Współczesne dyktatury nie są zazwyczaj skutkiem zamachów stanu. W ośmiu na dziesięć przypadków nie są efektem rewolucji, lecz ewolucji demokracji w dyktaturę. Proces ten przebiega powoli i zawsze zaczyna się zwycięstwem polityka o dyktatorskich ambicjach w wolnych, demokratycznych wyborach.
Przyszły dyktator wygrywa wybory jako przywiązany do wartości liberalny demokrata. Po czym zazwyczaj po raz pierwszy... traci władzę. Większość pełzających zamachów stanu ma miejsce, gdy przyszły autokrata zwycięża wybory po raz drugi. Zdążył rozsmakować się we władzy i poczuł gorzki smak porażki. Wraca z mocnym postanowieniem niepopełnienia tego samego błędu i gdy uda mu się władzę odzyskać, zaczyna zmieniać reguły gry tak, by już nigdy więcej jej nie stracić. Krok po kroku przesuwa granice tego co akceptowane i dopuszczalne po to, by zakonserwować swój urząd. Demokracja umiera powoli, a on sam stopniowo i często nieświadomie zamienia się w dyktatora.