„Ewangelizacja miodem" jest skuteczniejsza od „ewangelizacji octem". A człowiek najpierw musi spotkać kochającego Boga i dopiero ten skutecznie i sensownie powie mu o grzechu i sądzie. Nie jak policjant, ale jak ktoś najbliższy, kogo pierwszym przykazaniem jest jednak: „miłujcie się", a nie „pilnujcie się" (bo pilnowanie się jest niezbędnym miłości narzędziem, ale to miłość jest celem) .
Czytam teraz, jak bardzo niektórych boli, że kardynałowie zajęli się problemami ludzi, którzy po rozwodzie żyją w kolejnych związkach. Mnie to cieszy. Bo ludzie, którzy w życiu czegoś nie upilnowali, wcale nie są mniej godni miłości Kościoła od tych, którym upilnować się udało. Każdy z nas czegoś nie upilnował, Kościół jest dla grzeszników. Czy ktoś tu przypadkiem nie czuje się starszym synem z ewangelicznej przypowieści, który walczył, by żyć moralnie, a tu nagle ojciec całą uwagę kieruje na marnotrawnego i czujemy się z tym nieswojo?
Ewangelia bywa trudniejsza do przyjęcia dla porządnych niż dla nieporządnych. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają". Wspomniany miłosierny ojciec może się wydawać po ludzku bardzo niesprawiedliwy. ?A przypowieść o robotnikach w winnicy? Ci, co tyrali cały dzień, dostali tyle samo, co leserzy z ostatniej minuty.
Jeśli ktoś swoje życie opiera nie na Chrystusie, ale na doktrynie, nie wytrzyma tych słów, bo one są antydoktrynerskie do bólu. Będzie wpadał w lęk, że dobre słowo wypowiedziane do upadającego człowieka to początek burzącej sens rewolucji. Będzie tkwił w tym samym błędzie, który popełniają piętnowani dziś przez „katotalibów" fani „pluszowego duszpasterstwa": wybierze z Ewangelii to, co koi jego własne lęki, potraktuje ją jak bar sałatkowy.
Ewangelię stosuje się w całości. ?A ja nie wiem, jak ktoś, kto ją czytał choć raz w życiu, może krzyczeć z ambony do brata: „Idź precz, szatanie!". Nie doczytał innych słów – tych, że lepiej pilnować czystości własnego spojrzenia, niż oskarżać o ślepotę innych?