Rynki dadzą lekcję Francji

Polityka prezydenta Hollande'a polegająca na skubaniu bogatych i rezygnacji z oszczędności to droga donikąd. Prędzej czy później będzie tańczył tak, jak mu zagrają rynki finansowe - pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 16.07.2012 21:14 Publikacja: 16.07.2012 19:10

Rynki dadzą lekcję Francji

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Ci, którzy liczyli, że Francois  Hollande po wygranych wyborach prezydenckich i parlamentarnych szybko porzuci populistyczną retorykę, weźmie się za cięcia wydatków, stworzy team Merkollande, mylili się głęboko. Na razie nowy prezydent i jego Partia Socjalistyczna biorą się za spełnianie szalonych obietnic wyborczych, podnoszą podatki bogatym i do znudzenia opowiadają o „sprawiedliwości społecznej", potrzebie wybudowania 150 tys. mieszkań komunalnych i większych wydatkach na służbę zdrowia. Zupełnie jakby nie mieli kontaktu z dramatyczną rzeczywistością. Ale spokojnie, premier Hiszpanii Jose Luis Zapatero też na początku był twardy, plótł androny, a potem tańczył tak, jak mu zagrały rynki finansowe. Wcześniej tę samą drogę przeszli Tony Blair i Gerhard Schroeder. Tyle że oni mieli więcej czasu na naukę.

Francois Hollande w sobotę, w dzień święta narodowego, rocznicy zdobycia Bastylii, udzielił pierwszego długiego wywiadu telewizyjnego po wyborach. Zażądał, by koncern PSA Peugeot Citroen renegocjował ogłoszoną właśnie decyzję o zwolnieniu 8 tys. pracowników i zamknięciu jednej z fabryk w podparyskim Aulnay-sous-Bois. Społeczne koszty przekształceń „mają być zminimalizowane", a firmy przenoszące produkcję za granicę - karane.

Ideologiczny upór Hollande'a może się okazać zbyt kosztowny - i dla Paryża, i dla Europy

W wykuwanej właśnie polityce gospodarczej widać pełno sprzeczności. Z jednej strony towarzyszą jej zapowiedzi poprawy konkurencyjności, z drugiej zaś mają być też wprowadzone przepisy utrudniające zamykanie fabryk czy zwalnianie ludzi. O obniżce kosztów i poprawie wydajności ani słowa.

Niech bogaty płaci

Przybywa niepokojących sygnałów, które świadczą o tym, że Hollande dalej brnie w socjalistyczne, pozbawione sensu pomysły, a lewicowa retoryka prezydenta i jego współpracowników, jak premier Jean Marc Ayrault, pozostaje w swej pełnej krasie. Ten ideologiczny upór może się okazać zbyt kosztowny - i dla Francji, i dla Europy.

Kilka dni temu Hollande zapowiedział ograniczenie rocznych pensji dla dyrektorów państwowych spółek. Spadną do 450 tys. euro lub 20-krotności wynagrodzenia najmniej zarabiającego pracownika. To oczywiście nonsens, co pokazują polskie doświadczenia z tzw. kominówką. Powoduje odpływ najlepszych kadr do firm prywatnych i pojawianie się coraz sprytniejszych sposobów na obchodzenie takich obostrzeń, np. przez obejmowanie dodatkowych funkcji w spółkach córkach. Nad Sekwaną już mawiają, że koncerny będą teraz zarządzane przez „pseudoobywatelskich służbistów".

Koszty kryzysu mają ponieść zasobni ludzie i firmy. Dlatego socjaliści obciążają banki i koncerny energetyczne - w tym roku zapłacą one dodatkowo 1,1 mld euro. Gwoli ścisłości, w ostatecznym rachunku zapłacą zwykli użytkownicy, a więc korzystające z prądu gospodarstwa domowe czy kredytobiorcy. Wzrosnąć ma też górna stawka podatku PIT z 41 do 45 proc. w przypadku dochodów powyżej 150 tys. euro rocznie. 75-proc. stawka obejmie zarabiających ponad milion euro rocznie. Bogatych najmocniej jednak dotknie przywrócenie podatku od wielkich fortun (ISF).

Szef dyplomacji Alain Juppe nazywa takie działania polityką konfiskaty. Uciekając przed wysokimi podatkami, już wcześniej w Belgii i Szwajcarii w sposób fikcyjny osiedliło się 360 tys. obywateli, w tym rodziny, do których należą znane sieci hipermarketów Auchan czy Carrefour. Teraz mamy już do czynienia z kolejnym exodusem milionerów, tym razem do Wielkiej Brytanii. Kto więc będzie płacił te wyższe podatki? Naturalnie wpływy do państwowej kasy spadną mimo licznych gróźb „surowego karania".

Na równi pochyłej

Gospodarka nad Sekwaną już teraz ledwo zipie przygniatana wysokimi wydatkami socjalnymi. W relacji do PKB wynoszą we Francji już 57 proc. (w Polsce to około 45 proc.), a to najwięcej obok krajów skandynawskich.

Francja musi obniżyć deficyt budżetowy, który wyniósł w ubiegłym roku 5,2 proc. PKB. Zgodnie z procedurą nadmiernego deficytu, jaką objęła Paryż Komisja Europejska, w tym roku powinien spaść do 4,5 proc. PKB, a w przyszłym do 3 proc. PKB. Plan ten stanął pod znakiem zapytania, gdy gospodarka Francji znalazła się w stagnacji. Hollande formalnie z niego nie rezygnuje, ale jego polityka polegająca na skubaniu bogatych i braku oszczędności nie przyniesie żadnych efektów. W dodatku przywódca Francji demontuje pakt fiskalny, nie chcąc wpisywać restrykcyjnych zasad dotyczących długu i deficytu do konstytucji.

To wszystko droga donikąd. Prędzej czy później rynki finansowe zażądają wyższych odsetek, karząc za socjalistyczne pomysły, a więc sytuacja finansowa kraju się pogorszy. W tym roku po raz pierwszy obsługa zadłużenia jest najwyższą pozycją budżetową (49 mld euro), przed edukacją (45 mld euro). W przyszłym roku dług sięgnie zapewne 90 proc. PKB. Wystarczy, że rentowność dziesięcioletnich obligacji skoczy do poziomu 6 proc. i Francja znajdzie się na szlaku Hiszpanii.

Nadzorujący finanse publiczne Trybunał Obrachunkowy ocenił, że potrzebne są oszczędności na kwotę do 10 mld euro tylko w tym roku, a w przyszłym aż na 33 mld euro. Ostrzegł Hollande'a, że obecne środki nie wystarczą. Niezbędne są bowiem oszczędności. Na razie słowo oszczędności jest rozumiane specyficznie. Hollande ściął pensje ministrów o 30 proc., tyle że - jak wyliczył prawicowy „Le Figaro" -  i tak koszt utrzymania rządu wzrośnie. Jakim cudem? Bo zwiększyła się o 14 liczba ministrów. Socjaliści nie zrezygnowali też z pomysłu, by zatrudnić dodatkowo 60 tys. nauczycieli. Jednak najbardziej destrukcyjnie na finanse publiczne działać będzie cofnięcie reformy emerytalnej, co oznacza, że Francuzi nadal będą przechodzić na emeryturę w wieku 61 lat, podczas gdy np. Niemcy w wieku 67 lat. Hollande cofnął też podwyżkę VAT na książki, kiedy niedawno kupując prezent w jednej z księgarń, zauważył, że „książki są wyżej opodatkowane niż homary".

Socjaliści zapewne liczą, że problem częściowo rozejdzie się po kościach, gdy wzrost gospodarczy przyspieszy i zwiększą się wpływy podatkowe. Ulgę może przyniesie przyjęty na ostatnim szczycie UE pakiet na rzecz wzrostu wart 120 mld euro. Ale to wszystko mrzonki, papierowe liczby i strategie oderwane od rzeczywistości. Coraz bardziej realne są obawy, że Francja pójdzie drogą Hiszpanii, a raczej Wielkiej Brytanii lat 70., gdy królowała lewicowa ideologia „sprawiedliwości społecznej", związki zawodowe były wszechwładne, a kraj nazywany wówczas „chorym człowiekiem Europy" pogrążał się w kryzysie gospodarczym.

Nowy Mitterrand czy Schroeder?

Jeśli Hollande dalej będzie się upierał przy swoich pomysłach z piekła rodem, Francję może czekać powtórka z rozrywki. Francois Mitterrand w latach 80. skracał tydzień pracy, podnosił pensje, a przede wszystkim nacjonalizował najważniejsze przedsiębiorstwa w branżach uznawanych za kluczowe, czyli metalurgiczne, motoryzacyjne, chemiczne i elektroniczne. Udział państwowych spółek w produkcji przemysłowej skoczył wówczas z 15 do aż 30 proc. Po kilku latach trzeba było zapomnieć o eksperymentach i znów prywatyzować, gdy potrzebne były pieniądze oraz ustabilizowanie finansów publicznych w przeddzień przyjęcia euro. Oczywiście straty gospodarcze z tytułu tych eksperymentów nawet trudno oszacować.

Prędzej czy później Hollande będzie musiał zmienić swą politykę. Nawet taki zatwardziały socjalista Jose Luis Zapatero musiał zrobić ostry zwrot, uelastycznić rynek pracy, rozpocząć prywatyzację, ciąć wydatki socjalne. Robił to, co kazały mu rynki finansowe. Zdecydowanie większymi realistami okazali się Tony Blair i Gerhard Schroeder. Szybko wycofywali się z socjalistycznych pomysłów, choć kierowali nawą państwową w łatwiejszych czasach. Obecnie uchodzą za sprawnych przywódców i reformatorów.

Ciekawe, że szybciej wracają do rzeczywistości ludzie, którzy mieli kontakt z życiem gospodarczym. Poznali prawdziwe życie, jak były prezydent Brazylii Ignacio Lula da Silva, który wywodził się z biednej rodziny, jako dziecko sprzedawał na ulicy owoce i pracował w pralni. Przed objęciem władzy był zawziętym populistą związkowym. A jednak potem umiał połączyć reformy wolnorynkowe z wyciąganiem milionów ludzi z biedy. Wprowadził swój kraj do grupy potęg ekonomicznych i zapewnił sobie olbrzymią popularność.

Jednak Hollande i Zapatero całe życie albo pracowali w sektorze publicznym, albo byli na etatach partyjnych. Hollande był po kolei radnym, wiceburmistrzem, merem, posłem, I sekretarzem Partii Socjalistycznej. Niestety, tacy „działacze", ludzie bez wcześniejszego kontaktu z realnym życiem, gospodarki i finansów uczą się najdłużej.

Ci, którzy liczyli, że Francois  Hollande po wygranych wyborach prezydenckich i parlamentarnych szybko porzuci populistyczną retorykę, weźmie się za cięcia wydatków, stworzy team Merkollande, mylili się głęboko. Na razie nowy prezydent i jego Partia Socjalistyczna biorą się za spełnianie szalonych obietnic wyborczych, podnoszą podatki bogatym i do znudzenia opowiadają o „sprawiedliwości społecznej", potrzebie wybudowania 150 tys. mieszkań komunalnych i większych wydatkach na służbę zdrowia. Zupełnie jakby nie mieli kontaktu z dramatyczną rzeczywistością. Ale spokojnie, premier Hiszpanii Jose Luis Zapatero też na początku był twardy, plótł androny, a potem tańczył tak, jak mu zagrały rynki finansowe. Wcześniej tę samą drogę przeszli Tony Blair i Gerhard Schroeder. Tyle że oni mieli więcej czasu na naukę.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?