Równi i równiejsi

O tym, kto i kiedy pojedzie na urlop, decyduje rynek. Na razie rynek zdecydował, że na wakacje pojadą pracodawcy. Oni są przecież solą tej ziemi, a ci, co pracę dostali, niech się cieszą i z wdzięczności nie ważą jej przerywać – pisze publicysta.

Publikacja: 08.09.2013 19:41

Piotr Ikonowicz

Piotr Ikonowicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Lekarze ostrzegają, że praca dłuższa niż osiem godzin dziennie zwiększa ryzyko chorób serca. O wiele bardziej zagrożeni są ci, którzy nie korzystają z urlopów wypoczynkowych. Człowiek, który pracuje po 10 i więcej godzin na dobę cały okrągły rok, bez przerwy na wypoczynek, któremu mimo to nie udaje się zapłacić rachunków, rat kredytu i wciąż się boi, że go zwolnią, to już prawie pewny kandydat do zawału.

Zawsze może spróbować temu zapobiec, zapisując się do lekarza specjalisty. Jeżeli doczeka wizyty, to po kilkumiesięcznym oczekiwaniu dowie się, że ma wypocząć i mniej się denerwować. Dostanie leki, ale główna przyczyna jego choroby, czyli stres i przemęczenie będą go dalej pchać ku chorobie i śmierci.

Dlaczego nie wyjdzie z pracy po upływie ustawowych ośmiu godzin? Bo następnego dnia nie miałby już po co przychodzić. Pracodawcy na ogół nie pozostawiają w tej kwestii żadnych wątpliwości. Na urlop też nie pojedzie, bo ma śmieciową umowę. Jakieś zlecenie, albo o dzieło, a może nawet w ramach obniżania kosztów pracy został zmuszony do wykonywania dotychczasowej pracy jako samodzielny podmiot gospodarczy. Tak czy inaczej, żeby pójść na urlop, musiałby mieć za co, a płatny urlop wypoczynkowy wiąże się z umową o pracę i taką pensją, która daje możliwość pokrycia jego kosztów.

Firma w potrzebie

Istnieją poza tym jeszcze naciski. Firma jest zawsze w potrzebie i zwykle szuka oszczędności w zwolnieniach. Wszak mamy kryzys. A na miejsce zwolnionych woli takich, którzy na urlopy nie jeżdżą. O tym, kto i kiedy pojedzie na urlop, decyduje rynek. Na razie rynek zdecydował, że na wakacje pojadą pracodawcy. Oni są przecież solą tej ziemi, a ci, co pracę dostali, niech się cieszą i z wdzięczności nie ważą jej przerywać.

Po komercjalizacji służby zdrowia również o tym, kogo i jak bardzo leczyć, rozstrzygać będzie rynek. I coś mi mówi, że leczenie ludzi z trudem wiążących koniec z końcem okaże się marnym interesem. Po tej komercjalizacji, czyli urynkowieniu usług medycznych, będzie przyjemnie wejść do szpitala, gdzie pośród klimatyzacji i komfortu leczyć się będą i umierać godnie ci, których na to stać.

Rynek w odróżnieniu od biurokracji państwowej rządzi się prostymi zasadami. Mamy olbrzymi popyt na usługi medyczne i stosunkowo niewielką ich podaż. W tej sytuacji musimy tak długo zwiększać cenę, aż osiągniemy cenę równowagi, czyli zlikwidujemy kolejki. Przy obecnej składce na NFZ nie da się z tego źródła pokryć nawet połowy ceny równowagi, więc leczyć się będzie tych, którzy z własnych środków pokryją różnicę. Na razie urynkowiono płace lekarzy, przez co zaczyna brakować środków na pozostałe koszty leczenia. Reformatorom nie chodzi jednak o płace, tylko o zysk. Wprowadzenie do służby zdrowia kategorii zysku wykluczy leczenie niezamożnej części społeczeństwa. Może poza opieką paliatywną.

Tak zwane przywileje

Mądrzy ludzie twierdzą, że lepiej zapobiegać, niż zmagać się ze skutkami własnej lekkomyślności. A zatem teza o „tańszości" profilaktyki jest truizmem. Taką najprostszą i oczywistą profilaktyką jest zmniejszenie stopy wyzysku. Przestrzeganie ośmiogodzinnego, ustawowego czasu pracy i takie ucywilizowanie stosunków pracy, aby każdy mógł raz do roku wypocząć i zregenerować siły, a nie tak jak obecnie tylko co czwarty obywatel RP. Kapitaliści wszystko, co jest prawem pracownika, nazywają „przywilejem". I systematycznie te „przywileje" odbierają. Gdy maszyna się przegrzewa od nadmiernej eksploatacji, to ją wyłączają, a nawet poddają konserwacji. Bo są gospodarni. A ludzi? Ludzi nie oszczędzają, a człowiek też potrzebuje przeglądu, konserwacji i przerwy w pracy. Tylko że maszynę, jak się zepsuje, trzeba kupić nową. A człowiek nowy na miejsce wyeksploatowanego, zamortyzowanego w 100 proc., znajdzie się za pierwszym rogiem. Za darmo. I będzie pracował dla pracodawcy dosłownie do ostatniego tchu. Leszek Miller daje jednoznacznie do zrozumienia, że gotów jest się poświęcić i zostać wicepremierem w kolejnym rządzie Donalda Tuska. A wszystko po to, żeby załatwić nam in vitro. Cieszy mnie to. Urodzi nas się jeszcze więcej, żeby jeszcze ciężej pracować. Ku chwale Ojczyzny!

Autor jest publicystą i działaczem społecznym. W latach 80. był aktywistą „Solidarności", następnie współtwórcą odrodzonej PPS, a w latach 1993–1997 posłem wybranym z listy SLD. W roku 2011 został doradcą Ruchu Palikota

Lekarze ostrzegają, że praca dłuższa niż osiem godzin dziennie zwiększa ryzyko chorób serca. O wiele bardziej zagrożeni są ci, którzy nie korzystają z urlopów wypoczynkowych. Człowiek, który pracuje po 10 i więcej godzin na dobę cały okrągły rok, bez przerwy na wypoczynek, któremu mimo to nie udaje się zapłacić rachunków, rat kredytu i wciąż się boi, że go zwolnią, to już prawie pewny kandydat do zawału.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?