Pancerne odchylenie w MON

Polski przemysł zbrojeniowy, zamiast rozwijać się technologicznie, może utkwić w zaścianku minionego wieku – ostrzega ekspert

Publikacja: 08.08.2012 19:18

Pancerne odchylenie w MON

Foto: archiwum prywatne

Red

Strata największej firmy zbrojeniowej Bumar według „Pulsu Biznesu" wyniosła za ubiegły rok 500 mln zł. Wobec braku inwestycji w nowe technologie i, co za tym idzie, zaniku eksportu Bumar łakomie patrzy na budżet MON. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna firmy to także klucz do wyjaśnienia ostatnich roszad personalnych na najwyższych stanowiskach w MON i tworzenia pancernego lobby w ministerstwie.

Powszechne oburzenie w armii wywołała sytuacja, kiedy wiceminister Marcin Idzik odszedł z resortu i objął stanowisko wiceprezesa grupy Bumaru. Wcześniej zaś przyznał tej firmie przedpłatę na 350 mln zł na realizację zamówienia na transporter opancerzony, mimo że opinia prawna była negatywna. Niedługo potem na stanowisku wiceministra zastąpił go gen. Waldemar Skrzypczak, doradca ministra Tomasza Siemoniaka, lobbujący od dawna za narodowym programem pancernym. Ta budząca wątpliwości układanka to jedynie przedsmak tego, co się będzie działo w najbliższym czasie w kwestii zamówień na broń na linii MON – Bumar.

Wszystko zaczęło się, kiedy nowy minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak bez szerszych konsultacji i bardzo pospiesznie, bo już 2 stycznia br., zaledwie w ponad miesiąc po oficjalnym objęciu stanowiska po wyborach i zaprzysiężeniu przez prezydenta ogłosił być może najkosztowniejszy w historii sił zbrojnych od 1989 r. narodowy program pancerny jako jeden ze swoich najważniejszych priorytetów, który Polska chce realizować samodzielnie, właśnie opierając się na projektach Bumaru. Dziwi taki pośpiech, ponieważ na styku wojsko – zbrojeniówka od lat wrze od nieosądzonych afer korupcyjnych związanych właśnie z narodowymi programami zbrojeniowymi. Zaprzestanie w 2006 r., w atmosferze podejrzeń o korupcję, realizacji programu budowy polskiego samolotu szkolno-bojowego Iryda, którego ostatnie osiem egzemplarzy zezłomowano w 2008 r., czy zamieszanie wokół trwającego dziesięć lat narodowego programu budowy korwety Gawron dla MW, to niestety przykłady na to, że bezmyślne wspieranie polskiego przemysłu zbrojeniowego to prosta droga do korupcji i technologicznej stagnacji.

Bumar rozdaje karty

Decyzja o wprowadzeniu w życie narodowego programu pancernego kosztować będzie polskiego podatnika, lekko licząc, od kilku do kilkunastu miliardów złotych w zależności od jego ostatecznego kształtu. Sam minister nie ukrywa zauroczenia „pancerzem". W radiowej Jedynce powiedział, że w ostatnich latach w wojsku polskim kładziono akcent na przygotowanie się do misji zagranicznych w Afganistanie czy Kosowie. – Tam nie używa się czołgów, dlatego pewne aspekty szkolenia były na drugim planie.

Pytane jednak o szczegóły programu MON zasłania się tajemnicą, bo „sprawa jest w fazie planistycznej". Główny beneficjent programu pancernego Bumar też milczy. Być może dlatego, że firma ma poważne kłopoty z eksportem. Wielki kontrakt z Indiami na dostawę ponad 200 wozów zabezpieczenia technicznego (WZT), który miał przynieść firmie ponad 270 mln dol., nie dojdzie do skutku. Interesuje się nim już indyjskie biuro do zwalczania korupcji. Bumar mimo wieloletnich doświadczeń polskiej armii na misjach wciąż nie oferuje technologicznie zaawansowanych produktów na rynku światowym, stąd jego kłopoty. Ratunkiem dla firmy pozostaje więc mało wymagająca polska armia z gigantycznym budżetem, siecią nieformalnych powiązań i nieefektywnymi strukturami kontrolnymi.

Były doradca ministra Siemoniaka i główny zwolennik programu pancernego gen. Waldemar Skrzypczak, uzasadniając konieczność uruchomienia narodowego programu pancernego, tak pisał w swoim blogu już w listopadzie ubiegłego roku, czyli zaledwie dwa miesiące po nominacji na doradcę MON, zanim Siemoniak ogłosił program pancerny swoim priorytetem: „Istnieje ogromna szansa rozwinięcia wieloletniego programu, który wyposaży armię w nowoczesny sprzęt oraz postawi na nogi polską zbrojeniówkę. Da pracę tysiącom Polaków, wywoła rozwój polskiej wojskowo-technicznej myśli. Uniezależni nas od zagranicznych, szalenie drogich projektów". Konsekwencją przejęcia programu pancernego przez Bumar – według znaczącego źródła w MON – może być rezygnacja z kontraktu z Finami na produkcję sprawdzonego w Afganistanie kołowego transportera opancerzonego Rosomak. Bumar chce zastąpić go wozem bojowym zaprojektowanym i wyprodukowanym przez siebie. – Problem w tym, że Bumar takiego projektu jeszcze nie ma – komentuje całą sytuację prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Sławomir Kułakowski. Rezygnacja z rosomaka byłaby zaś w tej sytuacji wyrzucaniem pieniędzy w błoto, ponieważ umowa z Finami na produkcję rosomaka w Wojskowych Zakładach Mechanicznych w Siemianowicach kończy się już w 2013 r.

Tak silny lobbing w MON za bronią pancerną irytuje niektórych polityków. Wiceszef Senackiej Komisji Obrony Maciej Grubski w wywiadzie dla miesięcznika „Armia" mówi, że narodowy program pancerny to forsowanie marzeń części naszych oficerów, którym ciągle marzą się wielkie zgrupowania pojazdów gąsienicowych. Moim zdaniem – mówi dalej senator – nie chodzi o pytanie, na co stawiać w takim czy innym rodzaju wojsk, ale co daje skuteczny odpór. My mamy modernizować armię nie dla ambicji jednego czy drugiego generała, ale dla poczucia bezpieczeństwa Polaków. Świat się zmienia, rodzaje zagrożeń i ich forma zwalczania też. Tkwienie w przekonaniu, że coś co funkcjonowało w armiach świata przez dziesięciolecia jako główny oręż może być złudne – mówi senator Grubski.

Polska centrum sił pancernych w Europie?

Warto podkreślić, że projekt pancerny MON jest sprzeczny z tendencjami ekonomicznymi, politycznymi i technologicznymi panującymi wśród sojuszników z Unii Europejskiej czy NATO. Większość krajów europejskich nie stać dzisiaj na samodzielne rozwijanie od podstaw bardzo drogich programów zbrojeniowych, jakimi niewątpliwie są programy pancerne. Problemem Europejczyków jest wręcz nadmiar programów zbrojeniowych, produkowanie wielu typów tego samego uzbrojenia, co rozprasza potencjał naukowo-badawczy, przeznaczanie zbyt wielu środków na stare typy uzbrojenia, o czym wyjątkowo głośno mówiono podczas ostatniego szczytu NATO w Chicago.

Z pewnością jeśli Polsce zależy na umocnieniu swojej pozycji lidera w regionie, a nie tylko na kolejnym zleceniu dla Bumaru, lepszym pomysłem byłyby wspólne programy zbrojeniowe krajów Europy Środkowej, członków NATO i UE, który Polska mogłaby zainicjować i koordynować, jeśli byłoby takie zainteresowanie. MON ani przedstawiciele Bumaru nie chwalą się jednak żadnymi takimi ustaleniami czy choćby tylko konsultacjami z sojusznikami. Wspólne działania, dzielenie kosztów i ewentualne użytkowanie broni pancernej mogłoby być korzystne dla takich państw jak: Słowacja, Czechy, Rumunia Bułgaria czy kraje bałtyckie, które borykają się z tymi samymi problemami ze starym sprzętem co Polska. Polska, jeśli nie chce być tylko papierowym liderem w Europie Środkowej, musi inicjować przemyślane strategie zbrojeniowe integrujące ten rejon Europy, a nie działać w pojedynkę, osłabiając pozycję polityczną w Unii Europejskiej całego regionu. Mówił o tym premier Litwy Andrius Kubilius, który uważa, że regionalnym liderem nie zostaje się z mianowania, ale poprzez konkretne projekty służące właśnie budowaniu regionalnej wspólnoty.

Dlatego warto pójść nawet jeszcze dalej i zaproponować sojusznikom z NATO i Unii Europejskiej wizję regionalnego dowództwa europejskich sił pancernych w Polsce i namówić kraje NATO i UE do przekazania nam za symboliczną odpłatnością nadwyżek leopardów, z którymi wiele europejskich krajów nie wie, co zrobić. Zaoszczędzone miliardy złotych można zainwestować w rozwój technologii związanych choćby z budową bezpilotowców, obroną powietrzną czy też bronią dla sił specjalnych, co akurat mogłoby stanowić przyszłość eksportową naszej zbrojeniówki. Z tą opinią zgadza się gen. Roman Polko, który uważa, że „mamy mało pieniędzy na unowocześnianie naszej armii i dlatego powinniśmy dokonywać zakupów naprawdę potrzebnego sprzętu, zwłaszcza tego, którego brakuje najbardziej, a nie rozwijać nierealny program pancerny". Tym bardziej że w wieloletniej perspektywie konieczna będzie unifikacja zamówień zbrojeniowych w ramach UE i wspólne korzystanie z drogiego sprzętu. Takie rzeczy zresztą już się dzieją. Wielka Brytania i Francja mogą się bowiem porozumieć również w sprawie wspólnego użytkowania lotniskowców, by obniżyć wydatki ministerstw obrony. To buduje ich trwały sojusz.

O konieczności racjonalizacji polityki obronnej mówił zwierzchnik sił zbrojnych prezydent RP Bronisław Komorowski, który podczas szczytu NATO w Chicago nawoływał kraje europejskie do podjęcia wysiłku w obszarze integracji europejskiej na rzecz wzmocnienia wspólnotowego charakteru polityki bezpieczeństwa i obronności. Zapowiedział też, że Polska będzie się starała „konsekwentnie o to zabiegać i szukać partnerów w UE, aby te procesy posunąć do przodu". Warto więc, żeby prezydent jako zwierzchnik sił zbrojnych, aktywnie włączył się w działania nowego szefa MON, tym bardziej że innymi założeniami nowego ministra są także priorytety NATO i UE tzw. Smart Defence oraz Pooling and Sharing, czyli działania zwiększające efektywność ponoszonych wydatków poprzez koordynację działań zmierzających właśnie do wspólnego pozyskiwania i utrzymywania zdolności obronnych. Program pancerny nowego ministra obrony nie ma niestety nic wspólnego z „inteligentną obroną". Sceptyczny jest również szef BBN gen. Stanisław Koziej, który uważa, że armii potrzebne są programy zgodne z priorytetami modernizacyjnymi, określonymi przez prezydenta RP. Należą do nich systemy informacyjne, obrona powietrzna (w tym przeciwrakietowa) i mobilność wojsk lądowych (głównie śmigłowcowa). Program pancerny może być realizowany, ale nie jako priorytetowy.

W exposé premier Donald Tusk potwierdził, że na obronność będzie przeznaczone 1,95 proc. PKB, ale podkreślił, że społeczeństwo ma prawo się domagać, by te pieniądze były wydane efektywnie na rzecz bezpieczeństwa Polski. Pancerne odchylenie w MON paradoksalnie zamiast rozwinąć technologicznie polską zbrojeniówkę – jak twierdzi gen. Skrzypczak – ostatecznie zakonserwuje ją w zaścianku minionego wieku, a wraz z nią i polską armię. Ta jednak, by być kompatybilna z nowoczesnymi armiami NATO, i tak będzie zmuszona wydawać miliardy na zakup nowoczesnego uzbrojenia, tyle że już nie u polskich producentów.

Tak się już niestety dzieje, ponieważ MON zakupi, najprawdopodobniej w Izraelu, do 2018 r. 41 zestawów bezzałogowych samolotów za ponad 2 miliardy dolarów. Takie zaawansowane technologie powinny być jednak generowane w Polsce, gdzie odbiorcami oprócz polskiej armii mogłoby być również Straż Graniczna, policja czy straż pożarna. MON zamierza jednak inwestować gigantyczne środki w broń pancerną, stawiając w ten sposób nasz przaśny przemysł zbrojeniowy na straconej pozycji wobec gwałtownie rozwijających się technologii dla wojska, ale, niestety, już poza Polską.

 

Autor, komandor porucznik rezerwy, jest absolwentem Wydziału Bezpieczeństwa Międzynarodowego Naval Postgraduate School w Monterey. Był oficerem Naczelnego Dowództwa Sojuszniczych Sił NATO w Europie. Opublikował książki „Widok na Sarajewo" i „Polska armia na posyłki". Obecnie szef niezależnego think tanku Nobilis Media monitorującego funkcjonowanie sił zbrojnych.

Strata największej firmy zbrojeniowej Bumar według „Pulsu Biznesu" wyniosła za ubiegły rok 500 mln zł. Wobec braku inwestycji w nowe technologie i, co za tym idzie, zaniku eksportu Bumar łakomie patrzy na budżet MON. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna firmy to także klucz do wyjaśnienia ostatnich roszad personalnych na najwyższych stanowiskach w MON i tworzenia pancernego lobby w ministerstwie.

Powszechne oburzenie w armii wywołała sytuacja, kiedy wiceminister Marcin Idzik odszedł z resortu i objął stanowisko wiceprezesa grupy Bumaru. Wcześniej zaś przyznał tej firmie przedpłatę na 350 mln zł na realizację zamówienia na transporter opancerzony, mimo że opinia prawna była negatywna. Niedługo potem na stanowisku wiceministra zastąpił go gen. Waldemar Skrzypczak, doradca ministra Tomasza Siemoniaka, lobbujący od dawna za narodowym programem pancernym. Ta budząca wątpliwości układanka to jedynie przedsmak tego, co się będzie działo w najbliższym czasie w kwestii zamówień na broń na linii MON – Bumar.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?