Polska gospodarka płaci za grzechy zaniechania

Hubert A. Janiszewski, ekonomista i członek rad nadzorczych spółek notowanych na GPW

Publikacja: 29.01.2009 03:04

Od ponad sześciu miesięcy media, a pod ich wpływem i politycy, wieszczą dla naszej gospodarki dramatyczne skutki kryzysu instytucji finansowych.

Główny ton, szczególnie opozycji, ale i w jakiejś mierze organizacji przedsiębiorców, nie wspominając o goniących za sensacją mediach, to zarzut o braku zdecydowanych działań i pakietów ratunkowych dla rzekomo już upadających przedsiębiorstw. W domyśle chodzi o to, iż rząd Donalda Tuska nie sypie, wzorem np. prezydentów Busha i Obamy czy też premiera Browna lub kanclerz Merkel, workami pieniędzy dla ratowania upadającego sektora finansowego oraz wspomożenia innych gałęzi przemysłu – takich jak np. samochodowy.

Do głosów opozycji przyłącza się prezydent RP wspomagany krzykami związkowców domagających się i utrzymania miejsc pracy, i wzrostu wynagrodzeń!

Nikt nie zadaje jednak pytania, czy w Polsce jest zagrożone istnienie choćby jednego banku? Czy polski rząd ma wspomagać BRE Bank, ponieważ jego właściciel Commerzbank otrzymał ponad 15 mld euro wsparcia od rządu kanclerz Merkel?

Wzrost gospodarczy w Polsce od kilku lat zasadza się na eksporcie, wzroście popytu wewnętrznego i inwestycjach – w dużej mierze zagranicznych. Umocnienie złotówki, jakie miało miejsce w poprzednich latach, też było spowodowane napływem zagranicznych inwestycji oraz prywatnymi i komercyjnymi transferami (w tym z UE).

Spowolnienie gospodarcze w USA odbija się na Europie, stąd zapotrzebowanie na import z Polski musi spaść, a zapaść finansowa musi się odbić zmniejszonymi inwestycjami.

Aby przeczekać spowolnienie gospodarcze, rząd musi ciąć wydatki (bo spadają dochody) oraz podjąć kroki w celu utrzymania płynności sektora bankowego. Dobrym krokiem w tym kierunku będzie dokapitalizowanie BGK; ale byłoby pożądanym wprowadzenie automatycznych gwarancji na transakcje międzybankowe zwiększających płynność banków i ich możliwości kredytowe.

Niemniej istotnym byłoby radykalne znowelizowanie prawa pracy wprowadzające jego daleko idące uelastycznienie oraz ograniczenie pozycji związków zawodowych.

Podejmowane dzisiaj przez rząd kroki mogłyby być mniej radykalne, gdyby nie grzechy zaniechania (reform i oszczędności) popełnione przez rządy PiS, który przejadł owoce szybkiego wzrostu gospodarczego lat 2005 – 2007 oraz nie wprowadził Polski do strefy euro wzorem Słowacji.

Od ponad sześciu miesięcy media, a pod ich wpływem i politycy, wieszczą dla naszej gospodarki dramatyczne skutki kryzysu instytucji finansowych.

Główny ton, szczególnie opozycji, ale i w jakiejś mierze organizacji przedsiębiorców, nie wspominając o goniących za sensacją mediach, to zarzut o braku zdecydowanych działań i pakietów ratunkowych dla rzekomo już upadających przedsiębiorstw. W domyśle chodzi o to, iż rząd Donalda Tuska nie sypie, wzorem np. prezydentów Busha i Obamy czy też premiera Browna lub kanclerz Merkel, workami pieniędzy dla ratowania upadającego sektora finansowego oraz wspomożenia innych gałęzi przemysłu – takich jak np. samochodowy.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację