Zbyt gorąca krew Macierewicza

PiS przedstawia Rosję jako kraj słaby i biedny, a jednocześnie groźny i agresywny. Coś tu nie gra - pisze publicysta

Publikacja: 01.05.2012 19:54

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W wywiadzie dla "Gazety Polskiej Codziennie" Antoni Macierewicz mówi m.in. o stosunkach z Rosją po katastrofie smoleńskiej. "Donald Tusk jako pierwszy zaczął straszyć wojną, usiłując zakneblować tych, którzy chcieli wiarygodnego śledztwa" - przypomina były minister spraw wewnętrznych i szef kontrwywiadu. "Oddanie całości postępowania Rosjanom było tłumaczone fałszywą alternatywą  - albo skrajny serwilizm wobec Rosji, albo wojna z tym państwem".

Odcięta głowa

Rzeczywiście, premier stworzył taką wizję i przedstawiał PiS jako jedyną partię, która sprzeciwia się historycznemu polsko-rosyjskiemu pojednaniu. Wizję nieprawdziwą i cyniczną. Między serwilizmem a wojną jest w istocie sporo miejsca  - na twardą, ale rozważną i inteligentną politykę wobec Kremla. Niestety, swoimi ostatnimi wypowiedziami Antoni Macierewicz sam wręczył Tuskowi do dłoni oręż. Tak jakby chciał udowodnić, że ta alternatywa nie jest wcale taka fałszywa. Że Polacy mają do wyboru albo kordialne poklepywanie się po plecach, albo stan zimnej wojny.

"Czymże innym jest sytuacja, w której ginie cała elita, w której odcięta zostaje głowa narodu? To jest wypowiedzenie wojny, nawet jeżeli kolejny atak będzie odłożony o rok, dwa, pięć, to trzeba sobie zdawać sprawę: to jest wypowiedzenie wojny" - powiedział Macierewicz podczas spotkania z sympatykami PiS w Krośnie. Sam szef partii delikatnie odciął się od tych słów, ale nie na tyle, by całkowicie zdezawuować wywody swojego najbliższego współpracownika. "My nie planujemy żadnej wojny (...). Po prostu odrzucamy chorobliwe tchórzostwo, bo my nie mamy powodu bać się Rosji. Natomiast dlaczego te elity, które dzisiaj są przy władzy, mają powód się bać, tego nie wiemy" - oświadczył Jarosław Kaczyński podczas jednej z konferencji prasowych.

Ze swoimi ognistymi sformułowaniami Macierewicz idzie na przekór wytycznym zawartym w... programie wyborczym PiS z ubiegłego roku. Jeden z fragmentów dotyczących relacji z Rosją brzmi tak: "Będziemy dążyć do uczciwego dialogu i unikać niepotrzebnych zadrażnień, ale zarazem [będziemy odrzucać] charakterystyczne dla obecnego rządu myślenie życzeniowe i gotowość do jednostronnych ustępstw (...). Prawo i Sprawiedliwość odróżnia politykę rozsądną i obliczalną od polityki tchórzliwej czy uwarunkowanej niejasnymi dla opinii publicznej zależnościami".

Postulaty słuszne, tylko praktyka wydaje się od nich nieco odbiegać. Oskarżanie sąsiedniego państwa o wypowiedzenie Polsce wojny ma się nijak do zapowiedzi uprawiania "polityki obliczalnej" i "unikania zadrażnień".

Krewki trybun

Macierewicz mówił w Krośnie o możliwości zamachu, choć sam użył słowa "hipoteza". W przypadku teorii zamachu możliwości są trzy: albo się w nią nie wierzy i wtedy nie obwinia się Rosji; albo się w nią wierzy, ale nie ma się stuprocentowych dowodów; albo się wierzy i ma się dowody dwustu procentowe. I tylko w tym trzecim wypadku można sobie pozwolić na tak mocne zarzuty, jakie padły z ust Macierewicza. Można sobie pozwolić, co nie oznacza, że trzeba to robić.

Podmiotowa, asertywna polityka zagraniczna - której jestem gorącym zwolennikiem  - musi się także mieścić w pewnych ramach. Stwierdzenia Macierewicza wykraczają poza te ramy. Dyplomacja rządzi się pewnymi prawami, ustalonymi wieki temu, które hamują polityków w rozwijaniu własnych talentów oratorskich. Niektórych te zasady mogą zaiste uwierać. Dlatego w większości cywilizowanych krajów dyplomacją zajmują się dyplomaci, anie krewcy trybuni nadużywający kwiecistego języka.

Macierewicz był pytany przez dziennikarzy, czy konsultował swoje słowa z kierownictwem PiS. "Oczywiście nie - odrzekł.  - To są moje wypowiedzi jako przewodniczącego zespołu parlamentarnego lub moje indywidualne jako posła. Jeżeli obciążające, to mnie osobiście".

Macierewicz się myli. Celowo przedstawiłem go na początku tekstu jako byłego ministra spraw wewnętrznych i szefa kontrwywiadu. Macierewicz sprawował też funkcję wiceministra obrony. Był i jest jednym z najważniejszych i najbardziej doświadczonych polskich polityków zajmujących się szeroko rozumianym bezpieczeństwem państwa.

Teraz tak naprawdę pełni funkcję nieformalnego zastępcy prezesa Kaczyńskiego i w przypadku wyborczego zwycięstwa PiS zapewne obejmie stanowisko co najmniej ministerialne. Dlatego jego ostre zdania o Rosji są tak zaskakujące, bo świadczą o niedojrzałości, a przecież Macierewicza trudno uznać za politycznego młokosa. Dlatego też jego tezy nie są wyłącznie słowami pojedynczego posła: idą na konto największej partii opozycyjnej, która może w niedalekiej perspektywie objąć w Polsce władzę.

Co prowadzi nas do następnej kwestii: jaka byłaby polityka rządu PiS, z premierem Kaczyńskim i  - na przykład  - wicepremierem Macierewiczem, wobec Moskwy. Wnioskując z temperatury dzisiejszych wystąpień obu panów, relacje zostałyby zamrożone. Być może nie formalnie, lecz na płaszczyźnie realnych kontaktów  - na pewno. Pytanie brzmi, czy takie okoliczności ułatwiłyby czy utrudniły kontynuowanie śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej (czy raczej rozpoczęcie prawdziwego śledztwa, bo to prowadzone do tej pory było farsą).

Polska była wrogiem

We wspomnianej rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" Macierewicz mówi: "Prof. Kleiber i prof. Żylicz pisali o potrzebie powołania wspólnej komisji, która, po zaproszeniu i przy współudziale ekspertów tak polskich, jak i z Unii Europejskiej, podejmie na nowo badania katastrofy i zwróci się do Rosji o wydanie wraku i czarnych skrzynek". O ile popieram ideę śledztwa międzynarodowego, to odnoszę wrażenie, iż głoszenie przez Macierewicza radykalnych opinii na temat rosyjskich władz raczej oddala nas od odzyskania wraku i czarnych skrzynek, niż przybliża.

Istnieje też inna możliwość: że w przypadku dojścia do władzy PiS złagodzi swój przekaz. I że obecna buńczuczna retoryka służy jedynie wzmocnieniu pozycji tego ugrupowania w rywalizacji z Solidarną Polską. Wykorzystywanie polityki zagranicznej w potyczkach wewnętrznych jest w świecie zjawiskiem powszechnym, niemniej również tutaj można używać floretu, a można też miotacza ognia.

W zachowaniu Kaczyńskiego i Macierewicza można się doszukać wielu niespójności. Jeszcze niedawno liderzy PiS przedstawiali putinowską Rosję jako państwo nieobliczalne, prowadzące agresywną, neoimperialną politykę w Europie Środkowo-Wschodniej i na swoich południowych rubieżach w Azji. Najbardziej jaskrawym tego przykładem miała być wojna z Gruzją.

W liście otwartym, skierowanym we wrześniu 2010 r. m.in. do eurodeputowanych i ambasadorów akredytowanych w Polsce, Kaczyński pisał: "Zrobiliśmy wiele, aby do struktur europejskich i NATO przybliżyć dawne republiki ZSRR, takie jak Ukraina, a także Gruzja, Azerbejdżan i Armenia oraz Mołdowa. Realizując interesy narodowe i regionalne, zderzaliśmy się z polityką zagraniczną Rosji, która systematycznie odbudowuje swoją strefę wpływów  - fakt często pomijany przez amerykańskich i europejskich polityków". Prezes PiS wspomniał w tym kontekście także o wielkich rosyjsko-białoruskich manewrach "Zapad", w których Polska była "wrogiem".

Kaczyński z Romneyem

Dziś słyszymy, że Rosja jest jednak państwem słabym, którego nie powinniśmy się bać. Tomasz Sakiewicz, od lat naświetlający geopolityczne koncepcje Kaczyńskiego, pytał w jednym z ostatnich numerów "Gazety Polskiej": "Czy Putin naprawdę jest taki groźny? Nie wierzę w żadną poważniejszą awanturę w środku Europy. Nawet najwierniejsi sojusznicy Putina nie będą podejmowali takiego ryzyka, póki Zachód jest dziesięć razy silniejszy niż Rosja. Celem Putina jest nie tyle podbój, ile odtworzenie i utrzymanie resztek dawnego imperium. Nie może więc angażować się w żadne kosztowne akcje polityczne. Jego kraju po prostu na to nie stać".

Jak trafnie zauważył Kaczyński w przytaczanym wyżej liście, politycy w Ameryce i Europie nie dostrzegają faktu, iż Rosja odbudowuje swoją strefę wpływów. Jak ich jednak przekonać, że jest inaczej? Malując obraz Rosji jako kraju słabego i biednego, którego nie należy się lękać? Pod koniec marca Mitt Romney, kandydat republikanów na prezydenta USA, tak mówił o Rosji: "To nasz główny geopolityczny przeciwnik, państwo zasiadające w Radzie Bezpieczeństwa, posiadające ogromny arsenał nuklearny".

Wyobraźmy sobie dialog premiera Kaczyńskiego i prezydenta Romneya. "Rosja jest bardzo groźnym krajem" - zagaja Romney. "Bez przesady, Rosja jest słaba. My się jej nie boimy"  - odpowiada Kaczyński. "Ależ nie, Rosja jest naprawdę potężna, ma broń atomową..."  - ciągnie Romney. "Myli się pan, panie prezydencie, Rosji nie stać teraz na żadną awanturę".

"Skoro tak"  - zastanowi się wówczas Romney – "to dlaczego ten Kaczyński ciągle domaga się obecności naszych wojsk na ich terytorium?".

Domyślam, że szef PiS głosi tezę o słabości Rosji tylko po to, by podkreślić poddańczą postawę Tuska, "uwarunkowaną niejasnymi zależnościami". Musi jednak pamiętać, że jest słuchany i oceniany nie tylko przez swoich wyborców, lecz także przez przywódców innych państw. Wszystko, co powie dzisiaj, może mieć wpływ na skuteczność polskiej polityki zagranicznej w przyszłości.

W dyplomacji chłodna głowa jest zdecydowanie bardziej przydatna od gorącej krwi.

Autor jest publicystą tygodnika

W wywiadzie dla "Gazety Polskiej Codziennie" Antoni Macierewicz mówi m.in. o stosunkach z Rosją po katastrofie smoleńskiej. "Donald Tusk jako pierwszy zaczął straszyć wojną, usiłując zakneblować tych, którzy chcieli wiarygodnego śledztwa" - przypomina były minister spraw wewnętrznych i szef kontrwywiadu. "Oddanie całości postępowania Rosjanom było tłumaczone fałszywą alternatywą  - albo skrajny serwilizm wobec Rosji, albo wojna z tym państwem".

Odcięta głowa

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?