Platforma Obywatelska szła do wyborów 2005 r. między innymi z hasłem zrobienia porządku w wydatkach państwa. Wyborów wtedy nie wygrała, być może postulat ograniczenia wydatków socjalnych miał tu swój pokaźny udział. PiS odważyło się jedynie na przygotowanie projektu ustawy o finansach publicznych bez zmniejszania wydatków socjalnych. Ustawa jest pierwszym krokiem do porządkowania wydatków. Warto się na niej oprzeć. Drugim krokiem, znacznie trudniejszym, jest faktyczne ograniczenie wydatków, szczególnie socjalnych. Czy uda się te zamierzenia zrealizować?
Mamy tu dwa główne problemy. Pierwszy to perspektywa wyborów prezydenckich. Jeśli Donald Tusk poważnie myśli o szansach na zwycięstwo, będzie musiał brać pod uwagę wiele grup potencjalnego poparcia. Do wyborów zostały trzy lata, co oznacza, że na działanie i zobaczenie jego efektów mamy najwyżej nieco ponad dwa.
Dzięki ograniczeniu wydatków socjalnych można by było na przykład obniżyć podatki, co oznaczałoby dla Kowalskiego wymierne korzyści. Tyle tylko, że ów Kowalski nie mógłby być na przykład rolnikiem, bo ta grupa społeczna PIT i tak nie płaci. Ograniczenie wydatków to także nowa, dla wielu zdecydowanie mniej korzystna, ustawa o emeryturach pomostowych. To także przegląd rent i zasiłków socjalnych. Takich przykładów jest więcej. Drugi problem to koalicjant. Nie wiemy tak do końca, jakie są poglądy PSL w kwestii ograniczania wydatków socjalnych, ale pierwsze pomysły, na przykład wprowadzenie dodatków prorodzinnych dla rodzin wiejskich, idą w przeciwnym kierunku.
Jedyną szansą na poważne reformy wydaje się porozumienie ponad podziałami wzorem tak chętnie podawanej za przykład Irlandii czy też słynącej z opieki społecznej Szwecji. W obu tych krajach najważniejszym siłom politycznym udało się porozumieć w kwestii porządkowania i ograniczania wydatków, głównie socjalnych. W Polsce szanse na podobne decyzje w przypadku ograniczenia wydatków są jednak niewielkie.
Redukcja wydatków socjalnych nie ma oznaczać zabierania tym, którzy pomocy potrzebują. Wystarczy rozglądnąć się, aby zobaczyć, ile osób żeruje na obecnym systemie. W czasach, kiedy mamy szybki wzrost gospodarczy, kiedy tworzone są miejsca pracy, najłatwiej o zmiany. Najłatwiej nie oznacza jednak, że łatwo.