Drożyzna się rozpędza" – alarmuje w „Polityce" red. Joanna Solska. W „Gazecie Wyborczej" (14.02.2020) mamy z kolei wypowiedź prof. Mariana Nogi. W jego mniemaniu „czas na zapobieżenie inflacji minął... cała sytuacja wymknęła się spod kontroli Rady Polityki Pieniężnej. Teraz, kiedy inflacja wybiła, RPP możliwości ruchu już nie ma".
Osobiście nie należę do gorących wielbicieli obecnego rządu. Z obecnej inflacji nie cieszyłbym się jednak na zapas. Zalecałbym bardziej rzeczową ocenę sytuacji.
Otóż stosunkowo wysoka ostatnio inflacja jest determinowana przez szybki wzrost cen jednej grupy towarów, a mianowicie żywności. W grudniu ub.r. ceny towarów i usług konsumpcyjnych były średnio o 3,4 proc. wyższe niż w grudniu 2018 r. Ale żywność była droższa o 7,5 proc. – podczas gdy wszystkie pozostałe towary i usługi podrożały średnio jedynie o 1,7 proc.
Dobra praktyka międzynarodowa wyłącza z krótkookresowej analizy inflacji pozycje, których ceny są najbardziej niestabilne, a przy tym determinowane przez zjawiska, nad którymi żadne władze nie mają efektywnej kontroli. Idzie tu właśnie o żywność oraz o energię, której ceny w dużej mierze zależą od wydarzeń zachodzących na rynku światowym.
W całym 2019 r. inflacja ogółem wyniosła 2,3 proc., w tym ceny żywności wzrosły o 4,9 proc., a towarów i usług (z wyłączeniem żywności i energii) o raczej umiarkowane 1,9 proc. Oczywiście, mocne podwyżki cen żywności są zjawiskiem nieprzyjemnym. Z drugiej strony należy zauważyć, że – jak uczy doświadczenie – jest to zjawisko przejściowe, mające silny związek z warunkami pogodowymi determinującymi plony i zbiory w rolnictwie.