Kneblowanie przeciwników

Skutki wprowadzenia kar za mowę nienawiści mogą się okazać katastrofalne dla wolności słowa i demokracji – pisze publicysta „Rz”.

Publikacja: 30.11.2012 18:40

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Tydzień po zgłoszeniu wniosku o postawienie przed Trybunałem Stanu liderów dwóch partii opozycyjnych Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry Platforma Obywatelska postanowiła tak zaostrzyć kodeks karny, by umożliwić karanie więzieniem za tzw. mowę nienawiści.

Na domiar złego minister cyfryzacji, który nie do końca może poradzić sobie ze swymi ustawowymi zadaniami, zapowiedział w piątek, że do świąt Bożego Narodzenia powstanie Rządowa Rada przeciw Mowie Nienawiści. Michał Boni zagrożenie widzi nie tylko na forach internetowych, ale również w kościelnych kazaniach. „Padają tam słowa poza normą deprecjonujące polski rząd” – tłumaczył.

Narzędzie walki

Przepis zaproponowany przez byłego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego rozwija katalog cech, do których nawoływanie będzie karane pozbawieniem wolności do lat dwóch. Spotka to tego, kto „nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań”.
Z szacunku wobec byłego ministra chciałbym wierzyć, że za tym niebezpiecznym pomysłem kryją się dobre intencje. Ale skutki wprowadzenia takiego przepisu w życie mogą się okazać katastrofalne dla wolności słowa i demokracji.

Nie lubię porównywać sytuacji Polski do Białorusi czy Rosji ani do stanu wojennego. Takie porównania najczęściej bywają nadużyciem, bez względu na to, z której strony politycznego sporu padają. Nie sposób jednak nie przypomnieć, że gen. Jaruzelski – jak twierdzą historycy – poniedziałki spędzał na czytaniu niedzielnych kazań spisywanych specjalnie przez Służbę Bezpieczeństwa. Generała najbardziej oburzało to, że proboszczowie – ale też zwykli wikariusze – zamiast mówić o Biblii, zajmują się polityką, a konkretnie krytykują rząd.

Kryminalizowanie mowy nienawiści może stać się łatwym narzędziem politycznej walki. Nietrudno sobie wyobrazić taką oto sytuację: lider opozycji przekonuje do pójścia na wybory, by odsunąć od władzy partię rządzącą, ponieważ – jego zdaniem – szkodzi ona Polsce. A wtedy jakiś gorliwy, choć oczywiście całkowicie niezależny prokurator uznaje to za podżeganie do nienawiści wobec „grupy osób z powodu ich przynależności politycznej”. Największym problemem będzie bowiem stosowanie nowego prawa i wyznaczenie granic między nienawiścią a nie nienawiścią.

Nienawiść nie jest ostrym pojęciem, znacznie bardziej odnosi się do emocji niż do faktów. Czy wywoływanie negatywnych emocji wobec przeciwników politycznych też będzie karane? Czy sądy w Polsce rozpoczną recenzowanie debaty politycznej i będą się zajmowały szukaniem granicy pomiędzy obojętnością, sympatią, antypatią, ostrą niechęcią a nienawiścią?

Partia rządząca powinna się wystrzegać wprowadzania instrumentów mogących de facto prowadzić do ograniczenia działalności swoich przeciwników lub ograniczyć ich swobodę wypowiedzi. Rację ma premier Tusk sprzeciwiający się wnioskowi o Trybunał Stanu dla Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego, gdy tłumaczy, że jest to moralnie dwuznaczne i pachnie polityczną zemstą. Tyle że odnosi się to również do pomysłu karania więzieniem za mowę nienawiści.

Na dodatek sporo w tym hipokryzji. Gdyby przypomnieć wiele wcześniejszych wypowiedzi polityków tej partii, trzeba by je zakwalifikować jako mowę nienawiści. Czym bowiem był apel Radosława Sikorskiego o „dożynanie watahy”? Czym dziesiątki wypowiedzi Janusza Palikota (zarówno z czasów jego członkostwa w PO, jak i później) czy profesora Stefana Niesiołowskiego, jak nie – by posłużyć się tym terminem – mową nienawiści? A Donald Tusk, mówiąc, że trudno mu żyć w jednym kraju z kimś takim jak Jarosław Kaczyński, czy nie zamierzał wzniecić wśród swych wyborców nienawiści wobec lidera opozycji? Czy nie zasługuje więc na dwa lata więzienia?

Populizm penalny

Zdaniem filozofa Carla Schmitta polityka oparta jest na wrogości, na przeciwstawieniu wróg – przyjaciel. W grach według Schmitta mamy przeciwników, w sporcie – współzawodników, w sporach – moralnych oponentów. Ale w polityce mamy wrogów. Nowoczesna demokracja jest zaś w pewnym sensie instytucjonalizacją tej wrogości.

Skoro zaś w politykę wpisany jest konflikt, niechęć i negatywne emocje, proponowanie, by karać za mowę nienawiści, oznacza w najlepszym wypadku niezrozumienie podstawowych mechanizmów demokracji.

W języku prawniczym znane jest sformułowanie „populizm penalny”. Oznacza ono nawoływanie do zaostrzenia przepisów wtedy, gdy opinią publiczną wstrząsnęły jakieś bulwersujące wydarzenia, szczególnie zbrodnie czy skandale. Populizmem penalnym byłoby wołanie o dożywotnie więzienie dla dzieciobójców, ogłoszone dzień po ujawnieniu jakiejś makabrycznej zbrodni rodzinnej.

Podobnie należy traktować pomysł zaostrzenia kodeksu karnego o przepisy penalizujące polityczną mowę nienawiści tuż po ujawnieniu planów Brunona K. oraz kontrowersyjnych słowach Grzegorza Brauna.

Motywacje człowieka pragnącego wysadzić w powietrze Sejm zasługują na potępienie. Dlatego właśnie został aresztowany i będzie osądzony. Propozycja strzelania do dziennikarzy „Gazety Wyborczej” czy TVN również nie powinna w żaden sposób być usprawiedliwiana. Jeśli Braun podżegał do zabójstwa, to istnieje na to paragraf, jeśli opowiadał rzeczy nieprzyzwoite, powinien zostać napiętnowany. Ale wprowadzanie nowej kategorii przestępstw po każdym bulwersującym wydarzeniu to najprostsza droga do likwidacji państwa prawa, które zakłada stałość i przewidywalność przepisów.

Audycja z Białołęki

Ale największe zagrożenie, jakie widzę w pomyśle Platformy Obywatelskiej, dotyczy sfery mediów i wolności słowa. Politycy PO sto razy obiecywali zmianę przepisu, który za zniesławienie lub odmowę publikacji sprostowania pozwala posłać dziennikarza do więzienia. Dziś do starych ograniczeń chcą dołożyć nowe. Banałem jest stwierdzenie, że nie ma demokracji bez wolnych mediów. Idea karania za mowę nienawiści oznacza nałożenie również na dziennikarzy knebla. Czy gdy trzy lata temu „Rz” ujawniła kulisy afery hazardowej, po której doszło do zmian w rządzie, była to już mowa nienawiści?

Ściganie dziennikarzy za mowę nienawiści oznaczałoby również, że moja ulubiona piątkowa poranna audycja w radiu TOK FM z udziałem Jacka Żakowskiego, Tomasza Lisa i Tomasza Wołka musiałaby być nadawana z więzienia na Białołęce. Mogę się nie zgadzać z jednym wielkim seansem nienawiści wobec prawicy, jaki ci panowie co tydzień urządzają, ale nie chciałbym, aby za niego mieli trafić za kratki. Na tym polega demokracja, że nie wszystko, co słyszymy w radiu i telewizji, musi się nam podobać.

Krajobraz medialny nie sprzyja politycznej równowadze i nie daje wszystkim równego prawa do prezentowania swoich poglądów. Chcąc wierzyć, że Platforma nie ma z tym krajobrazem wiele wspólnego, zastanawiam się, dlaczego usiłuje przeforsować przepisy, które mogą go dodatkowo zaburzyć.

Oczywiście w interesie rządzących jest, by dziennikarze sami nakładali na siebie cenzurę. Ale nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa. Jedyną misją dziennikarza jest poszukiwanie i pisanie prawdy, a nie myślenie o tym, czy ktoś nazwie jego działania podpalaniem Polski albo podżeganiem do polsko-polskiej wojny.

Tydzień po zgłoszeniu wniosku o postawienie przed Trybunałem Stanu liderów dwóch partii opozycyjnych Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry Platforma Obywatelska postanowiła tak zaostrzyć kodeks karny, by umożliwić karanie więzieniem za tzw. mowę nienawiści.

Na domiar złego minister cyfryzacji, który nie do końca może poradzić sobie ze swymi ustawowymi zadaniami, zapowiedział w piątek, że do świąt Bożego Narodzenia powstanie Rządowa Rada przeciw Mowie Nienawiści. Michał Boni zagrożenie widzi nie tylko na forach internetowych, ale również w kościelnych kazaniach. „Padają tam słowa poza normą deprecjonujące polski rząd” – tłumaczył.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?