Ale nie ma też obawy, że dobry stan gospodarki sprawi, iż firmy windykacyjne zaczną upadać. W ciągu ostatnich 12 miesięcy wręcz zwiększyły zatrudnienie o 10 proc. W 2005 i 2006 roku fundusze sekurytyzacyjne kupiły od banków portfele bardzo starych i niespłacanych kredytów, które nominalnie warte są miliardy złotych. Fundusze same nie zajmują się odzyskiwaniem długów, zleciły to profesjonalistom. Cały proces wyszukiwania i ponaglania setek tysięcy nierzetelnych klientów banków do spłaty kredytów może trwać nawet kilka lat. Ponadto w tym roku banki znów “wypchną” niespłacane pożyczki. I znów będą one warte miliardy złotych.
Martwi mnie za to, że windykatorzy liczą, iż już w przyszłym roku może się zacząć dla nich raj. Wieszczą, że coraz wyższe stopy procentowe, spowolnienie gospodarcze, a w konsekwencji wzrost bezrobocia doprowadzą do pogorszenia sytuacji materialnej wielu Polaków. A to zaś może oznaczać rosnącą grupę osób, które nie będą w stanie spłacać rat na czas. Szczególnie rat zaciąganych nieraz na bardzo wysokie kwoty kredytów hipotecznych. Wtedy banki będą pozbywać się takich pożyczek albo zlecać windykatorom odzyskanie pieniędzy.
Wolę wierzyć w scenariusz, który zakłada, że banki niedługo zaczną sprzedawać tzw. regularne kredyty, a firmy windykacyjne zaczną się zajmować jedynie monitorowaniem tego, czy klienci płacą raty na czas. I takiego rozwoju wypadków życzyłabym naszej gospodarce.