Naprawianie przedwyboczych sondaży

Ośrodki badawcze chętnie, bez żadnych oporów, traktują własny sondaż jako prognozę wyniku wyborczego. Ale tylko wtedy, gdy wyniki sondażu są bliskie wynikowi wyborczemu – pisze socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego

Aktualizacja: 11.11.2010 21:34 Publikacja: 11.11.2010 21:25

Naprawianie przedwyboczych sondaży

Foto: Archiwum

Red

Eksperci Polskiej Akademii Nauk odsuwają w czasie publikację raportu o sondażach przedwyborczych – poinformowały ostatnio media. Szkoda, bo przed listopadowymi wyborami samorządowymi mogłyby z zaleceń komisji skorzystać ośrodki badawcze próbujące poprawić swoją reputację po błędach z pierwszej tury wyborów prezydenckich.

[srodtytul]Prognozy wyborcze[/srodtytul]

Nie martwi mnie jednak tak bardzo przełożenie terminu ogłoszenia raportu jak pierwsze wnioski, które ujawnili członkowie zespołu. W "Gazecie Wyborczej" (23 – 24.10.2010 r., "Sondaże wciąż niezbadane") opublikowano dwa z nich i oba znamionują, niestety, brak głębszej refleksji ekspertów nad metodyką badań, czego skutkiem będą prawdopodobnie kolejne wyniki sondaży nieprzystające do późniejszego wyniku wyborczego.

Pierwszy z tych wniosków brzmi: "Od sondaży przedwyborczych nie należy oczekiwać prognozy prawdziwego wyniku", i dalej: "to raczej sposób na monitorowanie wyborców". Moim zdaniem tezę tę powinniśmy odrzucić wszyscy: media, politycy i wyborcy. Przede wszystkim dlatego, że nie ma powodów, aby odbiorców wyników badań opinii społecznej pozbawiać profesjonalnie wykonanej prognozy wyborczej. Znane są zarówno metodologia konstrukcji prognoz wyborczych, stosowana z powodzeniem w wielu innych krajach, jak i zasoby informacji, które trzeba do tego wykorzystać.

Jeżeli zgodzimy się przyjąć cytowaną wyżej tezę, oznaczać to będzie zgodę na dalsze trwanie w dość absurdalnej sytuacji, w której wszyscy uważają sondaż za predykcję wyniku wyborczego, a ośrodki badawcze, sprzeciwiając się temu, same nie publikują żadnej prognozy wyborczej.

Ośrodki badawcze natomiast chętnie, bez żadnych oporów, traktują własny sondaż jako prognozę wyniku wyborczego wtedy, gdy wyniki sondażu są bliskie wynikowi wyborczemu. Tak było w ubiegłym roku, gdy po eurowyborach w naszym kraju. Gdy zaś różnice są duże, pada niezmiennie to samo pouczenie: sondaż nie jest prognozą wyborczą i nie należy od niego oczekiwać oszacowań prawdziwego wyniku.

Chciałoby się zapytać, jaka to logika pozwala firmom badawczym na porównania sondażu z wynikiem wyborczym wtedy, gdy wyniki są zbieżne, lecz zabrania tego, gdy wyniki okazują się rozbieżne (wybory roku 2005, pierwsza tura tegorocznych wyborów prezydenckich). Myślę, że firmy badawcze są świadome niespójności logicznej takiego postępowania, ale wolą w niej trwać z dwóch zasadniczych powodów.

Pierwszym jest niechęć do poddania swoich kompetencji powszechnej ocenie w dniu wyborów. Opublikowanie prognozy wyborczej oznacza bowiem zgodę na bezpośrednie jej porównywanie z wynikiem wyborczym, a w dalszej kolejności na ocenę kwalifikacji tych, którzy prognozę tę skonstruowali.

[srodtytul]Media powinny żądać[/srodtytul]

Lęk przed tego typu weryfikacją jest w pewnym sensie zrozumiały. Któż bowiem z własnej woli zabiega o to, aby jego zawodowe kwalifikacje były publicznie oceniane i weryfikowane, zwłaszcza gdy negatywna ocena oznaczać może zmniejszenie zamówień w przyszłości? Jest to postawa przypominająca nieco zachowanie się monopolisty na rynku, niechętnego do ustępstw, do momentu, gdy już trudno oprzeć się presji lub naciskom klientów.

Klientami w przypadku sondaży są przede wszystkim media, i to one powinny wyraźniej artykułować swoje oczekiwania co do jakości sondaży i prognoz wyborczych. "Dlaczego mam od nich (badaczy opinii) wymagać mniej niż od polityków?" – pytał słusznie Paweł Lisicki po pierwszej turze wyborów prezydenckich w artykule [link=http://www.rp.pl/artykul/497385.html]"Ja jako ofiara sondaży"[/link] (Rz", 22.06.2010 r.).

Media powinny, moim zdaniem, wspólnym głosem domagać się w przeddzień ciszy wyborczej opracowania prognoz wyniku wyborczego, a po zakończeniu głosowania dokładność tych prognoz konfrontować z rzeczywistym wynikiem. To przede wszystkim media, a nie wykonawcy badań sondażowych, powinny były zdecydować się na powołanie komisji do spraw oceny metodologii badań przedwyborczych po tegorocznej kampanii. A tak mamy sytuację, w której "Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku (OFBOR) zainspirowała powołanie niezależnej komisji".

Nie jestem pewien, czy wyniki komisji powołanej z inicjatywy tych, których pracę komisja ma oceniać, byłyby zbieżne z ocenami ekspertów powołanych przez reprezentanta klientów produktu, jakim jest sondaż, czyli przez media. Cytowane wyżej pierwsze wnioski z prac komisji zdają się potwierdzać moje wątpliwości.

[srodtytul]Niespójna logika [/srodtytul]

Zamiast skoncentrować się na metodologii badań, jeden z członków komisji powołanej z inicjatywy OFBOR częścią odpowiedzialności obarczył media. Są wielką "psują" sondażową – stwierdził, odnosząc się zarówno do sposobu prezentacji wyników badań, jak i ich wyceny. Nie jest to najlepsza zapowiedź efektów pracy komisji, ale ponieważ praca nie jest zakończona, wypada mieć nadzieję, że pozostałe wnioski będą bardziej profesjonalne.

Jest jeszcze drugi powód niespójnej logiki argumentacji pracowni badawczych. Odnosi się on w całości do kwestii metodyki badań. Ośrodkom badawczym łatwiej jest podać wyniki badania sondażowego zawierającego wyłącznie deklaracje wylosowanych do próby respondentów, aniżeli skonstruować prognozę wyborczą, która jest produktem powstałym z analizy wielu źródeł informacji.

Prognoza, w przeciwieństwie do sondażu, brać musi pod uwagę przewidywaną frekwencję wyborców, skłonność niektórych z nich do podawania nieprawdy ankieterowi (ukrywania swoich politycznych preferencji), możliwe zmiany decyzji wyborczej w ostatniej chwili itp. Oparcie wnioskowania o zachowaniu badanej populacji na jednym tylko źródle informacji (np. telefonicznego sondażu) jest współcześnie traktowane jako ryzykowne i niewystarczające.

Postęp informatyczny, możliwość gromadzenia i przetwarzania wielkich zbiorów danych zmieniły w ostatnich dziesięcioleciach podejście do metodyki badań reprezentacyjnych. Fundamentem jej staje się wykorzystanie we wnioskowaniu wielu źródeł informacji. Coraz rzadziej badacz jest w sytuacji, że nic nie wie o badanej populacji. Częściej posiada już o niej pewne informacje, a problemem nie jest, czy je wykorzystać, lecz jak je wykorzystać.

[srodtytul]Informacje o populacji [/srodtytul]

Do przeszłości odchodzi postawa ośrodków badawczych, które publikują wyniki sondażu zgodne z uzyskanymi od respondentów deklaracjami z pełną świadomością, że niektóre z tych deklaracji są nieprawdziwe, niektóre w dniu wyborów ulegną zmianie, a część nigdy się nie zmaterializuje, gdyż znaczny procent nie weźmie udziału w wyborach.

Profesjonalny sondaż przedwyborczy nie może się powieść bez próby włączenia do badania informacji korygujących deklaracje respondentów w próbie. Oby podczas prac komisji ds. oceny sondaży nie przeoczono tych kwestii i nie zakończyły się one łagodną pochwałą status quo.

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne