Właśnie ta informacja przyczyniła się do znacznych spadków cen akcji na giełdach w regionie. W pewnym momencie indeks największych spółek w Warszawie tracił nawet ponad 9 proc. Doszło do tego w dniu, w którym główne europejskie parkiety zyskiwały na wartości.

W czasach podwyższonej nerwowości inwestorów i rekordowych wahań indeksów naszą wiarygodność na pewno zwiększyłaby obecność w strefie euro. Bo choć o recesji mówi się dziś, myśląc o największych gospodarkach Europy, to notowania spółek tam rosną, a u nas spadają.

Dla wielu zarządzających międzynarodowymi funduszami inwestycyjnymi nie ma dziś większego znaczenia, co dzieje się w gospodarce naszego kraju. Jesteśmy na razie w oku cyklonu, ale co z tego. Decyzję podejmuje makler. Gdy na monitorze swojego terminalu transakcyjnego zobaczy alarm dotyczący tylko jednej z gospodarek w tej części Europy, od razu panicznie wyprzedaje akcje na sąsiednich rynkach zaliczanych do tej samej grupy ryzyka.

A tak, choć nasze oceny i tak poprawiło wejście do Unii Europejskiej, nadal jesteśmy traktowani przez inwestorów z większą nieufnością niż gospodarki krajów rozwiniętych. Całe szczęście złoty trzyma się jeszcze. Pytanie, czy u nas nie ma trupów w szafie. Bo jeśli się jednak okaże, że są – to ucierpi też złoty.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/17/pawel-czurylo-sama-obecnosc-w-unii-to-za-malo-potrzebne-jeszcze-euro/]Skomentuj[/link][/ramka]