Kłopoty syna Cezara

Donald Tusk jesienią, w swoim drugim exposé, chciał głosić hasła polityki prorodzinnej. Dzisiaj zabrzmiałoby to jak drwina - uważa publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 13.08.2012 19:35

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W  połowie lipca zmarł Stephen Covey, amerykański autor bestsellerów na temat kształtowania osobowości. Według niektórych wyznawcą jego metod jest Donald Tusk. Podstawowa zasada Coveya mówi, że w trudnych momentach należy przejmować inicjatywę. Przez ostatnie lata szef rządu stosował się do tego zalecenia. Można uznać, że dzięki temu rządzi już piąty rok i nadal jest popularnym politykiem. Teraz jednak sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

To oczywiście czysty przypadek, że śmierć Coveya zbiegła się z momentem, gdy Tusk stracił inicjatywę i nie odzyskał jej do tej pory. Teraz to on jest zaskakiwany wydarzeniami, a nie je kreuje. Trwa już to miesiąc, a premier, zamiast uderzać, woli czekać, nie pokazując się opinii publicznej.

Wpuszczony w maliny

Obserwujemy zaskakujący spektakl, w którym na razie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Przypomnijmy sobie moment opublikowania taśm Serafina, bo to jest początek kłopotów Tuska. Była chwila, gdy premier próbował przejąć inicjatywę, pouczając koalicjantów z PSL, jak niedobrą rzeczą jest nepotyzm i brak standardów. Przywaliła go jednak lawina list platformerskich pociotków przyklejonych do różnych ciepłych posadek.

Michał Tusk wbrew zaleceniom ojca coraz chętniej rozmawia z mediami. I każdą swoją wypowiedzią pogrąża się coraz bardziej

Skądinąd nie została ona uruchomiona przez polityków opozycji, którzy zachowują się raczej biernie. W tym sensie, że nie kreują wydarzeń, nie są odkrywcami historii kompromitujących PO. Ich rola ogranicza się jedynie do gromkiego pohukiwania i do politycznego, przewidywalnego rytuału.

To ważna przesłanka na przyszłość. Tusk będzie miał trudność z przewekslowaniem sporu na lubianą przez niego kategorię, czyli walkę na linii PO - PiS. Do pewnego stopnia znalazł się w sytuacji podobnej do sporu o ACTA, gdzie przeciwnik był trudny do zdefiniowania i etykietowania. Walka z kimś takim przypomina boksowanie się z mgłą.

Trudno nie odnieść też wrażenia, że Tusk jest rozgrywany. I to według pewnego scenariusza. Zdawało się, że uniknąłby kłopotu, gdyby w momencie ogłoszenia decyzji o mianowaniu Stanisława Kalemby nie wspomniał o jego synu. Nie musiał przecież osobiście informować o rzekomo ustalonej rezygnacji młodego Kalemby. Powołał się na dodatek na ustalenia w tej sprawie z Waldemarem Pawlakiem.

Słychać było wtedy interpretacje, że premier za pomocą faktów dokonanych próbował wymusić rezygnację syna Kalemby. Ale czy nie mogło być inaczej? Autor tego tekstu usłyszał od jednego z ważnych polityków obozu władzy, że Tusk rzeczywiście powiedział to, co ustalił z Pawlakiem. Został jednak celowo wpuszczony w maliny przez koalicjanta, który w ten sposób chciał się odegrać za wcześniejsze upokorzenia. Lub mógł być - jakkolwiek brzmi to jak teoria spiskowa - współuczestnikiem szerszego planu wymierzonego w premiera.

Szczep Tuska mu wybaczy

Tuskowi jest trudno zapanować nad aferą z jego synem, ponieważ dostajemy ją niejako w porcjach. Pierwsza porcja była raczej lekkostrawna. Oto 30-letni syn premiera pracuje na samorządowym lotnisku. Za jakieś 3300 na rękę. To niedużo, zważywszy że młody Tusk ma na utrzymaniu dwójkę dzieci. Łatwo więc było go bronić, używając frazy, że dzieci polityków też gdzieś muszą pracować.

Wyglądało, że sprawa przycichnie, ale nie dopuścił do tego... Michał Tusk, udzielając wywiadu „Gazecie Wyborczej". Od tego momentu zaczęły wychodzić na jaw sprawy, które pokazały, że syn premiera nie był zwykłym pracownikiem lotniska, ale jest zamieszany - bez przesądzania o charakterze tych kontaktów - w aferę Amber Gold.

Młody Tusk, wbrew zaleceniom ojca i jego współpracowników, coraz chętniej rozmawia z mediami. I każdą swoją wypowiedzią pogrąża się coraz bardziej. Dlaczego sam mówi o swoich błędach? Dotychczasowy przebieg wydarzeń wskazuje, że najprawdopodobniej za każdym razem mówił, chcąc uprzedzić rewelacje, które i tak zostałyby upublicznione. Jest prawdopodobne, że na razie poznaliśmy tylko część faktów.

Zastanawia też postawa szefa Amber Gold Marcina Plichty, który publicznie zarzucił synowi premiera wynoszenie dla niego poufnych informacji. Tusk zaprzeczył, ale nie o to chodzi. Polska nie jest krajem, gdzie człowiek taki jak Plichta - mający kilka wyroków na karku -  może ryzykować oskarżanie syna premiera i przez to narażać na szwank wizerunek najpotężniejszego w kraju polityka.

Plichta albo jest idiotą, albo ma - lub wydaje mu się, że ma - informacje, które zapewnią mu bezpieczeństwo. Młody Tusk przyznał się, że wiedział o wyroku na Plichtę. Czyli wiedział coś, czego ponoć nie wiedziały pomorskie sądy, mimo że to one kilkakrotnie wydały wyroki na szefa Amber Gold. - Komisji śledczej z tego nie będzie - miał ponoć, jak twierdzi tygodnik „Wprost", uspokajać swojego syna premier.

Może jej nie będzie, ale polityczne skutki będą widoczne. Jest faktem, że Tusk ma wielką zdolność wychodzenia z podobnych opresji. Opinia publiczna jest podzielona na dwa plemiona, więc „szczep Tuska" mu wybaczy wszystko w imię niedania satysfakcji drugiej stronie. Ślady tego słychać w komentarzach medialnych, a widać też na forach internetowych.

Będzie pyskówka

Można więc to skwitować wytartą frazą o niedużej rysie na teflonie. Zwolennicy tej tezy przywołują historie z Leszkiem Millerem juniorem, przy którym przygody Michała Tuska to kaszka z mleczkiem.

Rzeczywiście skandale z udziałem młodego Millera nie dotarły do opinii publicznej, więc nie one miały wpływ na klęskę SLD. Ale w samym Sojuszu biznesy młodego Millera budziły oburzenie i niewątpliwie osłabiły pozycję jego ojca w partii.

Druga, nieco podobna, historia dotyczy alkoholowych przygód młodych Wałęsów z początku lat 90. Nie bez przyczyny tygodnik „Nie miał kupować informacje na temat ich wybryków. Obraz dzieci polityków, którym uchodzi więcej niż innym, zawsze ma negatywny wpływ na wizerunek ich ojców. Stosunkowo drobny, ale jednak.

Wiadomo, że Donald Tusk przygotowuje tzw. drugie exposé. Ma zapowiedzieć zaciskanie pasa. Z łatwością można wyobrazić sobie, jakie używanie będzie miała opozycja i wszyscy krytycy. Wezwanie, żeby zaczął od siebie samego i własnej rodziny, będzie jednym z najłagodniejszych.

Według wcześniejszych zapowiedzi premier chce głosić hasła polityki prorodzinnej. Dzisiaj zaczyna brzmieć to jak drwina. Opozycja nie będzie musiała się silić na wymyślanie docinków pod adresem PO. Będzie to pyskówka, ale nie lekceważyłbym jej, bo stanie się ona źródłem bon motów, które mogą wejść do potocznego dyskursu. Prostota kontekstu da im moc dotarcia nawet do ludzi mało zainteresowanych polityką. Już dzisiaj zresztą Michał Tusk -  jeszcze niedawno postać mało znana - staje się bohaterem tabloidów i plotkarskich portali.

Możliwy jest też kłopot mniej spektakularny, ale też bardzo dotkliwy dla Donalda Tuska. Sprawa z jego synem może zaszkodzić projektowi tzw. komitetu nominacyjnego, który miał przejąć obsadę spółek Skarbu Państwa. Na zewnątrz da się przedstawić historię syna premiera jako asumpt do walki z plagą nepotyzmu. Wewnątrz już nie, bo zapał Tuska do wyrzucania partyjnych działaczy z państwowych posad miał zbyt często anty-Schetynowy odcień.

Nie tylko żona

Broniący swych domen ludzie z frakcji byłego marszałka Sejmu, czy też innych grup, dostali doskonały argument: Tusk nas pozbawia chleba, a sam nie potrafi upilnować własnego syna. Nie jest bowiem tak, że premier może wszystko narzucić swojej partii. Tegoroczne posiedzenia Klubu Parlamentarnego PO pokazują, że wiele kwestii musi przenegocjować z partią.

Pewnie jeszcze usłyszymy niejedno gromkie potępienie nepotyzmu. Na tym chyba jednak się skończy. Bo żeby walka z tą patologią była skuteczna, potrzebne jest przestrzeganie zasady, że nie tylko żona Cezara musi być poza podejrzeniem. Syn Cezara, i on sam, również.

W  połowie lipca zmarł Stephen Covey, amerykański autor bestsellerów na temat kształtowania osobowości. Według niektórych wyznawcą jego metod jest Donald Tusk. Podstawowa zasada Coveya mówi, że w trudnych momentach należy przejmować inicjatywę. Przez ostatnie lata szef rządu stosował się do tego zalecenia. Można uznać, że dzięki temu rządzi już piąty rok i nadal jest popularnym politykiem. Teraz jednak sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?