Przewodnik, nie przywódca

Pokaż, jak sprawujesz władzę, a powiem ci, ?kim jesteś. Papież Franciszek tym różni się ?od Jana Pawła II i Benedykta XVI, że rozumie, ?czym w XXI w. ma być władza i jak jej używać, ?by skutecznie zarządzać Kościołem ?– pisze publicysta.

Publikacja: 13.03.2014 00:36

Papież Franciszek pierwszego dnia swego pontyfikatu, 13 marca 2013 roku

Papież Franciszek pierwszego dnia swego pontyfikatu, 13 marca 2013 roku

Foto: AFP

Już rok stery Kościoła katolickiego dzierży papież Franciszek. Co więcej, wystarczyło 12 miesięcy, by media przestały pisać tylko o kryzysie i aferach w Kościele, a zaczęły mówić o „efekcie Franciszka". Papież z Argentyny sprawił, że Kościół znów stał się ważnym aktorem debaty publicznej – od przyczyn ubóstwa poczynając, po przemiany intymności, a na nierównościach społecznych kończąc. Ba, Franciszek, o czym świadczą przyznawane mu nagrody, jak choćby człowieka roku magazynu „Time", podbija serca nie tylko katolików. Albo, dosadniej, przede wszystkim porusza tych, którzy stoją dziś na obrzeżach Kościoła, z którego – jak wielu z nich utrzymuje – zostali skutecznie wypchnięci. Bo dziś realnego znaczenia nabierają prorocze słowa ks. Józefa Tischnera. Krakowski filozof powiadał, że nie spotkał nikogo, kto straciłby wiarę po przeczytaniu Marksa, ale spotykał wielu, którzy odchodzili z Kościoła po zetknięciu się z własnym proboszczem.

Nie byłoby jednak „efektu Franciszka", gdyby papież tak doskonale nie rozumiał, czym w XXI w. ma być w Kościele władza. I jak władzy należy używać, by skutecznie zarządzać wspólnotą wiernych. To właśnie pojmowanie władzy i styl jej sprawowania sprawia, że pontyfikat Franciszka jest tak dynamiczny. I te dwa elementy odróżniają obecnego papieża i od Jana Pawła II, i od Benedykta XVI. Papieży wielkich, ale niedostatecznie rozumiejących, że jeśli nie potrafisz umiejętnie korzystać z władzy, która została ci dana, abdykujesz. Szukając więc odpowiedzi na pytanie, czy wiemy po roku, kim jest Franciszek, pytajmy, jaki użytek czyni on z danej mu władzy. A zatem, jaki?

Władza jako służba

Najczęściej władzę kojarzymy z przejawem siły i panowania. Sądzimy, iż władzę ma ten, od kogo jesteśmy zależni. Kto może decydować także o naszym losie. Tyle że to świeckie, polityczne rozumienie władzy. Inaczej jest w Kościele. Tu władzy nie pojmuje się jako siły, ale – zgodnie z zaleceniem Robotnika z Nazaretu – jako służbę i pokorę. Co to znaczy?

Opis tak rozumianej władzy znajdziemy w Liście do Filipian (zob. 2,5-11), gdzie zawarty jest krótki traktat o panowaniu. Jest to w istocie szczególna „polityka kenozy" czy też – mówiąc inaczej – „polityka samoograniczania". To polityka skromności i pokory. Odrzucenia logiki siły, przemocy i panowania. Cóż bowiem robi Jezus?

Oddaje władzę w politycznym sensie. Zrzeka się tego, co mógł spokojnie wziąć, gdyż mu się to należało. On jednak robi miejsce dla nas, ludzi, dla innych stworzeń, byśmy mieli władzę nad swoim życiem i nad innymi stworzeniami. Widzimy zatem, że Bóg „wypiera się niejako samego siebie", przyjmuje postać sługi, wybiera uniżenie i bezbronność w miejsce hołdowania niezaspokojonym apetytom władzy i panowania. O ile świat polityki ceni władzę jako bezwzględne panowanie, o tyle świat kościelny ceni, a przynajmniej powinien, władzę jako uniżoną służbę. W pierwszym przypadku liczy się naga siła, w drugim – bezbronna pokora.

Słaby administrator

O władzy jako służbie mówił zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI. Tyle że zarówno papież Polak, jak i papież Niemiec nie wyciągnęli dość radykalnych wniosków, by skutecznie użyć jej w swojej posłudze. Pierwszy sądził, że władza to duszpasterstwo, drugi – że dostojeństwo. Obaj się mylili, doprowadzając w Kościele do swego rodzaju bezkrólewia. Dlaczego?

Pontyfikat Jana Pawła II trwał prawie trzy dekady. Papież odcisnął znaczące piętno na Kościele niemal w każdej dziedzinie – szczególnie jednak, gdy idzie o nowy, otwarty typ duszpasterstwa, jaki zaproponował. Żywioł duszpasterza, kontakt z pielgrzymami „nakręcał" go. Kardynał Wojtyła jako niedoszły aktor mógł mieć poczucie, że panuje nad Kościołem, widząc przed sobą milionowe tłumy wiernych w czasie swych licznych pielgrzymek spijające każde słowo z jego warg i poddające się jego niewątpliwemu urokowi. Sęk w tym, że to poczucie było złudne, bo prawdziwa władza leżała za Spiżową Bramą, w kardynalskich gabinetach i dykasteriach.

Jana Pawła II jako pielgrzyma i duszpasterza administracja nie interesowała

Dlatego gdy w kurii, a więc w centrum zarządzania Kościołem, wybuchały afery, choćby przekręty z Bankiem Watykańskim czy skandale pedofilskie na czele z założycielem Legionów Chrystusa, który okazał się pedofilem, argumentowano, że Jan Paweł II nic o tym nie wiedział. A nic nie wiedział, gdyż jego, jako pielgrzyma i duszpasterza, administracja nie interesowała. To wszak zajęcie dla maluczkich, a papież jest ponad zakulisowymi grami. Krótko: „zła kuria, dobry papież".

Jan Paweł II abdykował więc z władzy w tym sensie, że nie zadał sobie trudu, ba, nie chciał, by z kurii uczynić skuteczne narzędzie służby Kościołowi. Oddał ją we władanie rozmaitych kardynalskich i kościelnych lobby. Te ostatnie zaś karmiły się intrygami. Innymi słowy: Jan Paweł II był charyzmatycznym duszpasterzem, ale słabym administratorem.

Bierne dostojeństwo

Dlatego zostawił po sobie kurię, która przypominała skłócony dwór. Zamiast pomagać papieżowi w sprawowaniu władzy, coraz częściej była przedmiotem kłopotów papieża. Kardynałowie na konklawe w roku 2005 r. postanowili więc, że Kościół potrzebuje silnego papieża, który weźmie władzę i z niej skorzysta. Takim człowiekiem miał być długoletni strażnik ortodoksji, „pancerny kardynał" i „młot na niepokornych teologów", kardynał Joseph Ratzinger.

Benedykt słusznie założył, że kuria musi stać się narzędziem służącym sprawnemu zarządzaniu Kościołem. A kardynałowie głosujący na niego wiedzieli, że Niemiec zna meandry kurii jak własną kieszeń. A jednak ten tradycyjny profesor teologii, admirator Mozarta i klasycznego piękna, gdy miał za zadanie rządzić, a nie tylko dyscyplinować niepokornych teologów, okazał się „politycznym" amatorem. Pontyfikat Benedykta to pasmo skandali takich jak: zdjęcie ekskomunik z lefebrystów, choć zaraz potem jeden z biskupów Bractwa Piusa X, Willimson, okazał się negacjonistą Zagłady, przekręty finansowe Banku Watykańskiego, walka kardynałów zwieńczona aferą Vatileaks. I, co ważne, ciąg dalszy skandali pedofilskich, z którymi Benedykt, na szczęście, zaczął skutecznie walczyć.

Papież Niemiec wierzył, że władza w XXI w. może wciąż opierać się na średniowiecznym dostojeństwie. Celebrował więc stary ryt rzymski, nawiązywał do bizantyjskiej tradycji papiestwa, włącznie z szatami liturgicznymi. Symbolem stała się jego piękna peleryna obszywana futrem z gronostajów. Sęk w tym, że te zewnętrzne insygnia władzy, która prezentowała się dostojnie, nie przełożyły się na wewnętrzne, skuteczne zarządzanie Kościoła. Owoc: media na całym świecie pisały, że kuria watykańska przypomina stajnię Augiasza, a Kościół pogrąża się w kryzysie.

W efekcie Benedykt okazał się słaby, co doprowadziło go do bezprecedensowej decyzji o abdykacji.

Bardziej świadek ?niż nauczyciel

Już w mszy inaugurującej pontyfikat Franciszek mówi wprost: „prawdziwa władza jest służbą". To okrągłe zdanie nabiera nowego znaczenia. Franciszek pokazał, co ono znaczy w praktyce. Bo dla papieża z Buenos Aires tak samo ważna jest ortodoksja, jak ortopraksja. Zdobył szacunek i uznanie wiernych dla swojego duszpasterskiego stylu nie przez udział w wielkich zgromadzeniach, porywając tłumy, ale normalnymi gestami, jak zamieszkanie w Domu św. Marty, a nie w apartamentach watykańskich. Bezpośrednimi telefonami do ludzi, którzy piszą do niego listy. Jazdą metrem czy rozmowami z dziennikarzami czołowych włoskich gazet – także ateistami!

Odrzucił insygnia władzy, symboliczny papieski tron, który przydałby mu dostojeństwa, stając za to po stronie biednych i wykluczonych, siadając z nimi na krześle. W ostatnim wywiadzie dla włoskiego dziennika „Corriere della Sera" mówi dosadnie, że na końcu czasów zapytają nas o naszą solidarność z ubóstwem. I dodaje: „Bieda oddala nas od bałwochwalstwa i otwiera bramę na Opatrzność". Innymi słowy, o twoim zbawieniu nie zdecyduje to, czy Ojcze nasz pięknie mówiłeś po łacinie, ale twoja solidarność z potrzebującymi. Tym sposobem Franciszek pokazuje „moc w pokorze" (określenie księdza Romana Gaurdiniego), zawstydzając kurialnych kardynałów, przywykłych do luksusu, pozy i dostojności.

Jednak klucz do zrozumienia pojmowania władzy, a co za tym idzie, siły tego papieża, jest schowany jeszcze głębiej. Św. Paweł mówi, że „wiara bierze się ze słuchania". Parafrazując to zdanie, można powiedzieć, że „władza bierze się ze słuchania". Tak, Franciszek chce słuchać, by dopiero później podejmować stosowne decyzje.

Dlatego postawił na kolegialność zarządzania, powołując swoisty zespół zarządzania kryzysowego, czyli Radę Ośmiu Kardynałów, która wspiera go w zadaniu reformy Kurii Rzymskiej, tak by służyła ona Kościołowi. A nie, jak dotychczas, była dla tego Kościoła zarzewiem problemów, dla opinii publicznej zaś zgorszeniem. Rzecznik papieża powiedział wprost: „Kuria Rzymska ma być na służbie Kościoła powszechnego, a nie narzędziem scentralizowanej władzy".

Dalej, Franciszek nie chce tylko pouczać wiernych, ale chce ich dobrze zrozumieć. Stąd bezprecedensowa ankieta, w której Watykan pyta katolików, co sądzą o Kościele, przemianach społecznych, z jakimi aspektami nauczania Kościoła mają problemy. Papież wie, że skończyła się władza Kościoła, która polegała na formułowaniu zakazów. Że władza na początku XXI wieku nie tyle polega na absolutnym przywództwie, ile przewodnictwie. Nie tyle więc papież chce być przywódcą, ile przewodnikiem.

Przewodnik to ktoś, kto jest bardziej towarzyszem i bratem niż belfrem. Nie tyle jasno wskazuje jedną drogę, ile towarzyszy w rozeznaniu drogi właściwej. Franciszek zrozumiał przestrogę Pawła VI: „Świat ciągle bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli, a jeśli już słucha nauczycieli, to dlatego, że są oni także świadkami". Przewodnik jest świadkiem w czasie wspólnej drogi.

A zatem to styl sprawowania władzy staje się znakiem rozpoznawczym papieża Franciszka. A realną władzę ma ten, kto nie tylko potrafi rządzić, ale przede wszystkim słuchać – słuchać, by dopiero później zmieniać. Oto prawdziwa władza, której nie boi się dziś użyć papież Franciszek.

Autor jest filozofem i publicystą, ?szefem Instytutu Obywatelskiego, ?think thanku Platformy Obywatelskiej ?i redaktorem naczelnym ?kwartalnika „Instytut Idei"

Już rok stery Kościoła katolickiego dzierży papież Franciszek. Co więcej, wystarczyło 12 miesięcy, by media przestały pisać tylko o kryzysie i aferach w Kościele, a zaczęły mówić o „efekcie Franciszka". Papież z Argentyny sprawił, że Kościół znów stał się ważnym aktorem debaty publicznej – od przyczyn ubóstwa poczynając, po przemiany intymności, a na nierównościach społecznych kończąc. Ba, Franciszek, o czym świadczą przyznawane mu nagrody, jak choćby człowieka roku magazynu „Time", podbija serca nie tylko katolików. Albo, dosadniej, przede wszystkim porusza tych, którzy stoją dziś na obrzeżach Kościoła, z którego – jak wielu z nich utrzymuje – zostali skutecznie wypchnięci. Bo dziś realnego znaczenia nabierają prorocze słowa ks. Józefa Tischnera. Krakowski filozof powiadał, że nie spotkał nikogo, kto straciłby wiarę po przeczytaniu Marksa, ale spotykał wielu, którzy odchodzili z Kościoła po zetknięciu się z własnym proboszczem.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?