Dlaczego Kaczyński nie może być Orbanem

Polska prawica powinna dokładnie zbadać przypadek i polityczną metodę działania Fideszu – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 18.06.2012 01:20

Dlaczego Kaczyński nie może być Orbanem

Foto: ROL

Jarosław Kaczyński wciąż marzy o tym, by Budapeszt zdarzył się w Warszawie. To znaczy, by polska prawica, a konkretnie Prawo i Sprawiedliwość, zdobyła taką pozycję jak Fidesz na Węgrzech. Warto porównać drogę obu ugrupowań i to, jak budowały swoją pozycję na politycznym rynku, by bardzo wyraźnie zobaczyć różnicę między dwiema partiami.

Siła ekspertów

Zacznijmy od końca. PiS w 38-milionowym kraju ma 20 tysięcy członków. Fidesz w 10-milionowym państwie – 40 tysięcy. Proporcjonalnie jest więc dziś osiem razy większym ugrupowaniem, z bardzo silną strukturą i wieloma sprawnie działającymi instytucjami.

PiS ma jeden ciekawy, ale niezbyt ciągle silny think tank, Instytut Sobieskiego. Fidesz korzysta z usług kilku bardzo silnych, o wiele potężniejszych od Sobieskiego instytucji tego typu. Co więcej – korzysta z ich pracy realnie. Zamawia ekspertyzy, zatrudnia bardzo dużą liczbę ekspertów, a Viktor Orban słucha ich opinii i korzysta z ich opracowań. Mająca dziś dostęp do wielkich środków partia bardzo intensywnie wspiera swoje ośrodki analityczne. Robiła to także wtedy, kiedy była w opozycji.

Kiedy pierwszy raz Fidesz zaczął mieć nadzieję na objęcie rządów w 1996 roku, na dwa lata przed zwycięskimi wyborami 1998 rozpoczął bardzo intensywną pracę analityczną nad przyszłym programem. Zlecał przygotowanie przyszłych  rozwiązań rządowych, precyzyjnych planów działania w każdej dziedzinie. Pracowało nad tym  wiele grup ekspertów i analityków. Przez półtora roku trwały intensywne prace i spotkania, w których regularnie brali udział naukowcy i przywódcy partii włącznie z samym Orbanem. Więc kiedy partia doszła do władzy, prace reformatorskie mogły bez zwłoki ruszyć z kopyta.

W kolejnych latach powstawały kolejne instytuty mniej lub bardziej związane z Fideszem. Dziś partia rządząca wydaje bardzo duże pieniądze na zlecenia dla ośrodków analitycznych, które poza tym, że wykonują bardzo konkretne opracowania dla rządu, budują swoją własną potęgę na przyszłość.

Inna sprawa to, że obecny rząd w tak błyskawicznym tempie wprowadza opracowywane przez rozmaitych ekspertów reformy, iż popełnia przy tym sporo błędów i jest w jego działaniach wiele chaosu.

Szukanie sojuszników

Niezależnie od think tanków Orban miał zawsze wokół siebie dużą liczbę znawców – teoretyków i praktyków z różnych dziedzin, z których wiedzy i doświadczenia intensywnie czerpał. Ale nie zaniedbywał też budowania struktur partyjnych i pracy z ludźmi.

Przez ostatnie dziesięć lat Fidesz bardzo konsekwentnie prowadził politykę otwarcia i wciągania w swoje kręgi rozmaitych środowisk i małych ugrupowań. Dziś trudno już zliczyć organizacje, partie, nieformalne środowiska, które Fidesz wchłonął albo z którymi się połączył. Orban i jego współpracownicy bardzo dbali o to, by przychodzące do nich środowiska miały poczucie, że coś przez to zyskują.

Założenie było przyjęte od początku: obie strony i silny Fidesz, i małe organizacje czy środowiska muszą mieć poczucie, że wygrywają na wspólnym działaniu. Łączyło się to oczywiście z ogromną, mrówczą pracą i wieloma konfliktami wśród starych działaczy Fideszu, którzy bardzo często musieli ustępować miejsca nowym członkom partii. Ale skutek jest imponujący.

Polityka personalna

Przywódca Fideszu prowadzi często dość brutalną politykę personalną. Ma jednak jedną zasadę; osoby tracące stanowiska czy wpływy nie są wyrzucane poza burtę. Tracący pozycję politycy czy urzędnicy zwykle otrzymują inną ofertę, tak by nie poczuli się zbyt mocno sfrustrowani, by nie wpadł im do głowy pomysł opuszczenia partii. A wielu z nich po kilku latach wraca na nowe, ważne pozycje.

Od 1993 – 1994 roku, kiedy w młodziutkim Fideszu nastąpił ostatni rozłam, bardzo niewielu ludzi opuściło partię. A już nikomu nie przychodzi do głowy, by robić wewnętrzne frondy czy zakładać nowe ugrupowania.

Wszystko to działo się mimo to, że partia dwa razy przegrywała wybory parlamentarne i pojawiły się naturalne pytania i wątpliwości o słuszność kierunku działania. Orban umiał utrzymać jedność Fideszu i co więcej – ciągle rozbudowywał  swoje ugrupowanie. Ciągle pracował nad tym, jak pozyskać kolejne grupy społeczne, jak mobilizować i zachęcać nowe grupy wyborców. Była to mozolna, ciężka, wieloletnie praca, wsparta niezwykłą determinacją i energią samego Orbana i jego najbliższych współpracowników, jego niezwykłymi umiejętnościami mobilizacji, motywacji własnych działaczy.

Duże znaczenie dla sprawności jego ugrupowania miało budowanie zaplecza biznesowego. Orban nigdy nie miał awersji wobec przedsiębiorców. Miał ich zawsze bardzo blisko siebie i budował bardzo bliskie wzajemne relacje. To, czy te relacje nie są zbyt bliskie, to osobny temat.

Dziś zaplecze biznesowe Fideszu jest potęgą. Padają nawet zarzuty, iż Orban stworzył nową oligarchię. Trzeba jednak pamiętać, że po przeciwnej stronie sceny politycznej od lat działa bardzo silny, konkurencyjny układ.

Równowaga medialna

Lewica miała i ma do dziś potężny wpływ na media. Mówienie o łamaniu wolności słowa na Węgrzech jest wielką bzdurą. Wystarczy pójść do kiosku czy zajrzeć do Internetu. Opozycyjnych mediów, które łomoczą nieustannie w rząd, nie brakuje.

Ale osiem lat w opozycji Fidesz, ludzie i biznes z nim sympatyzujący wykorzystali do mozolnej budowy własnych stacji telewizyjnych i radiowych, przejmowania gazet i tygodników. Z punktu widzenia zwolennika tradycyjnego anglosaskiego modelu niezależnych mediów może to budzić wątpliwości.

Niemniej trzeba przyznać, że po pierwsze Fidesz umiał sobie poradzić z bardzo trudną sytuacją, jaką miał w mediach – a traktowany był tam gorzej niż PiS w Polsce. Po drugie wykazał się przedsiębiorczą sprawnością. Po trzecie wreszcie dziś cały przekaz w węgierskich mediach jest przynajmniej zbalansowany. Trudno gdziekolwiek znaleźć przekaz bezstronny, ale przynajmniej są już dwie strony, czego niedawno trudno było uświadczyć.

Sympatyczny lider

Jeśli szukać kolejnych różnic między polskimi ugrupowaniami a Fideszem, trzeba wspomnieć, że okres ich pierwszych rządów (1998 – 2002) mimo bardzo trudnej koalicji z tamtejszą Partią Drobnych Posiadaczy (coś na kształt polskiej Samoobrony) nie był na zewnątrz ani festiwalem wiecznych awantur, walk i kłótni, ani nie był okresem pustych uśmiechów i przykrywania piarowskim czarowaniem nicnierobienia.

Orban, choć umie być bardzo ostry w swoich wypowiedziach, nie przeprowadza brutalnych osobistych ataków, stara się unikać czysto personalnych konfliktów. Ma nieprawdopodobną umiejętność samokontroli i panowania nad sobą. Trudno znaleźć kogoś, kto był świadkiem jakiegoś wybuchu Orbana, nerwowych zachowań, obrażania innych. Jednocześnie jest mistrzem gier, makiawelicznych chwytów,  bardzo dobrym strategiem i taktykiem. Tych talentów nie odmawiają mu nawet jego najzagorzalsi krytycy.

Ogromne znaczenie mają także osobowość i charyzma samego Orbana. To facet, którego niemal wszyscy, którzy go znają, po ludzku lubią. Jest sympatyczny, zwyczajny, uprzejmy, otwarty, dowcipny, umiejący się dobrze odnaleźć w różnych trudnych sytuacjach.

Co ważne, Fidesz – wbrew temu, co wypisują czasem o nim niemający pojęcia o węgierskiej rzeczywistości politycy czy dziennikarze – jest ugrupowaniem umiarkowanym. Jest to partia politycznego centrum. Na prawo od niego znajduje się radykalny Jobbik, który rzeczywiście jest tworem mogącym wywoływać obawy.

Polska prawica, która zapewne będzie jeszcze ewoluowała, powinna dokładnie badać przypadek i polityczną metodę działania Fideszu. Z maluteńkiej, bojowej organizacji stał się potężną obywatelską partią mieszczańską, która odwołuje się zarówno do słabej ciągle klasy średniej, jak i do warstw ubogich, ale umie też nawiązywać dobre relacje z węgierskim biznesem, którego siłę chce odbudowywać.

Nie da się tylko powiedzieć, by umiała budować swoją pozycję poza Węgrami i nawiązywać dobre relacje międzynarodowe. Pod tym względem ostatnie dwa lata są katastrofą. To, że Budapeszt jest traktowany bardzo niesprawiedliwie, że pada ofiarą nagonek i podwójnych standardów, to prawda. Ale prawdą jest też, że węgierska dyplomacja nie radzi sobie z tą sytuacją kryzysową.

Tu piarowa lekcja u Donalda Tuska byłaby zapewne bardzo wskazana. We wszystkich pozostałych sprawach polscy politycy powinni czerpać obficie z doświadczeń Viktora Orbana.

PiS ani nie zbudował silnego zaplecza intelektualnego, ani nie przyciąga nowych środowisk. Lista tych, którzy opuścili partię, skłócili się z prezesem, zakładali – choć bez powodzenia – konkurencyjne ugrupowania, jest imponująca. Nie mówiąc o tym, jak PiS nie radzi sobie z mediami.

Fidesz ciągle walczy. Ale nie znaczy to, że ciągle wywołuje awantury. Fidesz nie tylko mówi o zmianach, o odbudowie Węgier, ale je przeprowadza. Przeprowadza dziesiątki reform. I działa. Buduje. Ma wielkie cele i setki małych realnych projektów.

Jarosław Kaczyński wciąż marzy o tym, by Budapeszt zdarzył się w Warszawie. To znaczy, by polska prawica, a konkretnie Prawo i Sprawiedliwość, zdobyła taką pozycję jak Fidesz na Węgrzech. Warto porównać drogę obu ugrupowań i to, jak budowały swoją pozycję na politycznym rynku, by bardzo wyraźnie zobaczyć różnicę między dwiema partiami.

Siła ekspertów

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę