W latach 60. był szefem zjednoczenia państwowych firm kosmetycznych Pollena. Jak mówił mi w wywiadzie, za patent na proszek IXI dostał milion złotych. W dekadzie Gierka został prywaciarzem, ale nadal z legitymacją PZPR w kieszeni. W roku 1988 Mieczysław Wilczek wszedł jako minister przemysłu do rządu Mieczysława Rakowskiego, ostatniego komunistycznego rządu Polski.
Wilczek jest chyba jedynym politykiem z PRL bardzo dobrze wspominanym w wolnej Polsce, zwłaszcza przez przedsiębiorców. Nie żyje od 4,5 roku, ale ma pomnik: wystawił go sobie sam, pilotując uchwaloną dokładnie 30 lat temu, 23 grudnia 1988 r., przełomową w schyłku PRL ustawę o działalności gospodarczej.
W gnębiącym prywatnych przedsiębiorców komunistycznym państwie ustawa Wilczka była prawdziwą rewolucją – zrzucała narzucone gospodarce ideologiczne pęta i zrywała z prymatem sektora państwowego. Uznawała nieoczywistą wówczas zasadę: co nie jest zakazane, jest dozwolone.
Czytaj także: Balcerowicz: Wilczek był mądrzejszy od apologetów jego ustawy
Był to akt desperacji komunistycznej władzy w obliczu osuwania się gospodarki w nicość. Podjęty w nadziei, że Polacy, pozbawieni złudzeń, że państwo zapewni im miejsca pracy i towary w sklepach, od lat jeżdżący po demoludach na nielegalny handel i pracujący na czarno na Zachodzie zajmą się biznesem. I się zajęli, ale PRL to nie uratowało, bo komuniści po drodze stracili władzę.