Kryzys nie zaszkodzi kinom

Historia pokazuje, że część z najlepszych chwil dla kin przypadała na czas recesji. Przeciętny człowiek nie przejmuje się ogromnymi spadkami na giełdzie, dopóki ma za co żyć i ma pracę - mówi Moshe J. Greidinger, prezes spółki Cinema City International, w rozmowie z "Rz"

Publikacja: 13.10.2008 18:31

Moshe J. Greidinger, prezes spółki Cinema City International

Moshe J. Greidinger, prezes spółki Cinema City International

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Polacy lubią oglądać filmy? Bo statystycznie Polak chodzi do kina 0,8 w roku - to wciąż bardzo mało. [/b]

[b]Moshe J. Greidinger:[/b] Przy analizie takich danych trzeba zwrócić uwagę, czy kraj jest już kompletnie wypełniony kinami, o czym w przypadku Polski nie ma jeszcze mowy - sami w tym tygodniu otwieramy tu kolejne kino, w Zielonej Górze, gdzie 120 tys. ludzi wciąż nie ma nowoczesnego multipleksu. Z drugiej strony Warszawa jest już na przykład całkowicie zapełniona kinami, Poznań i Kraków też, ale wciąż widać tam szanse na wzrosty. Żeby wytworzyć w ludziach zwyczaj: dziś jest weekend, więc idę do kina, potrzeba trochę czasu. Myślę, że w ciągu trzech lat przeciętny Polak będzie chodził do kina 1,8-2 razy do roku. Optymizmem napawa mnie fakt, że w takich miastach jak Warszawa czy Poznań wskaźnik ten już wynosi ponad 3.

[b]W jak dużym mieście opłaca się dziś w Polsce otworzyć multipleks?[/b]

Myślę, że w takim z liczbą mieszkańców na poziomie 100 tys., może nawet 80 tys. - zależy od okolicy. Może być przecież taka sytuacja, że miasto na 80 tys. mieszkańców, ale w pobliżu jest mniejsze, np. 40-tysięczne i kilka większych miasteczek, w których nie ma kina, a więc są potencjalni widzowie.

[b]Czym Polacy różnią się od innych narodów, jeśli chodzi o chodzenie do kina?[/b]

W Polsce bardzo silna jest tradycja chodzenia do kina, podobnie jak tradycja robienia filmów, to stąd pochodzi przecież chociażby Andrzej Wajda. Ale najbardziej Polskę wyróżniają na tle innych krajów często chodzące do kina dzieci, np. rano, w ramach zajęć. Takiej pasji do kina w młodych ludziach nie ma w innych krajach.

[b]Dlaczego zadecydował się pan zainwestować w kinowy rynek? [/b]

Trochę nie miałem wyjścia – urosłem po to, że prowadzić kino. Jestem trzecim pokoleniem w tym biznesie. Mój dziadek w 1931 roku otworzył pierwsze kino w Hajfie. Nazywało się EINDOR. Potem do biznesu wszedł mój ojciec, teraz zajmujemy się nim obaj z bratem. [b]Większość przychodów Cinema City pochodzi z Polski. Czy to się zmieni? Jeśli tak, to kiedy i jaki kraj może zacząć przynosić spółce wyższe dochody? Rumunia? [/b]

Nie, to kwestia bardzo prostych prawd: Polska to 40-milionowy kraj, Rumunia 20-milionowy, Węgry i Czechy ok. 13-14 mln, Bułgaria ma 10 mln, a Izrael – 7. To pokazuje, że Polska pozostanie głównym polem naszych działań.

[b]Większość kinowych ekranów, jakie teraz planujecie, jest zlokalizowana w Rumunii. Dlaczego? [/b]

Tam w ogóle nie ma kin. Mamy tam taką sytuację, jak w Polsce w 1999 roku. Ale możliwości są tam duże, ludzie lubią wychodzić wieczorem – w Bukareszcie wieczorem w kawiarni nie da się znaleźć nigdzie wolnego miejsca. Ale jest też wiele pracy do wykonania. Przede wszystkim trzeba wybudować masę kin, no i wytworzyć w ludziach zwyczaj chodzenia do nich. Wychodzą wieczorami, ale do pubu, restauracji. Dwa pierwsze kina otworzyliśmy w Jessy i Timisoarze. W pierwszym z tych miejsc wyniki były świetne, w drugim – przekraczały nasze oczekiwania. W ciągu dwóch tygodni otworzymy tam teraz dziesięciosalowy multipleks. Jesteśmy optymistami, jeśli chodzi o Rumunię.

[b]Jakieś inne państwa w planach? [/b]

Nic, co moglibyśmy dziś zadeklarować. Cały czas spływają propozycje z różnych zakątków świata: z Ukrainy, Serbii, zachodniej Europy i Indii. Analizujemy każdą osobno i zastanawiamy się co jest najlepsze dla firmy.

[b]Czy Cinema City myślało tu kiedykolwiek o dużym przejęciu? Np. sieci Silver Screen albo Heliosa, który szuka teraz strategicznego inwestora? [/b]

Analizujemy wszystkie możliwości, jakie pojawiają się na rynku. To mogłaby być akwizycja w Polsce, mogłaby być zagranicą. Możemy rozwijać się poprzez otwieranie nowych kin, co właśnie robimy, albo rozważać akwizycje. Rynek jest tu jednak bardzo ograniczony i myślę, że bardziej realne są dzisiaj nasze akwizycje poza Polską niż w Polsce.

[b]Jak bardzo cyfryzacja kin zmieni rynek?[/b]

Wdrażanie cyfrowych technologii w kinach to trudne zadanie wymagające stworzenia nowego modelu biznesowego. Tradycyjny model biznesowy dystrybucji i pokazywania filmów w dużym uproszczeniu bazuje na tym, że dystrybutorzy płacą za kopię filmową i marketing, a ten, kto pokazuje filmy buduje kino, dba o sprzęt i płaci pracownikom kina. Teraz mamy sytuację, w której operatorzy kin muszą zainwestować sporo w nowy sprzęt, ale on wymaga pomocy dystrybutora. W USA stworzono porozumienie VPF czyli Virtual Print Fee, w ramach którego dystrybutorzy wpierają cyfryzację. W Europie ten proces przebiega powoli.

Wyposażamy teraz sale w cyfrowe projektory. Kupiliśmy ich już 50, z czego 30 zostanie zainstalowanych w Polsce, bo tu prowadzimy najszerszą działalność. Negocjujemy zakup kolejnych 50 projektorów, z których znowu 30, a może nawet 35 trafi do Polski. Cyfryzacja kina to przyszłość.

[b]W Internecie film można dziś legalnie obejrzeć za bardzo niewielkie pieniądze, można też kupić sobie kino domowe. Nie obawia się Pan, że to zmusi branżę do ucieczki do Internetu lub cięcia cen biletów?[/b]

Ja to widzę zupełnie inaczej. W domu można sobie obejrzeć film na różne sposoby: w telewizji, w sieci, komórce, właśnie w kinie domowym, ale my z tym nie konkurujemy. Oferujemy rozrywkę tym, którzy chcą z domu wyjść, a nikt nie jest w stanie bez przerwy siedzieć w domu. Naszą konkurencją są więc np. restauracje i puby. Obraz i dźwięk, jaki można zobaczyć naszym kinie jest lepszy niż w domu, pokazujemy premiery. Oczywiście zawsze można zdobyć piracką kopię, ale to już nie jest to samo, co oglądanie nowego Jamesa Bonda czy Harrego Pottera w świetnej jakości w kinie.

[b]Z danych PwC wynika, że do 2012 roku wpływy z biletów kinowych na całym świecie będą rosły, ale w jednocyfrowym tempie. Co branża może robić, żeby przyspieszać własny wzrost?[/b]

Nasz główny wzrost będzie pochodził oczywiście z tego, że otwieramy nowe kina. Wraz z rozbudową sieci przyjdzie czas na dwucyfrowy wzrost. Wzrosty to także efekt podwyżek cen biletów – rosną, bo w wielu państwach są wciąż relatywnie niskie. Poza tym ludzie z czasem nabywają przyzwyczajenie chodzenia do kina i rośnie widownia. Ważne są też oczywiście silne rodzime produkcje. Wystarczy popatrzeć, jak popularne są w Polsce. Naszym driverem w przyszłym roku będzie kino trójwymiarowe i nowe multipleksy.

[b]Jak można zwiększać przychody z reklam? Nie da się przecież w nieskończoność wydłużać bloków reklamowych.[/b]

Oczywiście, że nie. Nasze procedury przewidują, że w ekstremalnych przypadkach dopuszczamy 13,5-14 min., ale zazwyczaj jest to 12 min. Czujemy, że to wystarczy. Ale na dojrzałych rynkach można znaleźć inne sposoby na zarabianie z reklam, np. sponsoring, który oczywiście daje przychody, ale dobrze sprawdza się też z punktu widzenia firm, które zostają sponsorem. Pozwalamy sponsorować sale kinowe, filmy, a nawet całe kina, jak IMAX jest sponsorowany przez Orange. Prowadzimy też np. Cinemapark - edukacyjny program dla dzieci, które uczą się w kinie np. o wszechświecie. Ale sposobem na zwiększanie przychodów jest oczywiście obejmowanie działalnością kolejnych krajów. Należąca do nas polska spółka reklamowa New Age Media obsługuje teraz też np. rynki Czechy, Węgry i Rumunię.

[b]Nie da się dziś uwolnić od rozmów o kryzysie. Czy finansowa zapaść nie spowoduje problemów w branży? Przecież kiedy ludzie nie mają pieniędzy, zazwyczaj w pierwszej kolejności rezygnują z wydatków na rozrywkę.[/b]

Nie zgadzam się z tym. Warren Buffet, kiedy kryzys zaczął się właśnie na dobre powiedział, że „ci, którzy sprzedają Coca-colę, nie muszą się martwić”. My jesteśmy takim biznesem sprzedającym Coca-Colę, ale w dużo szerszym znaczeniu tego słowa. Historia pokazuje, że część z najlepszych chwil dla kin przypadała na czas recesji. To prawda, że ludzie tną wydatki, kiedy jest źle, ale rynek się nieustannie bogaci, a ludzie nawet w czasie kryzysu potrzebują oddechu od codziennych spraw. Przeciętny człowiek nie przejmuje się ogromnymi spadkami na giełdzie, dopóki ma za co żyć i ma pracę. Bez względu na to czy rynek zwolni, czy przyspieszy, normalne życie będzie się zawsze toczyć. A częścią normalnego życia jest rozrywka.

[ramka]Moshe J. Greidinger, prezes i dyrektor generalny Cinema City International Współpracownicy mówią do niego Mooky – międzynarodową spółką Cinema City International kieruje wspólnie z bratem Israelem, który jest członkiem zarządu i dyrektorem finansowym firmy. Obaj kino mają we krwi – są trzecim pokoleniem kiniarzy w swojej rodzinie. Pierwsze kino w rodzinie Greidingerów w 1931 roku otworzył dziadek obecnego prezesa. Działało w Hajfie w Izraelu i nazywało się Eindor. Potem w branży kinowej działał ojciec Moshe i Israela – Coleman Greidinger. Mooky Greidinger zaczął pracować w spółce w 1976 roku, a osiem lat później został jej dyrektorem generalnym. Dziś Cinema City ma kina w sześciu krajach : W Polsce, Czechach, Bułgarii, Rumunii, Izraelu i na Węgrzech. W Polsce sieć Cinema City liczy dziś 24 multipleksy, w tym tygodniu powiększy się o kolejne, 25. kino - w Zielonej Górze.[/ramka]

[b]Polacy lubią oglądać filmy? Bo statystycznie Polak chodzi do kina 0,8 w roku - to wciąż bardzo mało. [/b]

[b]Moshe J. Greidinger:[/b] Przy analizie takich danych trzeba zwrócić uwagę, czy kraj jest już kompletnie wypełniony kinami, o czym w przypadku Polski nie ma jeszcze mowy - sami w tym tygodniu otwieramy tu kolejne kino, w Zielonej Górze, gdzie 120 tys. ludzi wciąż nie ma nowoczesnego multipleksu. Z drugiej strony Warszawa jest już na przykład całkowicie zapełniona kinami, Poznań i Kraków też, ale wciąż widać tam szanse na wzrosty. Żeby wytworzyć w ludziach zwyczaj: dziś jest weekend, więc idę do kina, potrzeba trochę czasu. Myślę, że w ciągu trzech lat przeciętny Polak będzie chodził do kina 1,8-2 razy do roku. Optymizmem napawa mnie fakt, że w takich miastach jak Warszawa czy Poznań wskaźnik ten już wynosi ponad 3.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację