Spójrzmy na Danię, gdzie związki zawodowe zrzeszają blisko 70 proc. pracowników, a mimo to rynek pracy odznacza się światowej klasy elastycznością i minimalną ochroną etatów, choć akurat płace są sztywne i ustalane w dużej mierze zbiorowo. Związkowcy współpracują z pracodawcami i mówią: „możecie nas zwalniać z dnia na dzień, bo w takim systemie równie łatwo znajdziemy też nową pracę” – pisał w „Rzeczpospolitej” Jan Gmurczyk, ekonomista z Instytutu Obywatelskiego. Twierdził, że zabieganie o odpowiednią elastyczność rynku pracy leży w interesie związkowców, bo przyczynia się do wzrostu popytu na pracę. Powoływał się m.in. na przykład skandynawski. Jego zdaniem dzięki temu bezrobocie w Danii wynosi zaledwie nieco ponad 6 proc.
Owszem w Danii elastyczność rynku pracy jest duża, ale skandynawskie rozumienie tego pojęcia diametralnie różni się od naszego.
Lobbing pracodawców
W Polsce lobbing organizacji pracodawców sprowadza elastyczność rynku pracy do swobody przedsiębiorców w łatwym rozwiązywaniu umów, najlepiej tymczasowych lub śmieciowych (zleceń, umów o dzieło), oraz do jak największej dowolności organizowania czasu pracy. Wprowadzenie 12-miesięcznych okresów rozliczeniowych czasu pracy nie tylko pozbawi pracowników ok. 8 mld zł – bo tyle rocznie wypłacano za pracę w nadgodzinach – ale zmusi ich, w niektórych przypadkach, do 12-godzinnej codziennej pracy nawet przez pół roku.
Warto zaznaczyć, że aktualne, najbardziej niekorzystne dla pracowników zmiany w kodeksie pracy nie były przedmiotem obrad Komisji Trójstronnej. To bardzo odległe od modelu dialogu społecznego obowiązującego w Europie, szczególnie w Skandynawii.
Właśnie dlatego trzy reprezentatywne związki zawodowe – Solidarność, OPZZ i Forum Związków Zawodowych – opuściły Komisję Trójstronną. Nie chciały firmować fikcyjnego dialogu.
Pracownik nie ląduje na bruku
W Danii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, stosuje się zasadę flexicurity, która łączy dwa elementy. Po pierwsze – flexibility, czyli elastyczność rynku zatrudnienia. Nie polega ona jednak na kilkunastogodzinnym dniu pracy czy zatrudnianiu na podstawie umów śmieciowych. W Danii dominują normalne umowy o pracę, pracownicy są zatrudnieni na etacie. – Rzeczywiście, na mocy układów zbiorowych zwalnianie pracowników jest ułatwione. Ale system flexicurity zawiera także drugi element – security – bezpieczeństwa socjalnego, co oznacza, że państwo bierze odpowiedzialność za dalsze losy pracownika. Zwolniony jest otoczony opieką, cały czas dostaje zasiłek, przechodzi szkolenia, a więc podnosi kwalifikacje i łatwo znajduje nową pracę – mówi Andrzej Adamczyk, szef Biura Zagranicznego NSZZ „S”. – Zatrudnienie w danej firmie nie jest pewne, ale ogólnie praca jest pewniejsza niż w Polsce, gdzie pracownik ląduje na bruku i ma sobie radzić sam.
W Danii tymczasem zwolnienia są dla pracowników niemal bezstresowe. Warto też przypomnieć, że w Polsce tylko 20 proc. bezrobotnych ma prawo do zasiłku, oferty w urzędach pracy zwykle są przeterminowane, a podnoszenie kwalifikacji trzeba sfinansować sobie z własnych funduszy.