Szczupły, zawsze elegancko ubrany, bardzo ostrożny w tym, co mówi, woli milczeć, niż powiedzieć za dużo. Jednak nie ukrywa, gdy w firmie dzieje się źle, dlatego ma w środowisku, także u analityków, opinię rzeczowego fachowca.
Pod jego wodzą firma wykazuje świetne wyniki. Wczoraj Metro poinformowało, że jego przychody ze sprzedaży w 2008 r. wyniosły 68 mld euro i były o 5,9 proc. wyższa niż w 2007 r. Polska jest najważniejszym rynkiem zagranicznym firmy. Obroty Metro w naszym kraju w 2007 r. wyniosły 16,4 mld zł, co daje firmie miano lidera rynku handlowego. Cordes od listopada 2007 r. zastąpił wieloletniego prezesa Hansa Joachima Körbera. Firma potrzebowała świeżej krwi i odważnych decyzji. Jej pozycja rynkowa słabła, a największe problemy przeżywała na najważniejszym rynku niemieckim. Na samą wieść o nominacji Cordesa akcje Metra od razu skoczyły o 8 proc.
Już na pierwszej konferencji powiało grozą – do zarządu wprowadził dyrektora personalnego, co zdaniem większości obserwatorów było zapowiedzią masowych zwolnień. Przyznał też, że Real w Niemczech radzi sobie źle i część sklepów sprzeda lub zamknie.
Urodził się w 1950 r. w Neumuenster. W latach 1969 – 1974 studiował na Uniwersytecie w Hamburgu, później zrobił tam też doktorat z administracji biznesowej. Od 1976 r. przez niemal 30 lat pracował w koncernie Daimler-Benz, później znanym jako DaimlerChrysler. Zajmował różne stanowiska, był prezesem odpowiedzialnym za auta ciężarowe oraz Mercedes Car Group. W 1996 r. został też członkiem rady nadzorczej koncernu. Mógł liczyć nawet na poparcie związków zawodowych – gdy kierował oddziałem produkującym auta ciężarowe, udało mu się go zrestrukturyzować bez redukcji zatrudnienia.
Jak sam mówi, zwolnienia to ostateczność, zazwyczaj zanim się je rozpocznie, są inne sposoby na poprawę rentowności. Tym zdobył przychylność związkowców, co nie znaczy, że jest ich zakładnikiem. W roku 2000 Cordes przyjął stanowisko prezesa w Frontlinerze, amerykańskim producencie ciężarówek balansującym na granicy zysku i strat. W ciągu dwóch lat zamknął wtedy trzy fabryki i zmniejszył o połowę załogę. Ale wszystko odbyło się bez poważnego strajku.