Reklama

Robert Mazurek - felieton o piśmie Press

Ostatnio miałem przyjemność. A że rzadko mi się to zdarza, to pozwolą państwo, że się pochwalę. Najpierw jednak, bo felieton ten ma ambicje rozprawki naukowej, krótki rzut. Historyczno-społeczny.

Publikacja: 21.07.2011 21:23

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Rzeczpospolita

Otóż są powody do dumy. W Europie możemy się pochwalić ostoją żubrów i prawdziwego dziennikarstwa śledczego. Te pierwsze występują głównie w Białowieży, drugie wyłącznie w miesięczniku "Press". I o ile żubry żrą trawę, popijając żubrówką, o tyle "Press" żeruje na plugawcach depczących dziennikarski etos.

Czasem plugawcy depczą en masse i wtedy trzeba wybić reklamodawcom ze łba ogłaszanie się u faszystów. Bo też nawet jeśli reklamodawca znalazłby w takim poczytnym tygodniku klientów, to byliby to klienci ze wszech miar niewłaściwi. Jest to nowy typ dziennikarstwa zwanego perswazyjnym.

Częściej jednak mamy na łamach zasłużonego miesięcznika do czynienia z dziennikarstwem szczujnym, dotyczącym detalistów.  I z tym miała się przyjemność zetknąć moja osoba (nieustanne copyright dla przewodniczącego Tomczykiewicza, przy którym nawet mój zegarek cofa się do tyłu).

Zadzwoniła do mnie przemiła pani z "Pressu" i zaszczebiotała: "Piszemy tekst o tym, jak piar steruje dziennikarzami, i chcielibyśmy porozmawiać o pańskim wywiadzie". Zimny pot mnie oblał. A więc mają mnie. Wydało się. I to w takiej głupiej sytuacji, ani cyjanku pod ręką, ani zawału serca symulować nie potrafię.

No to wyśpiewałem jak na spowiedzi. Owszem, jestem wspólnikiem tego drania Chrisa Niedenthala, ale nie wiedziałem, że on jest ruskim agentem. Jak bonie dydy, myślałem, że brytyjskim! Owszem, zrobiłem z nim wywiad. Owszem, czytałem jego książkę. I tu się okazało, że zdrada czai się w domu moim, a historia to niczym z Jasienicy. Otóż piarowcem, który namówił mnie do wywiadu  z tym niemiecko-angielsko-ruskim zaprzańcem (promującym jego książkę!), była moja żona. Nie wiem, przez kogo jest opłacana, ale wiele mówi fakt, że ostatnio kupiła sobie bluzkę. Angielską!

Reklama
Reklama

Zawsze wiedziałem, że jestem dyspozycyjnym politycznie pachołkiem, ale trzeba było "Pressu", bym uświadomił sobie, że i sprzedawczykiem. I pomyśleć, że to dopiero pierwsza fala upałów.

Otóż są powody do dumy. W Europie możemy się pochwalić ostoją żubrów i prawdziwego dziennikarstwa śledczego. Te pierwsze występują głównie w Białowieży, drugie wyłącznie w miesięczniku "Press". I o ile żubry żrą trawę, popijając żubrówką, o tyle "Press" żeruje na plugawcach depczących dziennikarski etos.

Czasem plugawcy depczą en masse i wtedy trzeba wybić reklamodawcom ze łba ogłaszanie się u faszystów. Bo też nawet jeśli reklamodawca znalazłby w takim poczytnym tygodniku klientów, to byliby to klienci ze wszech miar niewłaściwi. Jest to nowy typ dziennikarstwa zwanego perswazyjnym.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Niezauważalne sukcesy rządu. Dlaczego ekipa Donalda Tuska sprzedaje tylko złe wiadomości?
Opinie polityczno - społeczne
Na decyzji Andrzeja Dudy w sprawie Roberta Bąkiewicza zyska Konfederacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: „Nasi chłopcy”, nasza prowokacja, nasza histeria
Opinie polityczno - społeczne
Nadciąga polityczny armagedon: Konfederacja i Razem zastąpią PiS i PO
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Pożytki z Karola Nawrockiego
Reklama
Reklama