Kilka dni temu na nowo rozgorzała dyskusja na temat lokalizacji pomnika smoleńskiego w przestrzeni miejskiej stolicy. Uchwałą Rady Warszawy ustalone zostało miejsce, w którym ten pomnik stanie – skwer pomiędzy Krakowskim Przedmieściem a placem Piłsudskiego.
Na początku chciałbym pokrótce się przedstawić. Jestem synem Janusza Krupskiego, który zginął w Smoleńsku, absolwentem Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, rzeźbiarzem, autorem pomnika, epitafium smoleńskiego w warszawskim kościele św. Anny będącym rodzajem relikwiarza dla krzyża, który tuż po katastrofie smoleńskiej stał przed Pałacem Prezydenckim.
Chcę zapewnić, że to, co piszę, nie wynika z innych pobudek niż tylko z pragnienia, by w związku z organizacją budowy pomnika w centrum Warszawy mogło wypłynąć jeszcze jakieś dobro. Podkreślam te intencje – czyste intencje – po to, by zaznaczyć najważniejszy według mnie problem związany z podziałami, które wywołała – czy być może tylko szczególnie unaoczniła – katastrofa smoleńska. Mianowicie problem komunikacji. Nie dojdziemy do niczego konstruktywnego, jeśli w obszarze dyskursu związanego z tym dramatem będziemy odbierali sobie nawzajem prawo do uczciwości własnych przekonań. Nie dojdziemy do porozumienia, jeśli będziemy uznawali, że druga strona ma złe zamiary.
Koszmar, nie dialog
Wiem, że czytając te słowa, wielu uzna mnie co najmniej za ignoranta albo po prostu za głupca, ponieważ doszliśmy już do takiego stanu, w którym każdego z naprzeciwka uważamy za osobę nieuczciwą albo taką, która zdradziła, a jeśli nawet nie, to przynajmniej jest głupcem. Bo czy jesteśmy jeszcze w stanie po tych wszystkich latach przełknąć takie słowa: „Jarosław Kaczyński jest uczciwym człowiekiem zatroskanym o kwestię pamięci o tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem, i działa w zgodzie ze swoim sumieniem", oraz: „Bronisław Komorowski jest uczciwym człowiekiem zatroskanym o kwestię pamięci o tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem, i działa w zgodzie ze swoim sumieniem".
Celowo podałem przykład tych dwóch postaci z obszaru publicznego mających bardzo duże poparcie w społeczeństwie. Ktoś mógłby powiedzieć, że prawda jest ważniejsza i że jest przekonany, iż jedna z tych postaci niewątpliwie nie pasuje do przedstawionego opisu. Problem jednak polega na tym, że funkcjonujemy w systemie zwanym demokracją. Musimy zdawać sobie sprawę, że w tym systemie – choć mającym poważne wady, ale jednak chyba najlepszym, jaki dotąd wymyślono – bez dialogu nie można podjąć konstruktywnych działań. A jeśli nawet takie działania zostaną podjęte bez dialogu, to zawsze odbędzie się to kosztem drugiej strony i przeciwko niej.