Rz: Sektor stoczniowy nie ma już decydującego wpływu na gdyńską gospodarkę, ale w Stoczni Gdynia pracuje ponad 4 tys. ludzi, w stoczniowej grupie ponad 7 tys. Stocznia Gdynia, zresztą nie tylko ta, znów ma poważne problemy. Problemy całej tej branży ciągną się od lat. Gdzie tkwi błąd, kto ponosi za to winę?
Wojciech Szczurek:
Polska jest krajem, w którym nie ponosi się odpowiedzialności za zaniechanie decyzji. Stocznia jest kolejną wielką firmą gospodarki morskiej przeżywającą trudności wskutek braku rozwiązywania problemów, braku woli politycznej przez ostatnich kilkanaście lat. To nie jest wypadek przy pracy, to jest zjawisko.
Gdy prawie dziesięć lat temu zostałem prezydentem miasta, Polskie Linie Oceaniczne miały ponad 100 statków. Widząc brak decyzji, czy firmę prywatyzować czy restrukturyzować i zachować jako państwową, organizowałem w Gdyni posiedzenia komisji sejmowych, naciskaliśmy na kolejne rządy. Czas upływał, a PLO, przejadając majątek, wyprzedawały statki. Dziś PLO jest tylko symbolem, ma niewielki, liczący kilka statków potencjał. A na świecie trwa wielki boom przewozowy. Jaka byłaby to potęga, gdyby Polska miała firmę żeglugową ze 100 statkami! To, że ta flota zniknęła, jest zarzutem pod adresem wszystkich kolejnych ekip rządzących. To samo dotyczy stoczni. Uciekanie od rzeczywistych problemów, rozwiązywanie dylematów poprzez szukanie pieniędzy na wypłaty, inne doraźne rozwiązania, a nie finalne rozwiązanie sprawy powoduje tak dramatyczne wydarzenia.
Ważne jest to, że pierwszy raz w Ministerstwie Skarbu przy rozwiązywaniu tego poważnego problemu stoczniowego widzę wielką determinację. A mam skalę porównawczą. Najważniejszym kluczem, pytaniem pozostaje, czy mamy realnego inwestora dla stoczni.