Myślę, że można liczyć raczej na powstrzymanie pewnej tendencji, niż na jej odwrócenie. Na powstrzymanie radykalnej ofensywy kontrkulturowej. Może dojdzie do likwidacji kilku najbardziej skrajnych przepisów związanych z polityką rodzinną, ale zasadniczo rozwiązania obyczajowe wprowadzone przez socjalistów pozostaną nietknięte. Podobnie jak to, co lewicowi dziennikarze najbardziej zarzucali Rajoyowi, czyli ukrócenie możliwości zawierania małżeństw homoseksualnych. Może prawica będzie próbowała coś zmienić w kwestii prawa do adopcji przez takie „małżeństwa" dzieci, ale na pewno nie zmieni się nastawienie do par homoseksualnych.
Czy dlatego Rajoy tak unikał w kampanii kwestii obyczajowych? Dlatego, że Hiszpanów to nie interesuje?
Dla społeczeństwa hiszpańskiego reformy Zapatero nie były szokujące. Hiszpanie przyjmowali je po prostu jako element postępu społecznego akceptowanego pod względem obyczajowym przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Rajoy, nawet jeśli rewolucję tę uważał za zło, to uznawał ją za zło konieczne. On nie widzi możliwości budowania wizerunku i podstawy ideowej partii na zagadnieniach idei czy kultury. Jako podstawę wizerunku przyjął raczej wizję pragmatycznej polityki ekonomicznej. Bardzo się obawiał, by nie być uznanym za nadmiernie konserwatywnego. Jednocześnie widać tu jednak pewną zmianę w stosunku do lat poprzednich. Choć Partia Ludowa bardzo się obawiała zarzutu bycia zbyt konserwatywną, to w tej kampanii wykonała kilka ciepłych gestów do wyborców konserwatywnych i katolickich. Na przykład pomysł odejścia od tzw. gender-wychowania w szkołach publicznych lub chęć poprawy ultraliberalnej ustawy aborcyjnej. To były zdecydowanie odważne gesty jak na warunki hiszpańskie.
W jednym z wywiadów Rajoy rzeczywiście obiecał powrót do konserwatywnej ustawy z 1985 roku, jednak w kolejnych wywiadach już nie stawiał tej sprawy tak jednoznacznie...
Taka już była taktyka wyborcza – prawica walczyła o jak największą liczbę głosów. Pamiętajmy, że mimo wszystko, nawet bez tych kilku odważnych gestów, głosy konserwatywnych wyborców i tak mieli zapewnione. Przez całą kampanię Rajoy zabiegał raczej o głosy obywateli o poglądach centrolewicowych. Do tego wszyscy w Hiszpanii wiedzą, że tamtejszy problem z aborcją nie jest natury prawnej. Ustawa z 1985 roku, bardzo podobna do tej obowiązującej w Polsce, była praktycznie nieprzestrzegana. Wyjątki od zakazu aborcji były tak bardzo nadużywane, że i tak dokonywano dziesiątków tysięcy legalnych aborcji. Nawet organizacje pro-life twierdziły, że aborcja już wtedy była główną przyczyną zgonów w kraju. Zatem nawet jeśli Rajoy wróci do zapisów poprzedniej ustawy, to w rzeczywistości społecznej nic się nie zmieni. Nowym problemem jest raczej aborcja u młodocianych matek, a tu Rajoy ma pewne pomysły. Może więc chociaż to uda mu się przeprowadzić. Ale Rajoy na pewno nie jest politykiem, który uważałby aborcję za poważne zło społeczne, to nie jest człowiek o takiej wrażliwości.
Czy Partia Ludowa jest więc na pewno, tak jak ją określamy w Polsce, partią konserwatywną?