Przyglądając się kampanii europejskiej Jarosława Kaczyńskiego i PiS, można odnieść wrażenie, że największa partia opozycyjna chce przegrać wybory na własne życzenie. To teza, którą forsują zgodnie publicyści z dwóch stron politycznej barykady. Jacek Żakowski z „Polityki" odnotował: „Dwa miesiące temu wszystko wskazywało na to, że Jarosław Kaczyński ma zwycięstwo wyborcze w kieszeni. Teraz wiele wskazuje na to, że już się z nim pożegnał". I nucący tę samą melodię Rafał Ziemkiewicz z tygodnika „Do Rzeczy": „PiS staje na głowie, by przekonać społeczeństwo, że nie zna się na gospodarce ani usługach publicznych, nie jest tymi sprawami zainteresowane i nie ma w nich niczego specjalnego do zaoferowania".
Quasi-religijny przesąd
Sprawa nie wydaje się tak prosta. Bo Kaczyński tym, którzy dziwią się jego strategii, może odpowiedzieć: „Moje drogi nie są waszymi drogami, a moje myśli waszymi myślami". A może tak powiedzieć, gdyż prezes PiS nie jest szefem zwyczajnej partii, ale przywódcą karnej formacji wyznawców. Nie jest liderem, ale wręcz guru wspólnoty, która jest gotowa iść za nim na zatracenie. W tej logice świata nie osądza polityczny rozum, ale quasi-religijny przesąd.
Dla prezesa nie tyle liczą się fakty, ile mity. A one, jak wiemy, nie tyle opisują rzeczywistość, ile ją konstruują. Dlatego tak często w retoryce prezesa pojawia się słowo „alternatywa" mające pokazać, że nie tyle PiS jest alternatywą polityczną, ile PiS stwarza „alternatywną rzeczywistość". Na stwierdzenie zaś, że rzeczywistość jest inna, Kaczyński za Heglem może odpowiedzieć: „Tym gorzej dla rzeczywistości".
Jakie więc znaczenie w politycznym planie mają dla Kaczyńskiego wybory europejskie? Po pierwsze, dla prezesa Europa nie jest ważna. Dlatego sądzi, że może te wybory przegrać. Nie musi się bowiem martwić jak lider każdej „normalnej" partii politycznej o utrzymanie przywództwa, gdyż jego liderowanie nie jest przez nikogo podważane. I to nawet w sytuacji, gdyby PiS poniosło siódmą z rzędu porażkę.
Każda kolejna przegrana nie jest źródłem refleksji, że coś z partią jest nie tak, ale wyzwala zgoła inne przeświadczenie – przeświadczenie o „moralnym zwycięstwie". Stąd wciąż powtarzane przez Kaczyńskiego słowa, że „jeszcze przyjdzie taki dzień, gdy wygramy...". Nadzieja, także w polityce – jak wiemy – umiera ostatnia.