Czeka nas największa zmiana klimatu geopolitycznego od 30 lat. Problem polega na tym, że myśmy dawno w innych niż amerykański pokój warunkach nie funkcjonowali, bo albo była wojna, albo komuna. Wizję zjednoczenia Niemiec amerykańscy politycy w latach 80. popierali pod jednym warunkiem: że nowe Niemcy będą funkcjonowały w ramach zjednoczonej Europy.
Dlatego USA popierały powstawanie wspólnego rynku itd. Gdy w stoczni trwał zakończony niepowodzeniem wiosenny strajk w 1988 roku, na dyplomatycznych salonach Europy i Stanów już toczyły się rozmowy o tym, co się zmieni w ciągu kilku lat. Rozpadaniu się komunizmu towarzyszył strach amerykańskich elit, że Europejczycy, szczególnie ci ze środka kontynentu, urządzą sobie rzeczywistość jak przed 1939 rokiem – z zajmowaniem kawałków państw sąsiadów, gdy nadarzy się okazja, etnicznymi konfliktami, wojnami i wojenkami handlowymi, a także słabością polityczną, która doprowadziła do strzałów ze „Schleswiga-Holsteina". Amerykańskie elity pamiętały trudne czasy, mocarstwem rządził pilot US Navy z czasów drugiej wojny światowej. Dla politycznego Waszyngtonu było oczywiste, że lepiej płacić za zaangażowanie w Europie, niż w razie czego regulować wojenne rachunki szaleńców.