Zapytała mnie, czy analizowałem, do jakiej grupy wiekowej trafiają moje dotychczasowe książki. Strzeliłem: do tych między 25. a 40. rokiem życia. Reakcja wbiła mnie w fotel: „Co? Przecież oni niedługo umrą!".
Zorientowana w światowych trendach znajoma nie rozumiała, jak mogę nie mieć oferty dla pokolenia Millennium (znanego też jako Generacja Y). To grupa, która przychodziła na świat mniej więcej w latach 1985–2000. Millennijne dzieci nazywane są też „pokoleniem Ja", pozbawionym poczucia obciachu, pewnym, że nie ma takiej rzeczy, której nie można osiągnąć, genialnie poruszającym się w spiętej siecią globalnej wiosce. Nie spieszą się z robieniem kariery czy zakładaniem rodzin. Nauczeni doświadczeniami poprzedników założyli, że lepiej poczekać na najlepsze, zamiast obijać się, zbierając doświadczenia.
Mam zawodowy kontakt z jednym z przedstawicieli najstarszej kohorty tego pokolenia. Pracuje nie dla satysfakcji czy kariery, ale by mieć pieniądze niezbędne do przeżycia. Nie potrzebuje wiele. Nas podniecało, że cały świat nagle zmienił nam się w Pewex, on sklepy traktuje jako zło konieczne. Wykorzystuje „na maksa" cyfrowy świat, gardzi jednak gadżeciarzami. Po mieście porusza się prowadzony przez interaktywne rozkłady komunikacji publicznej, zamiast długopisów ma elektroniczne rysiki, przez darmowe komunikatory jest w łączności z całym światem. Gdy ma ekstrawydatki – zarabia, handlując w sieci bitcoinami (wirtualnym pieniądzem, który potrafi zyskać i stracić kilkaset procent w ciągu roku). Ostatnio zaangażował się w Soylent, projekt młodego programisty z USA, który tworzy jedzenie przyszłości: koktajl niezbędnych człowiekowi substancji. Programista zebrał półtora miliona dolarów od internautów, kolejne półtora dały mu fundusze inwestycyjne, widząc, jaki tłum ludzi zgłosił gotowość optymalizacji swojego żywienia kosztem smaku (i zanikania mięśni odpowiedzialnych za żucie, Soylent to papka o smaku rozcieńczonego zeszytu).
Ów znajomy próbował ostatnio zarazić mnie ideą wykorzystania dronów do dystrybuowania leków w niedostępnych obszarach Afryki (system prezentowano na konferencji TED, koszt jednego lotu to kilkadziesiąt centów, barierą pozostaje jednak startowy koszt technologii). Skorzystam kiedyś, czy nie – czarne od komercyjnych dronów niebo zobaczę na pewno zaraz w USA. Na YouTube proszę zobaczyć sobie film pokazujący, jak internetowa księgarnia Amazon zamierza dostarczać zakupy swoim klientom pod dom właśnie bezzałogowymi samolocikami.
O Generacji Y warto poczytać więcej – dobrze wiedzieć, kto będzie nam robił herbatkę w domu starców. Warto też chyba zacząć powoli pakować walizki. Sławomir Mrożek pisał kiedyś, że „jutro to dziś, tyle że jutro". Ja coraz częściej mam wrażenie, że żyję pojutrze.