Do napisania tych kilku zdań skłoniły mnie dwa teksty z weekendowego wydania „Rzeczpospolitej" autorstwa Michała Majewskiego i Pawła Reszki. Autorzy piszą o walce wyborczej prezesów dwu największych partii – PO i PiS. Używają sportowej terminologii, opisując postępowanie obu liderów, jakby było ono podobne i równie uczciwe wobec wyborców. Nie, panowie, niestety tak nie jest.
Zapraszany do debaty Jarosław Kaczyński powiedział wprost, że z Tuskiem boksować się nie będzie, że spotka się z nim dopiero po wyborach. Platforma na to odpowiedziała, że skoro nie można dyskutować z Kaczyńskim, to będzie rozmawiała z wyborcami, i faktycznie premier Tusk ruszył w Polskę. Spotyka się z ludźmi, wysłuchuje skarg, żalów, oskarżeń i złorzeczeń. Czasem nie wie, co odpowiedzieć, tak jak na dramatyczne pytanie „Paprykarza": „Jak żyć?". Czasem odpowiada zdecydowanie, że z czegoś nie zrezygnuje, jak powiedział o walce z kibolami na spotkaniu z organizacjami kibiców. Czasem dowiaduje się o głupim rozporządzeniu któregoś ze swoich ministrów i obiecuje sprawdzić, czy to się da szybko poprawić.
Mydlenie oczu
Jarosław Kaczyński mówi, że on sam od dawna po Polsce jeździ i odbył znacznie więcej spotkań. Pięknie, tylko jak przyznają autorom tekstów ludzie z otoczenia Kaczyńskiego, spotkania, które oni organizowali, były przygotowywane tak, żeby ktoś agresywny nie wytrącił prezesa z równowagi. Cytuję: „Staraliśmy się, by ludzie, którzy znajdą się w pobliżu, byli w jakiś sposób przychylni, by nie było agresji" – bo Kaczyński niezbyt dobrze się czuje w konfrontacji z przypadkowymi ludźmi. To tłumaczy, dlaczego spotkania prezesa PiS są takie słodkie, spokojne, prezes ma czas wygłosić przemówienie, ponarzekać na to, co się w Polsce dzieje, oskarżyć rząd, coś obiecać.
Mamy więc spotkania autentyczne naprzeciw ustawek. Prawdziwe rozmowy przeciw mydleniu oczu.
Całkiem nowy sport
Debatę mogłyby zastąpić spotkania w telewizji i rozmowy prasowe. Niestety, i tu prezes Kaczyński postępuje podobnie. Rozmawia i spotyka się tylko z tymi dziennikarzami, którzy, jak Bogdan Rymanowski, nie ośmielą się zadać ostrego pytania, a jeżeli już takie zadadzą, to nie naciskają na uzyskanie odpowiedzi, pozwalając prezesowi gawędzić o tym, o czym mu opowiadać wygodnie, zadowalając się samym faktem, że udało się im tego niechętnego mediom prezesa zaprosić do swojej stacji telewizyjnej.