Chwyćmy byka za rogi i najpierw odpowiedzmy na to wielce kłopotliwe pytanie – tak, paliłem marihuanę i się zaciągałem. (Swoją drogą to niegdysiejsze wyznanie Clintona o niepaleniu uważam za szczyt głupoty w zachowaniu politycznej poprawności). Co więcej, czasem zdarza mi się zapalić także teraz. Nie czyni mnie to ani lepszym, ani gorszym polemistą, ale przynajmniej trochę znam się na rzeczy. I z doświadczenia – swojego i kolegów – wiem, że z kupnem trawki nie ma problemu. Wszystko ukryte jest oczywiście za odpowiednim eufemizmem: zielone, śmiechy, kozaki albo najlepiej bezosobowe „coś".
Takimi słowami można swobodnie obracać podczas rozmowy i w ten sposób doskonale się maskować. Sprawę załatwia uścisk dłoni, podczas którego następuje zamiana pieniędzy na towar. Ewentualnie paczuszka leży kawałek dalej, pod drzewem albo na murze, bo wtedy nie ma dowodu transakcji. W tej grze świadomie uczestniczą obie strony – dostawca i konsument. Zresztą dzisiaj bez żadnych kłopotów można kupić także paranarkotyki, czyli dopalacze – a to sprowadzić je z Czech, a to nabyć w sklepie jako eksponaty kolekcjonerskie lub środki do czyszczenia komputerów (sic!). Jak tu więc mówić o karalności? To fikcja. Wpadają pechowcy lub nieudacznicy, mięso armatnie policyjnych statystyk.
Co to znaczy „niewielka ilość"
Karę za posiadanie najmniejszej nawet ilości narkotyku wprowadzono w 2000 roku pod szyldem ścigania handlarzy, aby ci nie mogli się tłumaczyć, że to tylko na ich własny użytek. Kiedy jednak po dziesięciu latach podsumowano efekty, okazało się, że za posiadanie narkotyków skazuje się siedemnastokrotnie więcej osób niż za ich sprzedaż! Stąd zmiana w prawie – wprowadzona 1 kwietnia 2011 roku – stwierdzająca, że niewielką ilość posiadać można (chociaż sprzedawać i kupować już nie, więc niby skąd wziąć towar?). Co to znaczy „niewielką ilość" – ma zdecydować sąd, a nie patrol policji zatrzymujący delikwenta, stąd lawina drobnych spraw na wokandzie – z rzadka zresztą umarzanych, bo to dobrze wygląda na papierze.
Niedawno zeznawałem w procesie kolegi, którego złapano ze śladową ilością – mówiąc fachowo – suszu w szklanej rurce. Na szczęście dało się z tego jakoś wykaraskać, ale aparat sądowniczy został bez sensu wprawiony w ruch i kolejna sprawa przyblokowała i tak półżywy organizm. Może więc zdefiniujmy, co to znaczy ta „niewielka ilość", żeby bez potrzeby nie ciągać porządnych ludzi po sądowych korytarzach. Każda liczba jest tu zła i dobra zarazem, ale jakąś trzeba podać. Więc podaję – 5 gramów na własny użytek. Przeszkolmy policjantów albo wyposażmy posterunki w podręczne wagi, aby nie było wątpliwości, czy prawo zostało złamane.
Wkurza mnie hipokryzja, bo wielu ludzi pali marihuanę, którą jakoś kupują i to nie sprowadzając z Holandii w idiotycznej paczce adresowanej na własnego psa. Ale oficjalnie cicho sza, gdyż lepiej nie skruszyć nieskazitelnego wizerunku.