Po roku 1989 r, w wyniku wielkiej, i niewątpliwie koniecznej, reformy w Polsce z górnictwa odeszła połowa z 220 tys. zatrudnionych, zamknięto ponad 40 kopalń. Przekonanie, że węgiel zawsze będzie, przesłoniło dość prozaiczny fakt, że złoża się wyczerpują i bez poczynionych w odpowiednim czasie inwestycji produkcja będzie spadać.

Dane są bezwzględne. W tym roku wyeksportujemy 9,5 mln ton, import skoczy do 10 mln ton. A jeszcze w 2006 r. nadwyżka eksportu sięgała 10 mln ton. Na ostatnim wzroście cen zatem nie zarobimy. Owszem, kopalnie inwestują, ale efekty będą widoczne za dziewięć – dziesięć lat. Tymczasem za pięć lat ceny węgla mają się stabilizować. Czy polskiemu górnictwu pisane jest więc ciągłe mijanie się z globalnym cyklem koniunktury?

Skomentuj na blog.rp.pl