Nastąpił jednak pewien, minimalny, postęp. Nagrania przesłuchań kandydatów będą dostępne w Internecie. Jeśli więc rada wybierze kandydata ewidentnie słabszego, ale słusznego, wszyscy to będą mogli zobaczyć, opisać i wyśmiać.

Niezależnie od tego, kto zostanie wybrany, kluczowe jest to, czy przyszły zarząd będzie jak do tej pory wieloosobowy, czy władze będzie dzierżyć w ręku jeden człowiek. W obecnej sytuacji, kiedy zawsze władze telewizji są rozrywane przez koalicje, porozumienia i polityczno-biznesowe układy, wieloosobowy zarząd daje jak największe możliwości uprawiania kombinacji i prowadzenia partyjnych gier. Znakomicie utrudnia też przeprowadzenie jakichkolwiek reform, bo zawsze znajdzie się w zarządzie grupa blokująca, która będzie bronić jakichś interesów.

Rządzący samodzielnie prezes TVP, ktokolwiek nim zostanie, nie będzie mógł się poskarżyć, że chciał coś zrobić, ale reszta członków mu nie pozwoliła. Jednoosobowy zarząd to 100-procentowa odpowiedzialność człowieka, który weźmie to zadanie na siebie. Nawet jeśli zostanie to ktoś związany z którąś partią, przynajmniej będzie musiał bardziej dbać o pozory. Będzie musiał liczyć się z tym, że jeśli narobi obciachu i zrobi partyjną telewizję platformerską czy eseldowską (bo na pisowską w tym układzie nie ma szans), będzie się to za nim ciągnąć do końca jego kariery.

Ale przede wszystkim jednoosobowy zarząd usprawni podejmowanie decyzji. TVP – poza odpartyjnieniem – wymaga wielkiej reformy. Jak uczy doświadczenie, kilkuosobowe władze, w których każdy członek związany jest z jakimś układem, uniemożliwiają jakiekolwiek poważne, racjonalne działania.

Sprawdźmy zatem, czy panowie Rowicki, Jakiełek, Borowiec, Cichecki i Roszkowski (członkowie rady nadzorczej, którzy będą wybierać zarząd) są samodzielni, czy spełniają tylko rolę partyjnych kukiełek. Zobaczmy, czy walczą o dobro TVP, czy partii, które ich delegowały.