Jakim prezydentem będzie Andrzej Duda? Mimo że mieliśmy długą kampanię prezydencką i mimo że kandydat PiS w tej kampanii wygłosił setki przemówień do swoich zwolenników, to nadal nie wiemy, kim de facto jest rozpoczynający swój urząd prezydent Rzeczypospolitej. Im więcej kandydat PiS mówił, tym mniej było jasne, jakie ma poglądy. Im głośniej krzyczał, tym mniej wiedzieliśmy, co jest dla niego naprawdę ważne. Kiedy dziś sięgam pamięcią, by wydobyć z wystąpień Andrzeja Dudy jakieś ważne zdanie, które zapadłoby w pamięć, które byłoby znakiem firmowym jego polityki, to mam z tym nie lada kłopot.
Znaki zapytania
W poznaniu Andrzeja Dudy nie pomogły nam media, które nie poszły tropem swych amerykańskich redakcji i nie zadały sobie trudu, by przekopać prywatne życie kandydata, dokonania życiowe czy środowisko polityczne tak, jak to się odbywa w analogicznych sytuacjach w Ameryce. Poniekąd dlatego, że duża część rodzimych mediów uznała, iż Duda nie ma szans na zwycięstwo, więc nie poświęcały mu, przede wszystkim przed pierwszą turą, zbyt wiele czasu. Z kolei po pierwszej turze, sensacyjnej, czasu było już za mało, by nadrobić zaniedbania.
Mało też wiemy, jaki jest polityczny plan prezydenta Dudy. Czy bardziej interesuje go wzmacnianie PiS, czyli swojego zaplecza politycznego, środowiska, które wyniosło go do zwycięstwa? Czy też będzie się starał budować prezydenturę, która byłaby próbą przerzucania mostów między podzielonymi Polakami? Sam prezydent nie pomaga rozwikłać tej zagadki, raczej ją pogłębia. Na gruncie retorycznym Duda nie otwiera ust, jeśli nie mówi o scalaniu rodzimej wspólnoty i tworzeniu kultury dialogu – stąd listy do czytelników, z jednej strony do „Gazety Polskiej", z drugiej do „Gazety Wyborczej". Jednak gdy zerkniemy na konkretne działania, widzimy zgoła co innego: prezydent od pierwszego dnia swego urzędowania angażuje się intensywnie w kampanię parlamentarną PiS.
Tak czy inaczej skazani jesteśmy dziś raczej na przypuszczenia, jak może się potoczyć droga polityczna Dudy jako prezydenta, niż mamy twarde przesłanki do tego, by stawiać ocierające się o pewność tezy. Prezydent gra zresztą na tej ambiwalencji. W tym sensie doskonale wpisuje się w klimat, który zwiemy postpolityką. Andrzej Duda nie dość, że jawi się jako polityk bez właściwości, to jeszcze z bycia kimś takim zdaje się czynić cnotę. Bardziej interesuje go forma i polityczny styl sprawowania władzy niż sama władza czy też twarda treść polityki i działanie. Jest więc radykalnym przeciwieństwem swego patrona – prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w pogardzie miał formę w polityce, bo na pierwszy plan wysuwał treść polityki. Podobnie zresztą jak i prezes Jarosław Kaczyński.
Nowoczesne gadżety
A zatem jaki jest ten styl nowego prezydenta? Po pierwsze, Duda nie chce uchodzić za polityka, który ma – jak się rzekło – twarde poglądy. Dobrym przykładem pokazującym płynność jego stanowiska jest drażliwa kwestia in vitro. Krakowski polityk z jednej strony pokazał się w tej sprawie jako typowy PiS-owski rygorysta, który chciał karać lekarzy za stosowanie tej metody. Z drugiej kilka dni temu deklarował: „Nie mam wątpliwości, że procedury in vitro są potrzebne". A zatem w zależności od tego, do kogo prezydent mówi, takie też dobiera poglądy. Jeśli rozmawia z proboszczem, zabiegając o jego poparcie, jest katolickim integrystą. Jeśli rozmawia z dziennikarzami liberalnych mediów głównego nurtu, chce uchodzić za europejskiego centrystę.