Kiedy w 2011 roku dowiedziałem się, że Jorge Mario Bergoglio wybrał sobie imię Franciszek, byłem zaskoczony. Od tego czasu z niecierpliwością czekałem na coś, co autentycznie i z mocą pokazałoby, dlaczego zdecydował się na ten wybór. Encyklika opublikowana w ubiegły czwartek jest wydarzeniem bez precedensu – Jan Paweł II i Benedykt XVI podnosili w swoich wypowiedziach kwestie ekologiczne, ale żaden z nich nie poświęcił całej encykliki wyłącznie powiązaniom pomiędzy ubóstwem, ekonomią i zniszczeniem środowiska naturalnego. Encyklika „Laudato si" („Pochwalony bądź") stanowi wyzwanie przede wszystkim dla katolików i polityków, ponieważ jej treść nie pozostawia złudzeń w dwóch podstawowych kwestiach.
Moralny obowiązek
Po pierwsze, papież w niedwuznacznych słowach mówi o tym, co jest największym zagrożeniem dla przyrody i naszej przyszłości – jest nim eksploatacja przyrody będąca pochodną obecnego modelu rozwoju. Bez owijania w bawełnę stwierdza, że „to, co jest kruche, jak środowisko, pozostaje bezbronne wobec interesów ubóstwianego rynku, stających się absolutną regułą". Szczególną uwagę poświęca zmianom klimatu i jej przyczynom, jasno stwierdzając, że „technologia oparta na spalaniu silnie zanieczyszczających paliw kopalnych, zwłaszcza węgla, ale także ropy naftowej, a w mniejszym stopniu gazu, powinna być stopniowo i bezzwłocznie zastąpiona".
Po drugie, Franciszek jasno stwierdza, że powstrzymanie zmian klimatu i gwałtownie rosnących nierówności społecznych wymaga rewolucji etycznej i gospodarczej – ochrona i odnowa przyrody oraz likwidacja nierówności społecznych są według niego związane z etycznym imperatywem działania. W ten prosty sposób papież nadaje działaniom idącym w tym kierunku rangę moralnego obowiązku – o czym wspomniał arcybiskup Joseph Kurtz, przewodniczący Konferencji Episkopatu USA.
Wydaje się, że ambicje Franciszka w tej sprawie wykraczają poza teren Kościoła katolickiego. Częścią papieskiej strategii nakierowanej na szybkie rozpowszechnienie idei symbolizowanych przez Franciszka z Asyżu jest ekumenizm. Już w kwietniu tego roku w Watykanie odbyła się konferencja poświęcona tematom zawartym w encyklice, w której wzięli udział liderzy innych religii. W prezentacji samego tekstu oprócz katolika wzięli udział ateista oraz osoba wyznania prawosławnego. 28 czerwca w Rzymie ma się odbyć międzyreligijny Marsz dla Klimatu „Jedna Ziemia – jedna ludzka rodzina", podczas którego papież przemówi do jego uczestników z Bazyliki św. Piotra. To wszystko dowodzi, że Franciszek – rozumiejąc pilność chwili – buduje w kwestii ochrony przyrody szeroki sojusz. Czytając encyklikę, widać też, że niezależnie od tego, czy mowa o genetycznie modyfikowanej żywności czy wyczerpywaniu zasobów wody pitnej, papież uważnie śledzi narrację nauki związanej z podstawami naszej egzystencji. W rezultacie możemy dziś mówić o nauce i religii bliskich sobie w kwestii modelu rozwoju opartego na eksploatacji przyrody, jak gdyby Ziemia nie miała granic – model ten musi odejść w przeszłość i to jak najszybciej.
Sprawiedliwość społeczna
Z mojego punktu widzenia dodatkowym plusem jest uwaga poświęcona roli obecnego modelu gospodarczego oraz najbiedniejszym, którzy najczęściej stają się ofiarami niszczenia środowiska i zmian klimatu. Encyklika nie pozostawia wątpliwości, że zwiększanie zysków najbogatszych wiąże się z zanieczyszczaniem powietrza rakotwórczymi substancjami czy porzucaniem swojej ziemi przez tysiące ludzi w wyniku suszy i zachłanności korporacji agrochemicznych. „Prawdziwe podejście ekologiczne zawsze (...) musi włączyć sprawiedliwość w dyskusje o środowisku, aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i krzyk biednych". Trudno o jaśniejsze podkreślenie tego, że ekologia nierozerwalnie wiąże się ze sprawiedliwością społeczną.