Egipt. I tu się Marks mylił

Bractwo Muzułmańskie w swojej ideologii i praktyce najbliższe jest bolszewickiemu wydaniu komunizmu, zwłaszcza z okresu Frontu Ludowego drugiej połowy lat 30. – pisze publicystka „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 19.08.2013 20:22

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

łucham w radiu wiadomości na temat tego, co się dzieje w Egipcie. I słyszę spikera mówiącego: „Prezydent Obama wezwał obie strony konfliktu do zaprzestania przemocy, zachowania spokoju i przestrzegania praw człowieka”. I dejá vù, czy raczej dejá entendu: te same słowa padły z ust rzecznika Departamentu Stanu 17 grudnia 1981 roku w stosunku do dwóch zwaśnionych stron w Polsce: do uzbrojonego komunistycznego wojska i do „Solidarności”.

Reakcja na te słowa była pierwszym politycznym dokumentem naszego Komitetu Poparcia „Solidarności” w Nowym Jorku. Ale postawa rządu amerykańskiego zmieniła się w ciągu tygodnia pod wpływem takich ludzi jak przewodniczący wielomilionowego związku zawodowego AFL-CIO Lane Kirkland, zmarły kilka dni temu doradca i przyjaciel prezydenta Reagana Judge William Clark, profesor Richard Pipes czy dyrektor CIA William J. Casey. To pod ich wpływem prezydent Reagan poparł „Solidarność” i potępił stan wojenny, Jaruzelskiego oraz głównego sprawcę i dozorcę komunizmu – Związek Sowiecki.

Zwolennikami tego, że w Polsce stoją naprzeciw siebie dwa wrogie, symetryczne obozy, które należy postawić do kąta, były między innymi amerykańskie banki zadłużone w Polsce, ówczesny kanclerz RFN Helmut Schmidt, a także szeregi sowieckich i polskich agentów wpływów i tych przygotowanych od dawna, i tych wysłanych w ostatniej chwili.

Gdy wybuchł stan wojenny, Ronald Reagan poparł „Solidarność" wbrew apelowi rzecznika amerykańskiego Departamentu Stanu

Farsa czy tragedia

Marksiści, nazywający czasem Karola Marksa „mędrcem z Trewiru”, mają upodobanie w zachwycaniu się jednym z jego, jakże niecelnych, powiedzeń, że historia lubi się powtarzać, ale jako farsa. Nic bardziej błędnego. Zwłaszcza jeśli chodzi o rewolucje czy wojny domowe. Niektóre z nich, zwłaszcza te powołujące się na „mędrca z Trewiru”, przebiły rewolucję bolszewicką w liczbie ofiar na miesiąc czy na km kw. Można tu przywołać politykę Czerwonych Khmerów, gdy rządzili Kambodżą, czy choćby „rewolucję kulturalną” w Chinach.

Sytuacja w Egipcie również w niczym nie przypomina farsy, a wezwanie prezydenta Obamy wskazuje na to, że administracja amerykańska nie ma pojęcia, ani co tam się dzieje, ani też nie chce stawać po jakiejkolwiek stronie. Bractwo Muzułmańskie w swojej ideologii i praktyce najbliższe jest bolszewickiemu wydaniu komunizmu, zwłaszcza z okresu Frontu Ludowego drugiej połowy lat 30. Jedną ręką Związek Sowiecki rozbudowywał sieć gułagu, przygotowywał zamachy stanu w różnych krajach świata, drugą ręką wypisywał manifesty o wspólnej walce wszystkich sił postępowych o wolność i demokrację.

Bractwo było jedyną przygotowaną partią, która wkroczyła na pustynię polityczną po usunięciu Hosniego Mubaraka w styczniu 2011 roku, z liberalnymi hasłami. W wyborach parlamentarnych zdobyło ono około 37 proc., a na ich kandydata w wyborach prezydenckich Mohameda Mursiego, głosowało 51 proc. ludności. Wybory bez rozwiniętego życia politycznego nie są najlepszym wskaźnikiem. Na Lecha Wałęsę raz zagłosowało ponad 75 proc. elektoratu, a po dziesięciu latach – 1 proc. Tak, wybory to doskonała rzecz, ale i afirmując je nie trzeba być fundamentalistą.

Hamletowskie wahania

Skoro po krótkim panowaniu Bractwa dziesiątki milionów Egipcjan wyszły przeciw niemu na ulicę, to może to o czymś świadczyć. Na przykład o tym, że realizowało ono swoje partyjne cele, całkiem sprzeczne ze swoimi obietnicami. Może ważniejsze byłyby mediacje prowadzące do nowych wyborów niż hamletowskie wahania, czy doszło do zamachu stanu czy nie, i czy z geopolitycznego punktu widzenia lepiej mieć Bractwo, czy nie wiadomo kogo. Arabia Saudyjska nie wahała się i natychmiast zasypała Bractwo miliardami dolarów. (Ponieważ czytelnicy lubią polskie akcenty, przypominam, że miłościwie panujący król Arabii Saudyjskiej Abdullah bin Abdul Aziz al Saud jest laureatem pierwszej Nagrody Lecha Wałęsy).

Amerykańska administracja już prawie potępiła ulicę i poparła Mursiego, kiedy nagle Bractwo zaczęło pokazywać, po raz kolejny, swą prawdziwą twarz – tym razem dewastując i paląc kościoły (liczba ich rośnie z każdą godziną) – i pokazując się z karabinami maszynowymi dostarczanymi przez Hamas.

I znowu nie ma farsy.

Sprostowanie

W „Rzeczpospolitej" z 20 sierpnia 2013 r. w artykule  „Egipt. I tu się Marks mylił" popełniłam poważny błąd. Napisałam bowiem:  „Może ważniejsze byłyby mediacje prowadzące do nowych wyborów niż hamletowskie wahania, czy doszło do zamachu stanu czy nie, i czy z geopolitycznego punktu widzenia lepiej mieć Bractwo, czy nie wiadomo kogo. Arabia Saudyjska nie wahała się i natychmiast zasypała Bractwo miliardami dolarów"..

Oczywiście, co wynika z kontekstu, miałam na myśli nowe władze (wojskowe, z gen. Al-Sisi na czele). Bardzo czytelników  za ten błąd przepraszam.

Irena Lasota

łucham w radiu wiadomości na temat tego, co się dzieje w Egipcie. I słyszę spikera mówiącego: „Prezydent Obama wezwał obie strony konfliktu do zaprzestania przemocy, zachowania spokoju i przestrzegania praw człowieka”. I dejá vù, czy raczej dejá entendu: te same słowa padły z ust rzecznika Departamentu Stanu 17 grudnia 1981 roku w stosunku do dwóch zwaśnionych stron w Polsce: do uzbrojonego komunistycznego wojska i do „Solidarności”.

Reakcja na te słowa była pierwszym politycznym dokumentem naszego Komitetu Poparcia „Solidarności” w Nowym Jorku. Ale postawa rządu amerykańskiego zmieniła się w ciągu tygodnia pod wpływem takich ludzi jak przewodniczący wielomilionowego związku zawodowego AFL-CIO Lane Kirkland, zmarły kilka dni temu doradca i przyjaciel prezydenta Reagana Judge William Clark, profesor Richard Pipes czy dyrektor CIA William J. Casey. To pod ich wpływem prezydent Reagan poparł „Solidarność” i potępił stan wojenny, Jaruzelskiego oraz głównego sprawcę i dozorcę komunizmu – Związek Sowiecki.

Pozostało 80% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?