Leon Podkaminer: Nie ganić NBP bezrefleksyjnie

„Reguła wydatkowa” oraz „konstytucyjna” bariera 60 proc. długu są efektem radosnej twórczości legislacyjnej. Nie stoją za nimi żadne względy merytoryczne. Pochwalam obchodzenie, czy wręcz łamanie tych reguł/barier, gdy tylko ma to służyć realnej gospodarce.

Aktualizacja: 02.09.2020 12:23 Publikacja: 02.09.2020 12:18

Leon Podkaminer: Nie ganić NBP bezrefleksyjnie

Foto: Fotorzepa/ Rafał Guz

Maciej Stańczuk w polemice z tekstem prof. Chojny-Duch „Działania NBP w kryzysie godne pochwały” przestrzega przed „bezrefleksyjnym chwaleniem NBP”. Jestem daleki od chwalenia NBP, bezrefleksyjnego i każdego innego. Jestem jednak bardzo daleki od uznania ważności argumentów Macieja Stańczuka.

Argumenty te mają, w jego opinii, dyskredytować nie tylko obecna politykę pieniężną, ale też obecną (i przeszłą) politykę fiskalną. Tą ostatnią sprowadza on do ryzykownego „wpompowywania” kolejnych miliardów w gospodarkę, w ramach „tarcz antykryzysowych”. Polityki tej Maciej Stańczuk nie aprobuje, wieszcząc „tarapaty związane z kryzysem nadmiernego zadłużenia (…) Polski deficyt finansów publicznych będzie wynosił pod koniec roku ok. 58 proc. PKB, niebezpiecznie zbliżając się do konstytucyjnej bariery 60 proc.” (Hm, 60 proc. to „oficjalna bariera” długu, nie deficytu-L.P.). Rodzą się pytania: jakie konkretnie niebezpieczeństwo wyniknie z przekroczenia tej „bariery”? Dlaczego już w 2019 r. (i wcześniej) w „tarapatach” nie była W. Brytania (z długiem 86 proc. PKB), USA (111 proc.), Japonia (237 proc.)? Dla przypomnienia: w 2019 r. polski dług publiczny nie przekraczał 46 proc. PKB. (a dług publiczny 12 oryginalnych krajów strefy euro (EA12) wynosił 89 proc. PKB tej strefy).

Rząd, zdaniem Macieja Stańczuka, „…rozmiękcza regułę wydatkową i wyprowadza większość wydatków tarczy antykryzysowej poza budżet. W ten sposób może obejść bariery konstytucyjne, ale nie oszuka rynków. Sukces tej strategii zależeć będzie od rzeczywistego stanu naszej gospodarki , utrzymania wysokiego poziomu zaufania do… NBP oraz odpowiedzi na pytanie, czy rząd stać będzie na ponoszenie dalszych kosztów związanych z walka z pandemią”.

Otóż, po pierwsze, „reguła wydatkowa” oraz „konstytucyjna” bariera 60 proc. długu są efektem radosnej twórczości legislacyjnej. Nie stoją za nimi żadne względy merytoryczne. Pochwalam obchodzenie czy wręcz łamanie tych reguł/barier, gdy tylko ma to służyć realnej gospodarce. Sabat jest dla ludzi, a nie na odwrót… Zauważmy też, ze nikt poważny – poza garstką unijnych biurokratów i staromodnych niemieckich profesorów przedmiotu Wirtschaftslehre – nie przywiązuje najmniejszej wagi do numerologii fiskalnych zapisów traktatu z Maastricht (tamże figuruje też bariera 60 proc. długu publicznego).

Po drugie, najlepszym sposobem utrzymania zaufania do NBP jest podtrzymywanie gospodarki realnej – nawet metodami, które laikom wydawać się mogą niesłuszne. Radykalna zmiana polityki, skutkująca obsunięciem się gospodarki w głęboką recesje, z całą pewnością zaufania tego nie umocni – nawet, gdy spotka się ona z aprobatą „głównych ekonomistów” tego lub innego towarzystwa. Po trzecie, rząd (wespół z NBP) zawsze będzie stać na ponoszenie dalszych „kosztów” walki z pandemia – drogą zlecania wydatków finansowanych w ostateczności nowymi emisjami długu publicznego. Warto zauważyć, że efektywne odsetki od tego długu są niższe od inflacji. Formalnie, „obsługa” długu publicznego nie wiąże się z żadnym realnym kosztem. Realne „koszty” ponoszą nabywcy długu publicznego, na których brak nie można się jednak uskarżać!

Maciej Stańczuk nie pominął okazji, by przywołać wizję niewypłacalności kraju (jako skutku rosnących kosztów zaciąganego długu publicznego) – oraz by wyrazić ubolewanie z powodu tego, że Polska nie jest członkiem strefy euro. Zdaje się on nie rozumieć, ze kraj zadłużony przede wszystkim we własnej walucie (i wobec własnych rezydentów) – tak jak Polska współczesna - nigdy nie jest niewypłacalny. To, że ciężar obsługi takiego długu nie jest praktycznym problemem wiadomo już od 1944 r. – od klasycznej pracy E. Domara. Niewypłacalnym może być kraj zadłużony w walucie obcej, wobec zagranicy, tak jak gierkowska PRL, albo współcześnie Grecja i Włochy – kraje zadłużone „nadmiernie” w euro - walucie de facto obcej.

Maciej Stańczuk ubolewa, że „…kontynuowanie tarcz kosztuje, a rezerw nie ma już wcale, gdyż w czasach świetnej koniunktury, kiedy inni robili porządki w swoich finansach publicznych i wypracowywali realne nadwyżki budżetowe (większość krajów UE)… my zajmowaliśmy się konsumpcją owoców wzrostu gospodarczego…” Kontynuowanie kosztuje? Kogo właściwie? Ministra finansów osobiście? Beneficjentów owych tarcz? Cóż za nonsens!

Dalej, co Maciej Stańczuk rozumie przez realne „rezerwy” wypracowywane przez politykę fiskalną skutkującą nadwyżkami budżetowymi? Czy są to zasoby gotówki, pochodzące z bieżących nadwyżek podatków nad wydatkami, przechowywane w podziemiach Ministerstwa Finansów jak - nie przymierzając - ziemniaki „na zimę”? Otóż owe „realne rezerwy” – denominowane w walucie narodowej - maja żadnego bytu realnego! Reprezentują one jedynie zmianę stanu długu publicznego – co ma znikomy wpływ na cokolwiek realnego.

Ponadto, autor dezinformuje w sprawie faktów. Według AMECO (Eurostat) latach 2017-2019 średni deficyt sektora finansów publicznych (tj. potrzeb pożyczkowych netto tego sektora) wynosił w Polsce 0,81 proc. PKB. W tym samym czasie deficyt ten wynosił 0,85 proc. dla całej grupy zachodnioeuropejskich krajów UE (tzw. EU15), oraz 0,70 proc. dla 12 oryginalnych członków strefy euro (EA12). W praktyce Polska nie odstawała więc wyraźnie od standardów unijnych.

Owszem, nie brakowało też krajów wypracowywujących nadwyżki. Ale oprócz Luksemburga, Niemiec i Holandii, wyróżniały się tu kraje raczej marginalne (np. Bułgaria, Grecja, Cypr, Malta, Chorwacja, Czechy). Ponadto, nie wolno jest oddzielać „konsumpcji owoców wzrostu gospodarczego” od samego „wzrostu gospodarczego”. Bez zwiększenia konsumpcji (co dokonało się m. in. dzięki hojnym transferom trafiającym do gospodarstw domowych) popyt byłby niższy – i niższy byłby też zbyt produkcji i sama produkcja, a więc i wzrost gospodarczy! W przeciwieństwie do Polski, która nie wypracowywała nadwyżek budżetowych, Bułgaria i Czechy owe nadwyżki wypracowywały. Ten fakt koreluje się z tempem wzrostu gospodarczego. W Polsce PKB wzrósł o ok. 15 proc. (2019 wobec 2016), tj. 4,8 proc. średniorocznie. W Bułgarii i Czechach było to tylko ok. 10 proc. (ledwo 3,2 proc. średniorocznie).

Autor jest emerytowanym pracownikiem Wiedeńskiego Instytutu Międzynarodowych Porównań Gospodarczych. W latach 2005–2009 był członkiem zespołu doradców ds. polityki pieniężnej Parlamentu Europejskiego. 

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację