Strata największej firmy zbrojeniowej Bumar według „Pulsu Biznesu" wyniosła za ubiegły rok 500 mln zł. Wobec braku inwestycji w nowe technologie i, co za tym idzie, zaniku eksportu Bumar łakomie patrzy na budżet MON. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna firmy to także klucz do wyjaśnienia ostatnich roszad personalnych na najwyższych stanowiskach w MON i tworzenia pancernego lobby w ministerstwie.
Powszechne oburzenie w armii wywołała sytuacja, kiedy wiceminister Marcin Idzik odszedł z resortu i objął stanowisko wiceprezesa grupy Bumaru. Wcześniej zaś przyznał tej firmie przedpłatę na 350 mln zł na realizację zamówienia na transporter opancerzony, mimo że opinia prawna była negatywna. Niedługo potem na stanowisku wiceministra zastąpił go gen. Waldemar Skrzypczak, doradca ministra Tomasza Siemoniaka, lobbujący od dawna za narodowym programem pancernym. Ta budząca wątpliwości układanka to jedynie przedsmak tego, co się będzie działo w najbliższym czasie w kwestii zamówień na broń na linii MON – Bumar.
Wszystko zaczęło się, kiedy nowy minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak bez szerszych konsultacji i bardzo pospiesznie, bo już 2 stycznia br., zaledwie w ponad miesiąc po oficjalnym objęciu stanowiska po wyborach i zaprzysiężeniu przez prezydenta ogłosił być może najkosztowniejszy w historii sił zbrojnych od 1989 r. narodowy program pancerny jako jeden ze swoich najważniejszych priorytetów, który Polska chce realizować samodzielnie, właśnie opierając się na projektach Bumaru. Dziwi taki pośpiech, ponieważ na styku wojsko – zbrojeniówka od lat wrze od nieosądzonych afer korupcyjnych związanych właśnie z narodowymi programami zbrojeniowymi. Zaprzestanie w 2006 r., w atmosferze podejrzeń o korupcję, realizacji programu budowy polskiego samolotu szkolno-bojowego Iryda, którego ostatnie osiem egzemplarzy zezłomowano w 2008 r., czy zamieszanie wokół trwającego dziesięć lat narodowego programu budowy korwety Gawron dla MW, to niestety przykłady na to, że bezmyślne wspieranie polskiego przemysłu zbrojeniowego to prosta droga do korupcji i technologicznej stagnacji.
Bumar rozdaje karty
Decyzja o wprowadzeniu w życie narodowego programu pancernego kosztować będzie polskiego podatnika, lekko licząc, od kilku do kilkunastu miliardów złotych w zależności od jego ostatecznego kształtu. Sam minister nie ukrywa zauroczenia „pancerzem". W radiowej Jedynce powiedział, że w ostatnich latach w wojsku polskim kładziono akcent na przygotowanie się do misji zagranicznych w Afganistanie czy Kosowie. – Tam nie używa się czołgów, dlatego pewne aspekty szkolenia były na drugim planie.
Pytane jednak o szczegóły programu MON zasłania się tajemnicą, bo „sprawa jest w fazie planistycznej". Główny beneficjent programu pancernego Bumar też milczy. Być może dlatego, że firma ma poważne kłopoty z eksportem. Wielki kontrakt z Indiami na dostawę ponad 200 wozów zabezpieczenia technicznego (WZT), który miał przynieść firmie ponad 270 mln dol., nie dojdzie do skutku. Interesuje się nim już indyjskie biuro do zwalczania korupcji. Bumar mimo wieloletnich doświadczeń polskiej armii na misjach wciąż nie oferuje technologicznie zaawansowanych produktów na rynku światowym, stąd jego kłopoty. Ratunkiem dla firmy pozostaje więc mało wymagająca polska armia z gigantycznym budżetem, siecią nieformalnych powiązań i nieefektywnymi strukturami kontrolnymi.