Nie zapewniłaby i była ryzykowna ze względu na jej immanentną wadę, jaką był nominalny poziom deficytu. Groziło to m.in. eksplozją deficytu przy wolnym wzroście PKB. Obniżenie deficytu do poziomu 18,2 mld zł w porównaniu zarówno z kotwicą Mecha, jak i z planowanym na ten rok deficytem na poziomie 27,1 mld zł jest znaczną poprawą, choć, jak wiemy, w tym roku realizacja budżetu będzie znacznie poniżej planu.
Na razie lepsze od oczekiwań wykonanie tegorocznego deficytu budżetowego to w znacznej mierze pochodna opóźnień w realizacji tegorocznych wydatków. Dotąd wydano o 10 mld zł mniej w stosunku do planu. Nie jest to dobra wiadomość, bo w większości są to wydatki inwestycyjne. Dochody w tym roku mogą być wyższe od oczekiwań z PIT i CIT o kilka miliardów (rząd szacuje, że 3 mld zł), ale dochody z podatków pośrednich nie zaskoczą nas tym razem pozytywnie. Tak przynajmniej obraz ten wygląda po pięciu miesiącach tego roku. Oznacza to, że niższy deficyt, prawdopodobnie w okolicach 20 mld zł, zrealizowany zostanie głównie za sprawą niedokonania części wydatków. To nie jest trwała gwarancja niższego deficytu.
Dlatego też na tym tle redukcja deficytu, przy jednoczesnej obniżce podatków PIT (jej koszt to 7 mld zł) w 2009 r., wygląda całkiem przyzwoicie. Jest również zbieżna z programem konwergencji przyjętym kilka miesięcy temu. Tyle pozytywów. Co do głównych zastrzeżeń: cały plan redukcji deficytu polega na wolniejszym tempie wzrostu wydatków (rosną o 6 proc.) niż dochodów (zwiększą się o 10 proc.).
Obniżanie deficytu w ten sposób nie jest najgorsze, ale metoda ta jest skuteczna tak długo, jak długo wzrost gospodarczy jest wysoki. Przy spowolnieniu wzrostu wydatki sztywne znów doprowadzą do wzrostu deficytu. Dlatego tak ważne są reformy strukturalne, aby móc na stałe zmniejszyć bezpiecznie deficyt.
Jedną z takich reform jest likwidacja wcześniejszych emerytur, co rząd Tuska w najbliższym czasie, mam nadzieję, zrobi. Co do założeń makro, można powiedzieć, że są lekko optymistyczne, ale w miarę bezpieczne. Bo o ile ryzyko wzrostu gospodarczego zaplanowanego na 5 proc. jest w dół, o tyle średniorocznej inflacji na poziomie 2,9 proc. – w górę. W sumie ryzyka te się znoszą. Tak więc, w moim przekonaniu, założenia na rok 2009 są w miarę realne. Co ważne, zbliżają nas do euro. I do pełni szczęścia brakuje nam „tylko” reform sztywnych wydatków budżetu.