Mitt Romney, republikański kandydat na prezydenta USA, wskazał swojego wiceprezydenta. Nominację otrzymał Paul Ryan, bardzo konserwatywny kongresmen z Wisconsin. Dlaczego właśnie on?
Najczęstszym powodem krytyki Romneya wśród republikanów jest to, że jest on zbyt umiarkowany, a więc trudno mu zaufać, że pozostanie wierny konserwatywnym ideałom. Opinia ta w dużej mierze wynika z jego poparcia dla reformy służby zdrowia w Massachusetts („Romneycare"), gdy był gubernatorem tego stanu. Konserwatyści zdecydowanie odrzucają dalszą ingerencję państwa w służbę zdrowia, a Romney jest na tym polu spalony. Co innego Paul Ryan, który jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych republikanów w Kongresie zasiada tam już siódmą kadencję, obecnie jako przewodniczący komisji budżetowej. W przeszłości Ryan dał się poznać jako zwolennik libertarianizmu, a dziś nazwałabym go przede wszystkim nieugiętym fiskalnym konserwatystą. Jest wielkim zwolennikiem cięć podatkowych, ostatnio wezwał nawet do zniesienia stawek podatkowych, a także do przynajmniej częściowej prywatyzacji służby zdrowia i opieki społecznej.
Wyborcy uwierzą w wiarygodność tak sprzecznego w wielu kwestiach duetu?
Nie powiedziałabym, że sprzecznego. Romney od początku kampanii pokazuje się z jak najbardziej konserwatywnej strony. Pochodzi oczywiście z liberalnego Massachusetts, ale dziś zdecydowanie postawił na konserwatyzm: począwszy od polityki podatkowej, przez kwestie społeczne, aż do spraw zagranicznych. Myślę, że dostrzeganie różnic między Romneyem i Ryanem to raczej kwestia percepcji, a nie tego, że ich stanowiska rzeczywiście są aż tak różne.
Ale sama pani przyznała, że prawica zarzuca Romneyowi, że jest nieszczery w tym całym swoim konserwatyzmie...