scenariusz i reżyseria: Donald Tusk. Występują: Henryka Krzywonos, Bogdan Borusewicz, Lech Wałęsa, Donald Tusk, Teresa Torańska i inni. Cel: pokazać, że to już nie ta "Solidarność", osłabić związek i zawłaszczyć dziedzictwo Sierpnia '80. Premier Tusk przyjechał na jubileuszowy zjazd "Solidarności" do Gdyni, realizując rozpisany wcześniej na role scenariusz. Łatwo go zrekonstruować.

[srodtytul]Krzywonos wchodzi na scenę[/srodtytul]

Akt pierwszy: Lech Wałęsa ogłasza, że nie weźmie udziału w zjeździe związku, który powinien zwinąć sztandary i nazwać się "Solidność". "Niech to dogorywa" – składa okolicznościowe życzenia były prezydent.

Akt drugi: Donald Tusk pojawia się na zjeździe w Gdyni i udowadnia, że to już nie ta sama "Solidarność". Wygłasza konfrontacyjne przemówienie i zgodnie z założeniami zostaje wygwizdany przez zebranych. Cel: wywołanie awantury, przekonanie opinii publicznej, że związek jest upolityczniony, nie ma nic wspólnego z ideałami Sierpnia i nie można go traktować jako poważnego partnera społecznego.

Akt trzeci: Na scenę wkracza jedna z sygnatariuszek Porozumień Sierpniowych Henryka Krzywonos. Wiadomo – jej nikt nie ośmieli się odebrać głosu, a będzie można stworzyć pozory apolityczności mówiącej. Krzywonos karci związkowców za to, że nie szanują Tuska, który wspólnie z nimi walczył o wolność. Założenie: wzmocnić przekaz premiera.

Akt czwarty: Mainstreamowe media robią z Henryki Krzywonos bohaterkę. Powtarza się do znudzenia, że na jubileuszowym zjeździe "uratowała honor pierwszej "Solidarności"". "Wszyscy dziś pani gratulują. Henryka Krzywonos na szefową "Solidarności"" – peroruje podniecony dziennikarz TVN. Dziennikarka i pisarka Teresa Torańska mówi o potrzebie wyprowadzenia sztandaru "S". "Tak jak wyprowadzono sztandar PZPR. Trzeba oddzielić ruch społeczny od związku zawodowego".

Akt piąty: Dzień po zjeździe, 31 sierpnia, Bogdan Borusewicz i Bogdan Lis obwieszczają, że obecna "Solidarność" "poza znakiem graficznym nie ma nic wspólnego z tradycjami Sierpnia". Chwalony jest Lech Wałęsa, który przewidział "tę całą awanturę". Tego samego dnia wieczorem spotykają się "prawdziwi bohaterowie Sierpnia". Prezydent Bronisław Komorowski ogłasza, że "Solidarność" to Lech Wałęsa.

Przewidziano jeszcze jeden akt w tej PR-owej sztuce, ale źle dobrano aktorkę. Sędzina Sądu Okręgowego w Gdańsku miała ogłosić 31 sierpnia, że Lech Wałęsa ani przez chwilę nie był po drugiej stronie. Tymczasem niespodziewanie orzekła, że można go nazywać agentem SB, jak uczynił to Krzysztof Wyszkowski.

[srodtytul]Prawie odważny premier[/srodtytul]

Ale i tak Donald Tusk może być zadowolony ze swojego przedstawienia. Zepsuł "Solidarności" obchody, umocnił utrwalany w telewizji wizerunek społeczny związkowców jako awanturników uzurpujących sobie prawo do sierpniowego sztandaru, a jeszcze wyszedł na człowieka odważnego, który nie bał się pojechać do jaskini lwa.

Ale de facto Donald Tusk okazał się politykiem prawie odważnym. A "prawie" robi wielką różnicę. Premier był na I zjeździe w 1981 roku w hali Oliwii, ale najwyraźniej zapomniał, jaki przebieg zazwyczaj mają związkowe obrady. Tu ludzie mocno się ścierają, a nie pozorują rozmowę.

Pamiętam zjazd w Legnicy w sierpniu 2007 roku, na który przyjechał ówczesny premier Jarosław Kaczyński. I bynajmniej nie miał taryfy ulgowej. Zarzucono go pytaniami, obwiniano o złą politykę prywatyzacyjną. Doszło do ostrego starcia.

Związkowcy znają problemy upadających stoczni czy Kompanii Węglowej, w której planuje się teraz ograniczyć zatrudnienie o kilkanaście tysięcy. Wielu z nich jest wyrzucanych z pracy za założenie w firmie organizacji "S". A przecież prawo do zrzeszania się w wolnych związkach zawodowych to pierwszy ze słynnych 21 postulatów.

Gdyby premier Tusk naprawdę chciał się zmierzyć ze związkowcami, to powinien usiąść i porozmawiać z nimi o skutkach kryzysu finansowego, podwyżkach VAT, przyszłości systemu ochrony zdrowia, wreszcie o tym, dlaczego wielu polskich pracowników mimo zatrudnienia na etacie żyje w ubóstwie. Zamiast tego wygłosił kiepskie kazanie i wyszedł w otoczeniu funkcjonariuszy BOR, potwierdzając kolejny raz, że nie rozumie, jak w Unii Europejskiej funkcjonuje dialog społeczny. Odwagą byłoby zostać i porozmawiać z ludźmi.

[srodtytul]Co się stało z 10 milionami[/srodtytul]

Donald Tusk wiedział, jaką reakcję wywoła słowami o tzw. pierwszej i drugiej "Solidarności" i pytaniami, dlaczego z 10 milionów ludzi, którzy zaangażowali się w 1980 roku, większość odeszła. Trudno wymagać przestrzegania zasad savoir-vivre'u od gospodarza, którego gość ewidentnie obraża. Nawet Andrzej Celiński przyznał, że porównywanie ruchu narodowowyzwoleńczego z 1980 roku ze związkiem zawodowym A.D. 2010 jest nieuprawnione.

Po Sierpniu w "Solidarności" znaleźli się ludzie o rozmaitych poglądach, także wyznawcy niewidzialnej ręki rynku i przeciwnicy związków zawodowych. Tak jak przyznał sam premier: i konserwatyści, i anarchiści. Tylko trudno oczekiwać, by anarchista czy zwolennik filozofii liberalnej zapisywał się po 1989 roku do związku zawodowego.

Po ponownej rejestracji "S" znalazło się w niej 1,5 mln osób i do tej liczby można się odwoływać przy dzisiejszych porównaniach. Trzeba też pamiętać o ostrej kosie Leszka Balcerowicza, która ścięła wiele przedsiębiorstw państwowych. To m.in. dlatego "S" traciła członków.

W wolnej Polsce wielu dawnych dowódców związku zostawiło swoich żołnierzy. To znaczący politycy, którzy "Solidarności" zawdzięczają kariery, wypisali się z niej, a dziś pouczają związkowców, jak powinni działać i jakie należy mieć poglądy polityczne.

[srodtytul]Niedokończona rewolucja[/srodtytul]

W jednym trzeba przyznać rację pani Krzywonos – tak, "Solidarność" wywalczyła prawo do tego, by można było mówić, co ślina na język przyniesie. Ale także prawo do adekwatnego do treści reagowania na wystąpienie.

Zrozumienia nie mogą jednak budzić słowa Teresy Torańskiej. Najwyraźniej przeprowadziła za dużo wywiadów z generałem Jaruzelskim, bo przesiąkła jego sposobem myślenia i frazeologią.

Jeżeli dzisiejsza "Solidarność" jest rzekomo tak słaba, jak sugeruje część polityków i publicystów, powstaje pytanie: po co kopać dogorywającego? Prawda wygląda inaczej. "Solidarność" z jej 700 tys. członków pozostaje niebezpieczna dla każdego rządu. Wystarczy wyobrazić sobie, jakie skutki miałby zorganizowany przez związek strajk generalny. I to strach premiera przed konsekwencjami jesiennych akcji protestacyjnych "Solidarności" powodował nim, gdy udawał się na rocznicowy zjazd do Gdyni. Teraz łatwiej będzie powtarzać jak mantrę, że związkowcy to sfrustrowani, nieznający reguł gospodarki pisowcy.

Prowokacja premiera pozwoliła też na to, by w ogóle nie mówić o niezrealizowanych postulatach Sierpnia. A przecież stoczniowcy i pracownicy setek zakładów z całego kraju sformułowali w 1980 roku nie tylko program wolnościowy, ale także społeczny. Wśród 21 postulatów znajduje się żądanie zapewnienia odpowiednio finansowanej służby zdrowia, prawa do wolnych sobót (dziś nie ma nawet niedziel), wydłużenia urlopów macierzyńskich, a więc prowadzenia przez państwo polityki społecznej i prorodzinnej.

O tym rządzący nie chcą jednak rozmawiać. Ekspert od nietrafionych porównań Bronisław Komorowski nazywa nieczynne dźwigi stoczniowe polską Statuą Wolności, co wywołuje u stoczniowców jedynie uśmiech politowania.

Rolą każdego związku zawodowego w Polsce jest upominać się o wykluczonych, tych, którzy przegrali na transformacji, a obecnie tracą pracę na skutek kryzysu. Wydawałoby się, że adwokatami tych ludzi będą ci, którzy w 1980 roku dobrze rozumieli robotników – Henryka Krzywonos, Bogdan Borusewicz, Bogdan Lis czy Zbigniew Janas. Oni jednak przemawiają dziś językiem elit polityki i biznesu. Językiem tych, którzy w III RP żyją w sytości.

Kiedy przed rozpoczęciem zjazdu w Gdyni rozmawiałem z Henryką Krzywonos, mówiła mi o niezrealizowanych postulatach społecznych Sierpnia, np. o tym, że domagała się obniżenia wieku emerytalnego, a dziś rząd chce go podnosić. Szkoda, że tego nie powtórzyła później z mównicy.

[i]Autor jest zastępcą redaktora naczelnego "Tygodnika Solidarność"[/i]

Scenariusz i reżyseria: Donald Tusk. Występują: Henryka Krzywonos, Bogdan Borusewicz, Lech Wałęsa, Donald Tusk, Teresa Torańska i inni. Cel: pokazać, że to już nie ta "Solidarność", osłabić związek i zawłaszczyć dziedzictwo Sierpnia '80. Premier Tusk przyjechał na jubileuszowy zjazd "Solidarności" do Gdyni, realizując rozpisany wcześniej na role scenariusz. Łatwo go zrekonstruować.

[srodtytul]Krzywonos wchodzi na scenę[/srodtytul]

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?