Test na dyktatora

Jak rozpoznać potencjalnych autokratów, zanim nieodwracalnie przejmą rządy i popadną w chorobę dyktatury? – pyta publicysta.

Aktualizacja: 19.08.2019 19:36 Publikacja: 19.08.2019 18:15

Test na dyktatora

Foto: Adobe Stock

Współczesne dyktatury nie są zazwyczaj skutkiem zamachów stanu. W ośmiu na dziesięć przypadków nie są efektem rewolucji, lecz ewolucji demokracji w dyktaturę. Proces ten przebiega powoli i zawsze zaczyna się zwycięstwem polityka o dyktatorskich ambicjach w wolnych, demokratycznych wyborach.

Przyszły dyktator wygrywa wybory jako przywiązany do wartości liberalny demokrata. Po czym zazwyczaj po raz pierwszy... traci władzę. Większość pełzających zamachów stanu ma miejsce, gdy przyszły autokrata zwycięża wybory po raz drugi. Zdążył rozsmakować się we władzy i poczuł gorzki smak porażki. Wraca z mocnym postanowieniem niepopełnienia tego samego błędu i gdy uda mu się władzę odzyskać, zaczyna zmieniać reguły gry tak, by już nigdy więcej jej nie stracić. Krok po kroku przesuwa granice tego co akceptowane i dopuszczalne po to, by zakonserwować swój urząd. Demokracja umiera powoli, a on sam stopniowo i często nieświadomie zamienia się w dyktatora.

Wielu przyszłych tyranów, obejmując władzę, nie ma złych zamiarów. Nie zamierza mordować demokracji we własnych krajach. Proces ten przebiega często nieświadomie, przypadkiem, jako skutek postępującej polaryzacji. Gdy w walce oko za oko, ząb za ząb z politycznymi wrogami dzierżący władzę polityk posuwa się za daleko, w miejsce, z którego już nie ma odwrotu.

Zmiana ustroju często odbywa się pod hasłami przywrócenia prawdziwej demokracji. „To my prezentujemy prawdę, demokrację i wolność. My jesteśmy partią wolności"; „Będziemy walczyć o to, żeby w Polsce wróciła demokracja, wrócił normalny porządek polityczny"; „...przyjdzie taki dzień, że zmienimy konstytucję na potrzebną. Na taką, która będzie gwarantowała prawdziwą demokrację, prawdziwą praworządność, prawdziwą równość, która jest dzisiaj łamana".

Kilka prostych pytań

Jak rozpoznać potencjalnych autokratów, zanim nieodwracalnie przejmą rządy i popadną w chorobę dyktatury? Profesor uniwersytetu Yale Juan Linz proponuje swoisty „test" na przyszłych dyktatorów. Test każdy może przeprowadzić sam, odpowiadając na parę prostych pytań.

Czy polityk odrzuca demokratyczne reguły gry słowem lub czynem? Najczęściej przyszli autokraci są szczerzy. W kampaniach wyborczych zapowiadają swoje zamiary. W mniej lub bardziej zawoalowany sposób odrzucają konstytucję lub są gotowi do jej pogwałcenia. („Konstytucja to taka książeczka"; „konstytucję można śmiało nazwać postkomunistyczną"). Zgłaszają potrzebę ograniczenia swobód obywatelskich, zawieszenia działalności organizacji pozarządowych. Bardzo często podważają wyniki poprzednich wyborów jako sfałszowane, niedemokratyczne, zmanipulowane. („Te wybory zostały sfałszowane"; „Sądzę, iż w dużej mierze został on [Bronisław Komorowski] wybrany na prezydenta przez nieporozumienie").

Przyszli dyktatorzy przedstawiają się jako jedyni „prawdziwi" reprezentanci wspólnoty (narodu, ludu, zwykłego człowieka). Odmawiają uznania oponentów za pełnoprawnych przeciwników, równoprawnych uczestników gry politycznej. („Nasi przeciwnicy to strasznie mali ludzie, marni pod każdym względem – intelektualnym i moralnym").

Opisują swoich rywali jako przestępców, wrogów ojczyzny, zagrożenie dla państwa, narodu lub porządku konstytucyjnego, zdrajców. („Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata. Niszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami"). Sugerują, że rywale to agenci obcych państw reprezentujący obce, wrogie interesy. („W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej"). Odmawiając legitymizacji przeciwnikom, podważają podstawy demokracji. („To jest jakby w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków").

Pogłębiając polaryzację, mobilizują wyznawców, utrwalają podziały, a przede wszystkim usprawiedliwiają swoje działania. („W związku z tym nakręcano spiralę złości, niechęci i nienawiści, taką, która już się z niczym nie liczyła. Wszelkie świętości, wszystkie granice zostały przekroczone. No i to oczywiście oddziałuje na tę najgorszą część społeczeństwa. W każdym społeczeństwie jest taki element najbardziej zdemoralizowany, podły, animalny”). Przestępcy, agenci, wrogowie są przecież wyjęci poza granice wspólnoty i ochrony państwa. („Odrzucamy ten ciężki worek kamieni, który nosiliśmy na plecach jako naród po 1989 r.; worek z korupcją, nadużyciami, złodziejstwem, nieuczciwością, niemoralnością i niszczeniem polskiego patriotyzmu, polskiego poczucia wspólnoty”).

Sprzeciw wobec dyktatury staje się współudziałem w przestępstwie. W ten sposób prawa obywatelskie i reguły prawne zostają zawieszone, przestają obowiązywać. Gdy konflikt wewnętrzny, polaryzacja polityczna nie są wystarczająco głębokie, by działania te usprawiedliwić, można wywołać prawdziwą wojnę: wewnętrzną (partyzanci, terroryści, mniejszości narodowe) lub z sąsiadem. Przyszły władca sięga po władzę w imieniu „zwykłych ludzi” zdradzonych przez skorumpowane, egoistyczne i najczęściej „obce” elity. („Instrument tajności, który ma służyć bezpieczeństwu państwa i bezpieczeństwu procedur wymiaru sprawiedliwości, jest używany dla ochrony interesu elit politycznych i ich powiązań ze światem przestępczym”).

Potencjalny dyktator toleruje lub popiera przemoc. Na przykład dając milczące przyzwolenie na stosowanie przemocy przez swoich zwolenników, jednocześnie odmawiając jednoznacznego potępienia i ukarania sprawców. Cel uświęca środki. Przemoc fizyczna lub symboliczna jest usprawiedliwiona, jeśli służy dobrej sprawie i wymierzona jest przeciw wrogom uosabianej przez dyktatora wspólnoty.

Przejawia także skłonności do ograniczania swobód obywatelskich przeciwników politycznych i mediów. Grozi podjęciem kroków prawnych wobec krytykujących rząd mediów, dziennikarzy lub opozycjonistów. („...[opozycja] łamie wszelkie reguły i ma potworne poczucie bezkarności").

Prof. Linz: „Gdy dany polityk spełnia choć jedno z wymienionych kryteriów, społeczeństwo ma powody do obaw".

Pełzający zamach stanu

Kandydaci, którzy otrzymują pozytywny wynik w teście autorytaryzmu, to często polityczni outsiderzy. Populiści są politykami antyestablishmentowymi – postaciami, które zostały przez klasę polityczną w przeszłości odrzucone. Dzisiaj twierdzą, że są przedstawicielami głosu „narodu". Wypowiadają wojnę elitom w ich opinii skorumpowanym i skłonnym do spisku. Polityka dla nich to często narzędzie osobistego rewanżu za upokorzenia z przeszłości. („Zwyciężymy, bo to zwycięstwo jest potrzebne Polsce. Jest potrzebne po to, by w tym państwie, w Rzeczypospolitej Polskiej, żył jeden naród polski, a nie różne narody").

Podstawą wizji ładu społecznego dyktatorów jest konflikt. Konflikt, w którym oni reprezentują wspólnotę „dobra" przeciw siłom „zła": skorumpowanym i egoistycznym elitom. („My chcemy jedności Polaków. Ale jedności wokół dobra, a nie wokół zła."; „[To] co ostatnio usłyszeliśmy i zobaczyliśmy, taką wielką ofensywę – użyję tego określenia, choć wiem, że ono będzie przedmiotem ataku – wielką ofensywę zła").

Ciekawe, że „test na dyktatora" powstał na podstawie porównania „pełzających zamachów stanu" w kilkunastu państwach na świecie. Polski nie było na tej liście. Czy powinna zająć na niej swoje miejsce, czy nie – każdy może odpowiedzieć sam, wypełniając opisany test.

(Wszystkie użyte w tekście cytaty pochodzą od Jarosława Kaczyńskiego).

Autor jest socjologiem, prezesem domu mediowego OMD. Jako strateg polityczny doradza Robertowi Biedroniowi, wcześniej współpracował z Ryszardem Petru

Współczesne dyktatury nie są zazwyczaj skutkiem zamachów stanu. W ośmiu na dziesięć przypadków nie są efektem rewolucji, lecz ewolucji demokracji w dyktaturę. Proces ten przebiega powoli i zawsze zaczyna się zwycięstwem polityka o dyktatorskich ambicjach w wolnych, demokratycznych wyborach.

Przyszły dyktator wygrywa wybory jako przywiązany do wartości liberalny demokrata. Po czym zazwyczaj po raz pierwszy... traci władzę. Większość pełzających zamachów stanu ma miejsce, gdy przyszły autokrata zwycięża wybory po raz drugi. Zdążył rozsmakować się we władzy i poczuł gorzki smak porażki. Wraca z mocnym postanowieniem niepopełnienia tego samego błędu i gdy uda mu się władzę odzyskać, zaczyna zmieniać reguły gry tak, by już nigdy więcej jej nie stracić. Krok po kroku przesuwa granice tego co akceptowane i dopuszczalne po to, by zakonserwować swój urząd. Demokracja umiera powoli, a on sam stopniowo i często nieświadomie zamienia się w dyktatora.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem