Na świecie jest zastanawiająco wielka liczba ludzi, którzy do końca życia nie domyślą się, że ścieżka rowerowa nie jest trasą familijnych spacerów. Omiatają oni wzrokiem białe, ogromne piktogramy na chodniku oraz niebieskie znaki informacyjne bez najmniejszych konsekwencji intelektualnych. Śmiało ryzykują połamanie karku w trybie gromu z jasnego nieba, niczego nie przeczuwając. Wystarczająco dużo jest także indywiduów, które ciągną do samolotu dzieci, by plażować w kraju ogarniętym krwawą rewolucją. Bezmyślność potencjalnych słuchaczy jest zawsze także rękojmią powodzenia prostych chwytów uprawianych przez medialne wygi.
Nie do pozazdroszczenia bywa los prezesa niewielkiej partii, zwabionego do studia w nadziei przypomnienia się główkom elektoratu. Jeśli ktoś myślał, że Żakowski zaprasza europosła Kowala na rozmowę (16.08.2013, Tok Fm), bo jest ciekaw, co dzieje się w PJN, to się zawiódł. Nieważne okazało się, czy elektorat na temat PJN przypomina sobie głównie czerwony kabacik, czy też wiadomo mu o aktywności partii prezesa Kowala coś więcej. Stan ostrożnie dozowanej Polakom wiedzy na temat, co słychać w Brukseli, redaktor zapewne także uznaje za zadowalający. Cały swój impet poznawczy skierował bowiem na Matkę Boską.
- ”Kto wygrał Bitwę Warszawską?” – zażył z mańki prezesa Kowala. Musiał więc Kowal z biegu tłumaczyć się z Cudu nad Wisłą. Z honorowej pozycji naczelnego teologa nie dane mu było zejść do końca, co niezbicie świadczy o sile religii zdolnej inspirować nawet tak niezachwianie niewierzących jak redaktor Żakowski. Kowal nieśmiało sugerował inne tematy, ale Żakowski nie popuścił. Europoseł wyraźnie padł ofiarą sezonu ogórkowego, braku problemów w kraju i na świecie, będąc uporczywie zarzucany śmiałymi pytaniami w rodzaju: ”Czy Matka Boska jest Polką?”, „Czy arcybiskup Hoser nie odpłynął?”.
Europoseł Kowal radził sobie roztropnie, ale o sielance, takiej jak w niedawnych „Wiadomościach” TVP, nie było co marzyć. Tam dobrych kilka minut pochylano się z powagą i szacunkiem nad religijnym kultem wielkich głazów, którym oddaje się cześć i składa nabożne ofiary. Niestety, rzecz działa się w Rosji, w Krasnojarskim Kraju. W Priwislinskim kraju z zabobonu nie tak łatwo się wykaraskać pod oświeconym okiem.
Zauważa się więc od pewnego czasu podczas polemik medialnych, jak z tego powodu niejeden osobnik na oko inteligentny, gotów jest zarzekać się, że o żadnym cudzie niczego szczególnego nie wie. Często nawet taki ktoś stara się sprawić wrażenie, że zostawszy dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego, z mety obrazem Kossaka „Cud nad Wisłą” podparłby chwiejące się biurko, lub też owe, tak chętnie reprodukowane przez naszych pradziadów, dzieło powierzył na dłuższy czas magazynom pracowni konserwatorskiej.