Banalna tęcza, poziomem kreacji wyrosła jakby z umysłu przedszkolaka, miała być nawet umajona plastikowym kwieciem. W upadlaniu publicznego smaku i szastaniu społecznym groszem może być niejedno, jeszcze głupsze dno, ale jeśli tak, to znaczy, że Warszawa nie podniesie się z kompleksu śmiesznej prowincji i spirali absurdalnych wydatków.
Despekt, jaki znów spotkał tęczowy kicz, chętnie uznałabym za kolejny, widowiskowy happening artystyczny. Gdy wspomnę człowieczynę kultywującego publicznie seksualne ocieractwo o rzeźby sakralne, wyznam jednak, że zbyt mało było w nim obrazoburczości, która nobilituje szmirę na współczesną sztukę. Podkreślam – w sztuce jest mi naprawdę obojętna domniemana orientacja seksualna Michelangela czy Leonarda.
Święto Niepodległości, z przyczyn zdrowotnych, spędziłam przed telewizorem. W związku z czym nurtuje mnie pytanie, czy ktoś jeszcze w TVP panuje nad sztuką przekazu? Na Marsz Niepodległości do stolicy zjechało kilkadziesiąt tysięcy narodu. W TVP Info wiele godzin transmitowano wyłącznie obrazy opieszałych, policyjnych legii i dalekich planów pustych placów.
Z bliska nie ujrzałam kilku nawet twarzy pochodu, który tworzyły niesłychane masy. Ani jednej rodziny, osoby, nikogo. Nie usłyszałam wywiadu, ni przemówienia. Kilkudziesięciotysięczny tłum dla TVP Info był niewidzialną marą. Tłuszczą, w najlepszym przypadku wyposażoną wyłącznie w plecy. Choć obraz to więcej niż tysiące słów, zupełnie jakby telewizja była radiem, ze studia lało się ględzenie na tematy ogólne.
Na miniaturze obrazu transmisji dymiły za to race. Emocje rozgrzewał zrazu incydent z uliczki Księdza Skorupki. Mam nadzieję, że tylko mnie się wydawało, iż czający się tam funkcjonariusze kopią zapalone race butami pod parkujące auta oraz czekają na rezultat gry między bandytami z dachu a grupą odwetowców. Z podobną skutecznością zastępy policji broniły chyba tyłów rosyjskiej ambasady. Nie dziwię się oburzeniu Rosjan na tę nieudolność.