Prawnik o uniewinnieniu Czesława Kiszczaka

Dobrze, że sąd rozpatrujący sprawę gen. Kiszczaka nie wziął pod uwagę gromkiego wołania: „ukrzyżuj go” – pisze prawnik

Publikacja: 12.05.2011 02:23

Marek Celej

Marek Celej

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Red

Uniewinniający wyrok wydany w sprawie gen. Czesława Kiszczaka wzbudził wiele skrajnych emocji. Sąd miał do rozpatrzenia konkretny zarzut: czy był związek między szyfrogramem gen. Czesława Kiszczaka a śmiercią dziewięciu górników z kopalni Wujek pacyfikowanej w grudniu 1981 r. Sąd takiego związku nie znalazł. Zomowcy, którzy w Wujku i Manifeście Lipcowym użyli broni, nie znali nawet szyfrogramu.

Wartość sama w sobie

Sędzia Marek Walczak, przewodniczący składowi sędziowskiemu, w ustnym uzasadnieniu wyroku zaznaczył, że „sąd nie może poprawiać historii". Według redaktora Piotra Zaremby (tekst „Sprawiedliwość w zakamarkach absurdu") padł on ofiarą własnego braku wyobraźni czy braku wyobraźni prokuratury, która uparła się, aby dosięgnąć generała Kiszczaka, oczywistego sprawcę tamtej masakry.

We wspominanym artykule publicysta nie może się pogodzić z takim bezprawiem, jakie ogarnia polskie sądy, którym przychodzi zmierzyć się z rozliczeniem winnych wydarzeń związanych z szeroko pojętym stanem wojennym. Nie podaje jednak – poza falą „klasycznych" zarzutów negowania każdego orzeczenia, które nie jest skazaniem „winnych" wydarzeń stanu wojennego – żadnej prawnej analizy.

Wyroki można krytykować – można się z nimi nie zgadzać, ale są pewne granice zwykłego rozsądku w traktowaniu sędziów orzekających nie tylko w sprawach o zabarwieniu rozliczeniowym. Od publicystów wymaga się rzeczowej argumentacji, opartej na motywach podanych w ustnym uzasadnieniu wyroku, a nie nerwowych wywodów, bez minimalnej znajomości akt sprawy.

Całe szczęście, że polskie sądy mają elementarną wyobraźnię i orzekają nie według nastrojów społecznych, oczekiwań niektórych grup społecznych czy historii. To właśnie świadczy, że Polska jest demokratycznym państwem, opartym na monteskiuszowskim podziale władzy.

To również dobrze, że sądy są uwolnione od emocji politycznych, nastrojów i oczekiwań społecznych, od gromkiego wołania: „ukrzyżuj go", i zapatrywań historyków – bo społeczeństwo musi mieć sąd niezależny, niezawisły, który rozstrzyga sprawy samodzielnie, bez czyichkolwiek wskazówek. Bo tylko taki sąd stanowi wartość samą w sobie.

Wina musi być udowodniona

Czy za nierozliczenie autorów stanu wojennego odpowiada demokracja? Trudności związane z demokratycznym wymiarem sprawiedliwości, kruczkami prawnymi, powolnością procedury i zagadnieniami prawnymi to jedna strona medalu. Wprowadzono je jednak właśnie w celu jak najlepszego wyważenia – osądzenia winy i adekwatnego wymierzenia kary. Obowiązuje przy tym domniemanie niewinności – zasada, według której każda osoba jest niewinna wobec przedstawianych jej zarzutów, dopóki wina nie zostanie jej udowodniona. Zasada ta sięga swymi korzeniami prawa rzymskiego (domniemanie dobrej wiary – łac. praesumptio boni viri) i przyjmuje się ją za oczywistą dla współczesnych państw prawa. Jest ona gwarantowana zarówno przez prawo krajowe poszczególnych państw, jak i przez prawo międzynarodowe. W przeciwnym razie sądy nie byłyby potrzebne – wszyscy doskonale by sobie poradzili z orzekaniem o winie i wymierzeniem sprawiedliwości. Sądy kapturowe nie zdały egzaminu.

Nie ulega wątpliwości, że tzw. procesy rozliczeniowe (termin pochodzi od dziennikarzy i polityków) są bardzo trudne nie tylko z uwagi na materiał dowodowy, ale i na emocje im towarzyszące. Na jednej szali położone zostały tragiczne wydarzenia, zło, jakie zostało uczynione, ból rodzin ofiar, tragedie osobiste, a na drugiej położono postawione zarzuty, dostarczone dowody i obowiązujące prawo.

Sąd orzeka nie w ramach tych – jakże słusznych i prawdziwych – krzywd i nie osądza kogoś dlatego, że nie rozliczono autorów stanu wojennego. Ocenia materiał dowodowy, jaki zgromadziła prokuratura, kształtuje swoje przekonanie o winie bądź jej braku na podstawie wszystkich przeprowadzonych dowodów, oceniając sprawę w ramach konkretnego zarzutu, a nie na podstawie tego, że ktoś był jednym z przywódców w państwie, które wprowadziło stan wojenny. Zarzut musi zostać postawiony, a wina musi zostać udowodniona.

To nie sądy muszą sobie poradzić z rozliczeniem historycznych zbrodni, o których pisze Piotr Zaremba. To skomplikowane zadanie przerosło przede wszystkim polityków, o czym słusznie wspomina redaktor. Służby publiczne nie dostarczyły materiałów dowodowych będących podstawą uznania winy i postawienia winnych stanu wojennego przed Trybunałem Stanu – empatia to dużo, ale niewystarczająco, aby kogoś skazać.

Publicyści kształtują emocje

Drugim i niebagatelnym aspektem w tej sprawie jest dobre prawo i właściwe procedury. To zadanie również przerosło polityków. Zmieniające się przepisy prawne utrudniają sądom sprawne wymierzanie sprawiedliwości. Wadliwe procedury spowalniające procesy, kruczki prawne, wielomiesięczne, jałowe czytanie dokumentów przy zaliczaniu materiału dowodowego (jak w procesie gen. Wojciecha Jaruzelskiego) to rzeczywiście „nie jest zwykła cena demokracji, to patologia" – ale tą patologią nie można obciążać sędziów, bo nie oni je uchwalili.

Od wielu już lat, ilekroć zapada rozstrzygnięcie sądu w sprawach związanych z rozliczeniem okresu stanu wojennego, pojawiają się wypowiedzi bądź artykuły prasowe odsądzające sądy od czci i wiary. Mówi się o bezradności wymiaru sprawiedliwości, posądza się sędziów o sprzyjanie „tamtym czasom".

Nie inaczej stało się po ogłoszeniu wyroku w sprawie uniewinnienia gen. Czesława Kiszczaka. Pojawiły się sformułowania takie jak: „zwłaszcza sędziowie ukształtowani w ramach korporacji wysługującej się PRL-owi", i tu przychodzi na myśl taka uwaga, że od 22 lat mamy nową rzeczywistość, o czym niektórzy zapominają. Dotyczy ona również sądownictwa, a zwłaszcza odmłodzonej kadry sędziowskiej, i przestańmy mówić o sędziach rodem z PRL, bo takich jest już niewielu i nie oni orzekali w sprawie gen. Czesława Kiszczaka.

Sędziowie rzeczywiście nie chcą być narzędziem polityczno-historycznych rozliczeń. Obecnie od sędziego wymaga się najwyższych standardów, fachowych kwalifikacji prawnych, znajomości prawa krajowego i europejskiego, zachowania bez zastrzeżeń i poszanowania uczestników postępowania karnego. Sędziowie nie opierają się na prawie PRL-owskim, ale na wzorcach europejskich.

Od dziennikarzy relacjonujących procesy, publicystów czy polityków należałoby wymagać zrozumienia reguł demokratycznych rządzących cywilizowanym państwem, które respektują prawa człowieka. Kto jak nie osoby opiniotwórcze, które z racji swojej profesji w mediach kształtują opinię publiczną, ma podnosić świadomość prawną społeczeństwa.

Ta oczywista konstatacja jest zgoła nieznana „niezależnym publicystom" znającym się na wszystkich zagadnieniach życia społecznego, politycznego czy historii w naszym kraju. Oceniając wydawane przez sądy wyroki, niezależni publicyści powinni poznać elementarne abecadło procedury karnej. Niestety, również wybitni historycy nie różnicują faktów od rządzących w sądach procedur, w które wyposażony jest każdy demokratyczny system władzy sądowniczej.

Osoby wypowiadające się publicznie muszą pamiętać, że kształtują nie tylko wiedzę społeczeństwa o współczesnej Polsce jako demokratycznym kraju prawnym, ale też określone emocje i nastroje.

Odnosząc się do wspomnianego artykułu Zaremby, należy zauważyć, że to bardzo dobrze, iż nie wprowadzono Trybunału Narodowego, którego zadaniem byłoby „dzień i noc" sądzenie autorów stanu wojennego i oprawców tego okresu. Piotrowi Zarembie, jako gorącemu zwolennikowi tego rozwiązania, chcę przypomnieć podobne trybunały funkcjonujące w okresie rewolucji burżuazyjnej we Francji po 1789 r., które w dzień i w nocy wysyłały ludzi na szafot.

Chcę również przypomnieć „rewolucyjny, narodowy sąd" w Rumunii, który 200 lat po rewolucji francuskiej też szybko i sprawnie, bez zarządzania przerw w rozprawach, rozliczył się z dyktatorem Rumunii i jego małżonką. Czy dzięki temu Rumunom żyje się lepiej, czy mają poczucie triumfu? Chyba nie, bo wielu prawników rumuńskich wstydzi się dziś za takie osądzanie swoich zbrodniarzy, których można było osądzić z zachowaniem wszelkich demokratycznych procedur akceptowanych przez cywilizowane państwa Europy.

Zgodnie z przepisami

Przytaczając sprawność postępowań w procesach norymberskich czy generałów z argentyńskiej junty wojskowej, Zaremba zdaje się nie dostrzegać, że w tych procesach inne były okoliczności, dowody i zarzuty stawiane sprawcom najcięższych zbrodni wojennych czy pozbawienia życia przeciwników politycznych we własnym kraju.

Rolą sądu w procesie karnym jest po prostu czynienie sprawiedliwości, ale nie w oparciu o emocje historyczne, lecz zgodnie z przepisami, z poszanowaniem praw wszystkich uczestników procesu (również osoby oskarżonego), aby na końcu zapadło sprawiedliwe orzeczenie.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie, był m.in. członkiem Krajowej Rady Sądownictwa

Pisał w Opiniach

Piotr Zaremba

,

Sprawiedliwość w zakamarkach absurdu

, 27 kwietnia 2011 r.

 

Uniewinniający wyrok wydany w sprawie gen. Czesława Kiszczaka wzbudził wiele skrajnych emocji. Sąd miał do rozpatrzenia konkretny zarzut: czy był związek między szyfrogramem gen. Czesława Kiszczaka a śmiercią dziewięciu górników z kopalni Wujek pacyfikowanej w grudniu 1981 r. Sąd takiego związku nie znalazł. Zomowcy, którzy w Wujku i Manifeście Lipcowym użyli broni, nie znali nawet szyfrogramu.

Wartość sama w sobie

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?