Teza o dwóch obliczach prezesa PiS – zaciętego z czasów sprzed kampanii wyborczej i obecnego łagodnego – króluje w debacie. Przeciwnicy PiS przedstawiają to jako dowód na niebezpieczny fałsz wpisany w osobowość i plany Jarosława Kaczyńskiego.
Właściwie dyskusja o tym, czy Kaczyński ma jedną, czy więcej twarzy, jest jednym z leitmotivów tej kampanii. Nie programy gospodarcze, nie ocena dorobku rządu Donalda Tuska ani dyskusja o konkurencyjnych wizjach przyszłości. Ale właśnie to. Rozmowa o minach, grymasach, mimice i gestach. Swoiste odkurzenie fizjonomiki, XIX-wiecznej pseudonauki, której wyznawcy twierdzili, że z rysów i mimiki twarzy da się odczytać charakter i właściwości umysłowe człowieka.
Wolty i szpagaty
To kolejny dowód na infantylność wielu uczestników debaty. Bardziej dziennikarzy i celebrytów niż polityków. Ci w swej masie zarzucając dwulicowość (a może dokładniej – wielolicowość) Kaczyńskiemu, robią to w ściśle określonym celu. To próba dyskredytacji przez przedstawienie go jako osoby całkowicie fałszywej i niewiarygodnej. Intencja niezbyt chwalebna, ale całkowicie zrozumiała.
Logiczny w tym jest nawet rozhisteryzowany Stefan Niesiołowski głoszący, że "w przebraniu Czerwonego Kapturka wilcze zęby są wciąż widoczne". To groteskowe, ale Niesiołowskiemu niezbędnie potrzebne w politycznym życiu. Jako parlamentarzysta ma mizerny dorobek. Nikt nie zauważyłby jego zniknięcia – także w PO – gdyby nie rola etatowego opluskwiacza. Zresztą sam Niesiołowski jest przykładem politycznych wolt i szpagatów. Wiele osób w PO pamięta, co wygadywał o tej partii na samym początku jej istnienia, gdy Niesiołowski jeszcze wierzył, że da się reanimować AWS. Ale właśnie dlatego, że Niesiołowski sam tak "śmiało wyginał ciało", teraz musi głośno krzyczeć o fałszu kogoś innego.
Niesiołowski ma jednak tę zaletę, że coś rozumie z polityki. Wie – nauczony doświadczeniem – iż nie jeden Kaczyński lawirował w różnych okresach swojego życia, że głosił sprzeczne poglądy. Oraz że w zależności od oczekiwań wyborców zakładał różne maski. W tym Kaczyński niewiele różni się od Donalda Tuska. Lider PO przez całe dwudziestolecie szedł od liberalizmu do konserwatyzmu, aby ostatnio skręcić w stronę socjaldemokracji. To skądinąd nie jest oskarżenie o polityczną zbrodnię, ale wskazanie, że histeria bardzo przeszkadza w rozmowie o polityce.