Papieża Benedykta XVI postrzegam nie tylko przez pryzmat jego pontyfikatu, ale także przez jego działalność jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary. I tak, jeśli chodzi o stosunki ekumeniczne, z jednej strony jako kardynał Joseph Ratzinger brał udział w pracach nad wspólną deklaracją o usprawiedliwieniu, która była bardzo ważnym dokumentem w dialogu ewangelicko-katolickim. Tak samo kardynał pracował nad podpisanym w Polsce dokumentem o wspólnym uznaniu chrztu.
Samo to, że Benedykt jako pierwszy papież zdecydowanie podążył śladami reformacji historycznej, jest wielkim wydarzeniem
Jednak z drugiej strony za jego czasów Kongregacja Nauki Wiary przyjęła bardzo kontrowersyjną z naszego punktu widzenia Deklarację o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła, znaną jako „Dominus Iesus”. Dokument ten zachwiał dialogiem ekumenicznym ze względu na zaprezentowaną w nim eklezjologię, czyli rozumienie Kościoła i nauki o Kościele. Padło w nim bardzo kategoryczne sformułowanie, że pełnia zbawienia jest wyłącznie w Kościele katolickim, a inne Kościoły nie są nazywane w nim Kościołami, tylko wspólnotami kościelnymi.
Nasza ranga została przez Kongregację Nauki Wiary zdeprecjonowana, a w takiej sytuacji trudno jest mówić o partnerstwie. Deklaracja ta była więc poważnym zachwianiem dialogu ekumenicznego. Trzeba zauważyć, że różne Kościoły protestanckie co do eklezjologii (rozumienia Kościoła) mówią jednym głosem i nie mają wątpliwości co do tego, że Kościół katolicki jest Kościołem oraz tak go traktują. To jest więc podstawowy i zarazem najtrudniejszy temat w dialogu między Rzymem a innymi chrześcijanami.
Jednak podczas samego już pontyfikatu Benedykt XVI pokazał się z bardzo dobrej strony. Świat luterański spotkał się z dużą otwartością i miał poczucie, że jest traktowany partnersko. To złe wrażenie spowodowane „Dominus Iesus”, moim zdaniem, zostało zatarte.