Źródła pesymizmu bankowców są, moim zdaniem, dwojakie. Z badań ankietowych w ramach tzw. testu koniunktury wynika, że przy rozwijającej się gospodarce wyrażają oni na tle innych przedsiębiorców nadmierny optymizm, a w gorszych czasach nadmierny pesymizm. Drugie źródło pesymizmu bankowców to przekonanie (moim zdaniem błędne), że gospodarka realna zostanie dotknięta kryzysem o takich samych rozmiarach jak niedawno sektor finansowy. Przekonanie to jest wzmacniane pesymistycznymi sygnałami płynącymi od zagranicznych banków matek, gdyż w wielu krajach coraz wyraźniejsze stają się przejawy recesji.
Tymczasem zagrożenie kryzysem dopadło polskich przedsiębiorców przy dobrej koniunkturze i wysokim wzroście gospodarczym – i w swoim otoczeniu rzadko kiedy spodziewają się gorszych czasów. Co prawda testy koniunktury pokazują pogarszanie się nastrojów, ale w czasie gorszej koniunktury spadające wskaźniki bardziej pokazują kierunek zmiany nastrojów niż głębokość tej zmiany.
Bankowcy obawiają się, że ich kurczące się możliwości kredytowania przedsiębiorstw przyczynią się do zahamowania inwestycji, a co za tym idzie, także do zmniejszenia tempa wzrostu gospodarczego. Problem w tym, że polscy przedsiębiorcy na ogół finansują inwestycje ze środków własnych, a nie z kredytów bankowych. Ponadto całkiem pokaźne są depozyty sektora przedsiębiorstw w systemie bankowym.
Najdziwniejszy w tym wszystkim jest jednak fakt, że w listopadzie banki pożyczyły przedsiębiorstwom ponad 5 mld zł, a ludności ponad 23 mld zł. W przypadku firm był to trzeci największy przyrost miesięczny w 2008 roku, a w przypadku ludności absolutnie rekordowy przyrost. Rezultaty te odnoszą się do okresu, w którym dawano sygnały o ograniczaniu akcji kredytowej banków, co między innymi miało być zapowiedzią gorszych czasów.
Jak to najczęściej bywa, ani pesymizm bankowców, ani optymizm przedsiębiorców nie musi się sprawdzić w rzeczywistości. Prawda leży pośrodku. Problem polega jednak na tym, że większe szanse na samorealizację mają prognozy pesymistyczne niż optymistyczne. I to niezależnie od tego, kto je formułuje.