Tydzień po zgłoszeniu wniosku o postawienie przed Trybunałem Stanu liderów dwóch partii opozycyjnych Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry Platforma Obywatelska postanowiła tak zaostrzyć kodeks karny, by umożliwić karanie więzieniem za tzw. mowę nienawiści.
Na domiar złego minister cyfryzacji, który nie do końca może poradzić sobie ze swymi ustawowymi zadaniami, zapowiedział w piątek, że do świąt Bożego Narodzenia powstanie Rządowa Rada przeciw Mowie Nienawiści. Michał Boni zagrożenie widzi nie tylko na forach internetowych, ale również w kościelnych kazaniach. „Padają tam słowa poza normą deprecjonujące polski rząd” – tłumaczył.
Narzędzie walki
Przepis zaproponowany przez byłego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego rozwija katalog cech, do których nawoływanie będzie karane pozbawieniem wolności do lat dwóch. Spotka to tego, kto „nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań”.
Z szacunku wobec byłego ministra chciałbym wierzyć, że za tym niebezpiecznym pomysłem kryją się dobre intencje. Ale skutki wprowadzenia takiego przepisu w życie mogą się okazać katastrofalne dla wolności słowa i demokracji.
Nie lubię porównywać sytuacji Polski do Białorusi czy Rosji ani do stanu wojennego. Takie porównania najczęściej bywają nadużyciem, bez względu na to, z której strony politycznego sporu padają. Nie sposób jednak nie przypomnieć, że gen. Jaruzelski – jak twierdzą historycy – poniedziałki spędzał na czytaniu niedzielnych kazań spisywanych specjalnie przez Służbę Bezpieczeństwa. Generała najbardziej oburzało to, że proboszczowie – ale też zwykli wikariusze – zamiast mówić o Biblii, zajmują się polityką, a konkretnie krytykują rząd.
Kryminalizowanie mowy nienawiści może stać się łatwym narzędziem politycznej walki. Nietrudno sobie wyobrazić taką oto sytuację: lider opozycji przekonuje do pójścia na wybory, by odsunąć od władzy partię rządzącą, ponieważ – jego zdaniem – szkodzi ona Polsce. A wtedy jakiś gorliwy, choć oczywiście całkowicie niezależny prokurator uznaje to za podżeganie do nienawiści wobec „grupy osób z powodu ich przynależności politycznej”. Największym problemem będzie bowiem stosowanie nowego prawa i wyznaczenie granic między nienawiścią a nie nienawiścią.