Minęły już czasy, kiedy Unia Europejska mogła uchodzić w Polsce za cichego sojusznika Rosji przeciwko Wujowi Samowi. A przecież na początku ubiegłej dekady przekonanie o takich właśnie geopolitycznych zależnościach pojawiało się na szeroko pojętej polskiej prawicy niemal jako dogmat.
Przyczyniała się do tego propaganda zachodnioeuropejskich eurofobów, lubujących się porównywać UE do ZSRR. Jednym z nich jest Władimir Bukowski. To nie tylko znakomity rosyjski pisarz, który w epoce sowieckiej zasłynął tym, że stawiał bohatersko czoła reżimowi totalitarnemu. W roku 1976 wyemigrował na Zachód. Uzyskał obywatelstwo brytyjskie i jest od wielu lat działaczem Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (na jej czele stoi barwny eurodeputowany Nigel Farage), postulującej wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii, która – jak twierdzi znany dysydent – staje się coraz bardziej totalitarną strukturą.
Bukowski powołuje się w swoich tezach na opublikowaną w roku 1990 książkę amerykańskiego socjologa pochodzenia serbskiego Bogdana Denitcha „The End of the Cold War”. Autor dowodził w niej, iż upadek realnego socjalizmu uruchomił procesy zbliżenia sowieckiego establishmentu z elitami unijnymi o rodowodzie socjaldemokratycznym. Wspólnym wrogiem Kremla i zachodnioeuropejskiej lewicy miał być w tym kontekście „dziki kapitalizm” na modłę amerykańską.
„Amerykanie” kontra „Europejczycy”
Z pewnością u progu referendów akcesyjnych w krajach postkomunistycznych można było taką wizją skutecznie Polakom obrzydzać UE i zachęcać ich do tego, żeby sprzeciwili się wejściu Polski do Unii. Nie przyniosło to jednak rezultatu.
Warto też zaznaczyć, że w Polsce obok antysystemowej eurofobii występował mainstreamowy umiarkowany eurosceptycyzm. Był on obecny wśród czołowych polityków Platformy Obywatelskiej oraz PiS. To przypadek Jana Rokity czy Jarosława Kaczyńskiego. Owszem, uważali oni wejście Polski do UE za fakt pozytywny. Ale kiedy przyszło co do czego, mocno wyrażali swój sprzeciw wobec projektu przyszłego, dowodzonego przez tandem francusko-niemiecki, kontynentalnego supermocarstwa, w ramach którego nasze państwo straciłoby na znaczeniu.